Anna* pracuje w salonie sprzedaży jednego z operatorów komórkowych. Jest tam szefową, ale zarabia marnie: 1300 złotych netto. Ostatnio upuściła drogi smartfon i teraz... będzie pracować przez dwa miesiące za darmo. Skandal? Niewolnictwo XXI wieku? Z jednej strony tak, z drugiej – pracownik sam musi się szanować.
Sprawę Anny nagłośnił dziennikarz "DGP" Robert Zieliński. Na Twitterze pytał, czy taka praca to niewolnictwo – skoro osoba pracująca za 1300 na rękę ma robić za darmo tylko dlatego, że upuściła telefon za 3 tysiące. Zieliński wyjaśnił mi, że to osoba na stanowisku szefa salonu. Niestety, to tylko jedna z wielu osób, które pracują w ten sposób.
900 zł netto - normalka
- Pracował u nas kiedyś taki chłopak, dopiero zaczynał, tuż po liceum. Właściciel salonu zaproponował mu praktycznie głodową pensję: 900 zł na miesiąc netto na umowie śmieciowej. Wiedział, że młodzik się zgodzi, bo musiał znaleźć jakąkolwiek pracę. No i zasuwał za te 900 na rękę normalnie po 8 godzin dziennie, a często nawet po godzinach – opowiada mi Marcin, który jeszcze niedawno był szefem takiego salonu sprzedaży – tej samej sieci, co w przypadku Anny.
Pewnego dnia zatrudniony młodzian popełnił niemalże zbrodnię: upuścił dwa nowiutkie smartfony. Przyjechały tuż po premierze, gorący towar. Jak właściciel się dowiedział, wpadł w szał. - On musi to pokrywać z własnej kieszeni, więc zazwyczaj umowy konstruuje się tak, żeby pracownik odpowiadał pensją za wszelkie szkody. Nic nowego, wszędzie tak jest – podkreśla Marcin.
Co salon, to inaczej
Marcin pracował w salonach od kilku lat i rzucił to dopiero, gdy skończył studia. Przerobił dwa punkty tej samej sieci i jego odczucia z obu miejsc są zupełnie różne. - W pierwszym było tragicznie, szef był wiecznie wściekły, opie... nas za byle co. Płace fatalne – wspomina mój rozmówca. W drugim miejscu, jak zaznacza, było zdecydowanie lepiej. Szef nie był już furiatem, ale o pracowników dbał dopiero, gdy go mocno przycisnęli.
- Ja sobie wywalczyłem normalną pensję, bo miałem dobre wyniki sprzedaży. Ale szef jak nie musiał, to nie dawał za dużo. Byli i tacy, co zgadzali się na 600 złotych miesięcznie na rękę i on nie miał oporów, żeby tyle płacić za normalną pracę – opowiada Marcin. I zaraz dodaje: – Ale wiesz, to nie jego wina, że frajerzy się na to zgadzali, nie? Jak ktoś przychodzi i gotowy jest robić za pół tysiąca i nawet nie próbuje powalczyć o więcej, to trudno mieć do kogokolwiek potem pretensje.
Wszystko, żeby zarobić
Marcin opowiada inną sytuację: do salonu przychodzi klient. Chciał się dowiedzieć o możliwość przeniesienia kilku numerów małej firmy z sieci do sieci. Tak się złożyło, że na miejscu był właściciel. Sprzedawczyni, która go obsługiwała, wyjaśniła, że nie ma sprawy, numer można przenieść, ale zanim wszystkie numery zostaną przeniesione, to potrwa kilka dni. Klient podziękował i wyszedł.
- Wtedy się zaczęło. Szef przyszedł i dał nam wykład, jak to mamy za wszelką cenę nakłonić klienta do podpisania umowy, a reszta jest nieważna. I już na pewno nie można im mówić, że coś trwa, bo dzisiaj wszyscy chcą na już i temu panu trzeba było dać gotową umowę do podpisania, a potem się zobaczy. Ważne, żeby zarobić – wyjaśnia Marcin.
Wszystkiemu winne franczyzy
Jak to możliwe, że w salonie znanej sieci komórkowej dochodzi do niemal niewolniczej pracy? Wszystko to kwestia... franczyz. W nich bowiem operator tylko dostarcza sprzęt, usługi i markę – czyli wszelkie gadżety, bannery i tym podobne - do sprzedania, a reszta go nie obchodzi. Administracja, pracownicy, lokal, opłaty, pensje – to wszystko jest w rękach właściciela.
- Oficjalne salony firmowe operatorów sobie na to nie pozwalają. Tam są normalne pensje, normalne warunki, zupełnie inna polityka, bo przecież to podpada pod korpo. We franczyzach, których jest bardzo dużo, liczy się każdy grosz, bo właściciel nie ma z tego nie wiadomo jakich pieniędzy, góra parę, maksymalnie paręnaście tysięcy miesięcznie. No i to on wszystko organizuje i decyduje: kto pracuje, za ile i tak dalej, więc nic dziwnego, że przycinają na czym się da – wyjaśnia Marcin.
Jak zaznacza, takich sytuacji, jak Anny, jest multum. Odpowiadanie pensją za uszkodzenie sprzętu to norma. Niskie płace – też. Niewolnictwo? Mój rozmówca przyznaje, że trochę tak. Ale zaraz potem przypomina: – Jak ludzie by się na to nie godzili, to by do tego nie dochodziło. Jak płacą za mało albo traktują jak śmiecia, trzeba zmienić miejsce pracy. Ja tak zrobiłem: zamieniłem jeden salon na drugi. Okazało się, że może być lepiej i dzisiaj wspominam to całkiem miło.
Kodeksu pracy, odpowiedzialność materialna pracowników
Art. 114. Pracownik, który wskutek niewykonania lub nienależytego wykonania obowiązków pracowniczych ze swej winy wyrządził pracodawcy szkodę, ponosi odpowiedzialność materialną według zasad określonych w przepisach niniejszego Rozdziału.
Art. 116. Pracodawca jest obowiązany wykazać okoliczności uzasadniające odpowiedzialność pracownika oraz wysokość powstałej szkody.
Art. 119. Odszkodowanie ustala się w wysokości wyrządzonej szkody, jednak nie może ono przewyższać kwoty trzymiesięcznego wynagrodzenia przysługującego pracownikowi w dniu wyrządzenia szkody. CZYTAJ WIĘCEJ