Kraje starej Unii Europejskiej straszą Rumunią. Brytyjska policja jeździ po rumuńskich wsiach przestrzegając mieszkańców przed emigracją. Obawiają się że rynki pracy nie wytrzymają napływu ludności. „The Economist” twierdzi jednak, że niepotrzebnie: kraj się rozwija, a PKB Bukaresztu na jednego mieszkańca zbliża się do unijnej średniej. Jak jest naprawdę?
– Po wiekach ciemności widzimy światło końcu tunelu – mówi nam Ioanna, szefowa międzynarodowej korporacji z Bukaresztu. – Unia Europejska dała Rumunii nowe możliwości. Jednak nie zgodzę się z zachwytami „The Economist”. Nie jest źle, ale też nie jest rewelacyjnie. Na pewno byłoby znacznie lepiej, gdyby nie wszechobecna korupcja, która blokuje nasz rozwój – uważa Ioanna.
Tom kilka lat temu otworzył w Bukareszcie oddział swojej firmy. W rozmowie z nami zwraca uwagę na inną rzecz, która jest problemem dla biznesu. – Biurokracja. Jeśli chcesz, by twoja firma odpowiednio tu funkcjonowała to musisz zdać się na Rumunów. Nikt inny nie rozwiąże twoich problemów. Jest tu tyle różnych dziwnych i skomplikowanych przepisów, że tylko oni wiedzą jak się z nimi obchodzić. Na szczęście robią to po mistrzowsku, choć przyznam, że to dosyć specyficzny rynek – mówi nam Tom.
Życie codzienne w Bukareszcie
Teraz spójrzmy na Rumunię poprzez aspekt życiowy. Brat Ireny mieszka w Bukareszcie, dlatego spędziła u niego ostatnie wakacje. Czy zauważyła jakieś różnice pomiędzy życiem mieszkańców stolicy Rumunii, a mieszkańcami Warszawy?
– Bukareszt jest całkiem podobny do Warszawy, no może poza tym, że latem jest tam niezwykle gorąco i pojawia się mnóstwo bezdomnych. No i problemem są bezpańskie psy. A co poza tym? Ceny żywności są zbliżone do Polski. Taniej można tu wynająć mieszkanie. A co jest droższe? Ubrania w sklepach sieciowych, czy kino. No i też banki są znacznie droższe, bo za niemal każdą usługę trzeba płacić: od przelewu po wypłatę, czy sprawdzenie salda – wskazuje Irena.
Tom natomiast zwraca uwagę na inny aspekt cywilizacyjny. – To kraj południowy, jak Włochy. A wiesz co to oznacza? Najważniejszy jest wizerunek. Nieważne w jakich warunkach mieszkasz, ważne by ludzie cię postrzegali za kogoś wielkiego. Dlatego Rumuni zwracają szczególną uwagę na markowe ciuchy oraz co ważniejsze, na to, by mieć drogie samochody. Po Bukareszcie jeździ zdecydowanie więcej luksusowych aut niż w Warszawie, a z roku na rok pojawia się ich jeszcze więcej – mówi Tom.
Rozwinięte miasta, zacofana prowincja
Tymczasem Ioanna opowiada nam, jakie zmiany nastąpiły po wejściu Rumunii do Unii Europejskiej. Słyszymy, że w dużych miastach można gołym okiem zauważyć poprawę. Podwyższył się poziom życia, ludzi stać na więcej rzeczy. Powstają nowe budynki, poprawia się infrastruktura. Jednak zdaniem naszej rozmówczyni wystarczy wyjechać poza miasto, by zobaczyć, że na prowincji jest zupełnie na odwrót.
– Tam się czas zatrzymał – mówi Ioanna. – Wioski od dziesiątek lat wyglądają tak samo. W wielu miejscach brakuje podstawowych rzeczy, takich jak bieżąca woda, prąd, czy gaz. Z drugiej strony te wioski jakby zachowały kontakt z dawnymi czasami i przekazują dalej różne tradycje.
O nich opowiada nam Mihaela Dranga z Rumuńskiego Instytutu Kultury w Warszawie. W związku z tym, że zbliża się Boże Narodzenie nasza rozmówczyni podkreśla jeden z rumuńskich zwyczajów świątecznych. – Przetrwała tu tradycja kolędowania. Czy to w dużym mieście, czy na prowincji mamy olbrzymie tabory kolędników. Ten zwyczaj jest na tyle popularny, że niedawno UNESCO postanowiło wpisać go na listę światowego dziedzictwa – mówi nam Dranga.
Jan III Sobieski porywający dzieci
Michał spędził w tym kraju trzy i pół miesiąca podążając szlakiem Wlada Palownika, czyli pierwowzoru hrabiego Drakuli. Nasz rozmówca opowiedział nam o tym, jak w Timisoarze chciał z towarzyszami podróży zasmakować rodzimej kuchni. Niestety w każdej restauracji podawali wszystko, tylko nie rumuńskie jedzenie.
– Byliśmy zawiedzeni. Ale o dziwo po podaniu posiłku kelnerka nas zaskoczyła. Powiedziała, że specjalnie dla nas przygotuje rumuński posiłek i na następny dzień zaprosiła nas do siebie. Trochę się baliśmy, ale w końcu skorzystaliśmy z zaproszenia nieznajomej. Na kolacji pojawiła się cała jej rodzina, która opowiadała nam różne historie. Najciekawsza była ta o tym, że Rumuni straszą niegrzecznych chłopców królem Janem III Sobieskim, który może ich zabrać w nocy – mówi nam Michał.
Nasz rozmówca podkreśla, że to nie jedyny przypadek rumuńskiej gościnności. – Podczas całego mojego pobytu co chwilę ktoś oferował nam pomóc. Ktoś gdzieś proponował u siebie nocleg, kto inny nas podwoził. W żadnym miejscu na świecie nie spotkałem tylu życzliwych osób co tam. A czemu kraje starej Unii się boją Rumunów? Nie, żebym był rasistą, ale bardzo zły PR robią im wyjeżdżający stamtąd Cyganie – mówi nam Michał.