Dlaczego Antoni Macierewicz miałby tłumaczyć dokument ze spisem agentów polskiego wywiadu na język rosyjski? Janusz Palikot twierdzi, że to dowód, iż wiceprezes PiS pracuje dla Kremla. - Być może Antoni potrzebował tych dokumentów po rosyjsku, by skonsultować się partnerami, którzy pomagali komisji weryfikacyjnej? - tłumaczyli w PiS nim... Macierewicz sam to wszystko zdementował.
Antoni Macierewicz znowu budzi wielkie emocje. Tym razem nie tylko ze względu na jego zainteresowanie badaniem okoliczności katastrofy smoleńskiej. Wracają kontrowersje związane z inną dziejową misją, której podjął się likwidując Wojskowe Służby Informacyjne, czyli trzon polskiego wywiadu. W roku 2006 jako ówczesny wiceminister obrony przy współpracy m.in. ze Sławomirem Cenckiewiczem i kilkunastoma niskiej rangi oficerami próbował oczyścić wywiad z agentów, którzy karierę rozpoczynali w czasach PRL i ze służb III RP mieli uczynić grupę dbającą o interesy dawnej władzy.
Na Raporcie Macierewicza suchej nitki od lat nie pozostawiają praktycy wywiadu. Nie brakuje oskarżeń pod adresem członków powołanej przez niego komisji weryfikacyjnej, że mają oni na swych rękach nie tylko krew ujawnionych w raporcie agentów, ale i wielu naszych sojuszników oraz cywilów.
Macierewicz, czyli prezent dla Kremla
Tygodnik "Wprost" dotarł jednak do informacji, które przeniosły wszystkie te kontrowersje na zupełnie nowy poziom. Okazuje się bowiem, że Antoni Macierewicz miał zlecić tłumaczenie przygotowanego raportu na język rosyjski jeszcze przed oficjalną publikację tego dokumentu. Dla przeciwników nowego wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości to dowód, że Macierewicz może być... rosyjskim agentem.
Tę tezę lansuje przede wszystkim Janusz Palikot, który wcześniej wielokrotnie podkreślał, że także zaangażowanie Antoniego Macierewicza w badanie wydarzeń ze Smoleńska i przedstawiane przez jego współpracowników teorie na ten temat mogą służyć tylko interesom Kremla. "Czy trzeba coś jeszcze, żeby tego człowieka wsadzić do więzienia?" - pyta dziś oburzony lider Twojego Ruchu.
Rewelacyjne doniesienia w sprawie tłumaczenia zleconego przez Antoniego Macierewicza mają wskazywać, że były wiceminister obrony wcześniej chciał pokazać raport zawierający dane polskich oficerów wywiadu Rosjanom. - To kuriozalne podejrzenia, uwłaczające Antoniemu Macierewiczowi szczególnie w takim dniu, jak dziś - usłyszeliśmy od polityków PiS, którzy uznali, że publikacja artykułu na temat kulisów tłumaczenia raportu z likwidacji WSI na język rosyjski w przeddzień rocznicy wybuchu stanu wojennego to nie przypadek. I odmówili komentarza dla "mainstreamowych mediów".
Kiepski agent
Trzydzieści dwa lata temu Antoni Macierewicz został bowiem internowany jako jeden z kluczowych wrogów ówczesnego systemu firmowanego przez ZSRR. Później udało mu się uciec z więzienia, ale w ukryciu żył jeszcze długo po zniesieniu stanu wojennego. W kontekście przeszłości wiceprezesa PiS trudno posądzać go zatem o to, by mógł teraz prowadzić potajemne interesy z rosyjskimi służbami.
Jednak okoliczności tłumaczenia tak ważnego dla bezpieczeństwa państwa dokumentu muszą stawiać pod znakiem zapytania cele, które chciał osiągnąć niezłomny likwidator WSI. Antoni Macierewicz miał bowiem przekazać raport do tłumaczenia nie tylko przed jego publikacją, ale i zrezygnować z usług tłumaczy pracujących dla polskich służb. Na język rosyjski przełożyła go tłumaczka z rosyjskiego osiedla w Warszawie. Macierewicz za tę usługę wykonaną na wolnym rynku miał zapłacić z własnej kieszeni.
W piątkowy poranek zastępca Jarosława Kaczyńskiego na stronach portalu Niezależna.pl opublikował jednak oświadczenie, w którym stanowczo przeczy informacjom opublikowanym przez "Wprost".
Jak było naprawdę?
Macierewicz zaprzeczył więc także informacjom, z których wynikało, iż jego raport przetłumaczono tylko i wyłącznie na język rosyjski. Tygodnik twierdzi, że zrezygnowano z planowanych tłumaczeń dokumentu w sprawie likwidacji WSI na języki niemiecki i ukraiński.
Wszystkie te doniesienia musiały jednak wzbudzić sporą konsternację w samym PiS. Nim oświadczenie Antoniego Macierewicza rozprzestrzeniło się w mediach, zupełnie inne tłumaczenie usłyszeliśmy bowiem od wpływowego posła partii Jarosława Kaczyńskiego, który również nie ukrywał konsternacji artykułem "Wprost". - Być może Antoni potrzebował tych dokumentów po rosyjsku przed publikacją, by skonsultować się jeszcze z partnerami, którzy pomagali komisji weryfikacyjnej? Sądzę jednak, że prawdopodobnie chodziło o sprawne przedstawienie światu raportu po jego publikacji - usłyszeliśmy.
wiceprezes PiS, były wiceminister obrony i likwidator WSI
To jest absurd, gdy Wprost opublikuje ten materiał zostanie wytoczony mu proces. To jest absolutnie niemożliwe, żeby jakikolwiek fragment Raportu z likwidacji WSI był wynoszony na zewnątrz przed ujawnieniem go przez Prezydenta RP. Wszystkie tłumaczenia odbywały się po publikacji jawnej części raportu.
Raport po publikacji przetłumaczono na wszystkie języki kongresowe, w tym na j. rosyjski, lecz najczęściej korzystano z tłumaczenia angielskiego. Jeżeli ktoś myśli, że służby rosyjskie nie znają j. polskiego lub j. angielskiego to niech zapisze się do Ruchu Palikota. Można powiedzieć, że autorzy tej mistyfikacji osiągnęli swój cel, bo wszyscy uważają, że muszą na ten temat dyskutować. Można jeszcze tylko zapytać czy raport nie był rozwożony kawalkadą słoni.