Jeden z najbogatszych Polaków Józef Wojciechowski twierdzi, że młodzi Polacy powinni w parze zarabiać 7-8 tysięcy, mieć na dwa auta i móc spłacać kredyt na mieszkanie. W komentarzach wytknęliście mu, że to wizja niemająca nic wspólnego z rzeczywistością – szczególnie poza dużymi miastami. Ale ile trzeba dziś zarabiać, żeby mieć auto i mieszkanie? I w jakim wieku się to osiąga? Sprawdzamy teorię Wojciechowskiego.
Mrzonka? Zdaniem Józefa Wojciechowskiego, miliardera, jednego z najbogatszych Polaków, w dzisiejszych czasach młodych powinno być stać na to wszystko. Za takie stwierdzenie Wojciechowskiemu oberwało się od Was w komentarzach, bo przecież taka wizja jest nierealna. A nawet jeśli jest to możliwe, to tylko w dużych miastach, głównie Warszawie. Poza Warszawą zaś, niemal niemożliwe jest osiągnięcie takiego statusu finansowego.
Ile ci młodzi zarabiają
Sytuacja młodych w Polsce faktycznie, patrząc na dane, nie jest najlepsza. W grupie wiekowej do 24. roku życia bezrobocie wynosi 19,1 proc. W przedziale 24-30 jest z kolei najgorzej ze wszystkich grup wiekowych: bezrobocie na poziomie 29,9 proc. Już na starcie widać, że konkurencja jest spora, a pracy nie aż tyle, by wszystkich nią obdarować – tym bardziej tę dobrze płatną.
Czy młodzi, którzy już mają pracę zarabiają dobrze? Statystyki opublikowane przez portal wynagrodzenia.pl pokazuje, że nie jest najgorzej. Średnia płaca dla wieku 18-25 to 2,5 tysiąca złotych. Ale aż 1/4 z tej grupy dostaje mniej niż 1900 zł i 1/4 więcej niż 3600. Oczywiście, są to kwoty brutto, więc na rękę należy liczyć do kilkuset złotych mniej.
Czy stać nas na auto?
Czy przy takich zarobkach młodą parę stać na nowe auto? Najtańszy nowy samochód na Allegro, jaki znalazłem, kosztuje 35 tysięcy złotych. Oczywiście jest to malutkie autko, bez żadnych bajerów i wypasu. Wyśrubujmy lekko sytuację: młoda para zarabia łącznie 4 tysiące na rękę, mieszka z rodzicami, którym płaci powiedzmy 500 zł miesięcznie (na jedzenie, dom) za utrzymanie. Zostaje 3,5 tysiąca.
Gdyby młodzi odmawiali sobie wszystkiego i odkładali te 3,5 tys. co miesiąc do skarbonki, to po 10 miesiącach oszczędzania stać by ich było na kupno nowego auta – chociaż to dość optymistyczny wariant. Trzeba robić bieżące opłaty i od czasu do czasu wydawać na drobe przyjemności. Załóżmy jednak, że nasza para jest bardzo oszczędna i wydaje na to tysiąc złotych miesięcznie.
To daje nam 2,5 tys. do skarbonki, czyli rok i dwa miesiące, żeby mieć na najtańsze nowe auto. Silniki 1.2 litra w benzynie dużo nie palą, ubezpieczenie takiego samochodu też raczej nie przekroczy 2 tysięcy rocznie, więc na utrzymanie młodych będzie stać – ale tylko przy założeniu, że dalej mieszkają z rodzicami. Z używanymi samochodami sytuacja jest dużo prostsza – po prostu młodych byłoby na nie stać. I kupno używanego auta byłoby zresztą bardziej rozsądne ekonomicznie.
Czy stać ich na kredyt?
Kolejna rzecz: czy taką parę byłoby stać na kredyt? I przede wszystkim – czy młodzi by go otrzymali? Okazuje się, że tak. I to nawet całkiem bezproblemowo, przynajmniej w niektórych przypadkach.
Jak mówi mi Marcin Krasoń, analityk rynku mieszkaniowego w Home Broker, para, która zarabia łącznie 4 tysiące netto, mogłaby bez problemu spłacać kredyt. I podaje przykładowy, prawdziwy kredyt: na 270 tysięcy złotych, za który można kupić mieszkanie 40m2 w Warszawie. Przy założeniu, że metr kwadratowy będzie tam kosztował 5 tysięcy złotych. W stolicy nie brakuje takich miejsc, chociaż trzeba pamiętać, że nie będzie to ani centrum, ani luksusy.
Przy takim kredycie, wziętym na 30 lat, miesięczna rata wynosiłaby 1000 zł. Przy 20 latach – 1255 zł. To nie są zabójcze raty i z ich spłatą można żyć całkiem przyzwoicie, choć trzeba pamiętać, że stajemy się właścicielami niewielkiego mieszkania raczej na peryferiach miasta.
Nie ma problemu, by kredyt wziąć jako para, a nie małżeństwo (wówczas stajemy się współwłaśćicielami mieszkania) – bank bierze pod uwagę łączne zarobki właścicieli. – Ulubionym klientem banków są osoby z umowami o pracę, najlepiej na czas nieokreślony. Przedsiębiorcy i ludzie na umowach cywilnoprawnych mają znacznie trudniej. Ale jeśli przynajmniej jedna z osób ma umowę o pracę, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że otrzymamy ten niski kredyt – wyjaśnia Marcin Krasoń.
Nasz rozmówca wyjaśnia, że gdy dwie osoby mają umowy cywilnoprawne, to szanse na kredyt zdecydowanie maleją. – Chociaż to mocno indywidualna sprawa, a banki podchodzą do tego bardzo różnie. Teoretycznie deklarują, że jeśli te umowy cywilnoprawne trwają rok lub dłużej, to problemu z kredytem nie będzie. Ale to deklaracja – podkreśla analityk.
Masz stabilną pracę, dostaniesz kredyt, ale musisz mieć swój wkład
W praktyce zaś bywa różnie. Bank ocenia głównie stabilność naszego zatrudnienia, więc kruche branże, takie jak media, PR, marketing czy zawody artystyczne, mają małe szanse na otrzymanie kredytu, jeśli obie osoby mają w tych branżach umowy cywilnoprawne.
Do tego nie należy zapominać, że od 2014 roku zmieniają się przepisy i do każdego kredytu trzeba będzie mieć wkład własny w wysokości 5 proc., zaś od 2015 wkład 10 proc. Czyli w 2014 przy kredycie na 270 tysięcy złotych trzeba mieć 13,5 tysiąca wkładu własnego. Do tego Marcin Krasoń przypomina o licznych opłatach okołotransakcyjnych i podatku – tego wszystkiego może wyjść nawet do kilkunastu tysięcy. Dlatego trzeba liczyć, że w momencie kupna mieszkania oprócz wkładu własnego potrzebujemy co najmniej kilka tysięcy ekstra. W 2015 wkład własny musiałby już wynosić 27 tysięcy.
Czy mogą mieć wszystko naraz?
By wziąć kredyt na mieszkanie przy naszych założeniach para musiałaby więc, przy odkładaniu 2,5 tys. miesięcznie, znowu oszczędzać przez co najmniej 10 miesięcy. Wówczas ma pieniądze na wkład i opłaty, może wziąć kredyt na mieszkanie 40m2 w Warszawie – o ile nie są zatrudnieni w niezbyt stabilnych branżach na umowy cywilnoprawne. W 2015 młodzi musieliby oszczędzać, przy tych samych założeniach, ponad rok.
Przypomnijmy, że założenia są takie: para młodych ludzi, dwudziestoparolatków, zarabia łącznie 4 tysiące netto miesięcznie. Mieszkają u rodziców, którym na utrzymanie dają 500 zł (w tym i jedzenie), zaś 1 tys. przeznaczają na swoje wydatki codziennie i przyjemności. Do dosypozycji zostaje im 2,5 tysiąca. I to przy bardzo rygorystycznych założeniach finansowych, bo wbrew pozorom tysiąc złotych na dwoje na wydatki codzienne (nie utrzymanie!) to wcale nie tak dużo.
Ile zostaje na życie?
Niemniej, teoria Wojciechowskiego tutaj się sprawdza: młodzi ludzie, jeśli zacisnęliby pasa i mieszkali z rodzicami, mając stabilną pracę, w 2-3 lata mogliby spokojnie odłożyć na auto i kredyt. A potem stać by ich było na utrzymanie. Przy zarobkach 4 tysiące netto łącznie mają do zapłacenia: kredyt 1000 zł (przy ratach na 30 lat), utrzymanie samochodu: liczmy za benzynę 500 zł + ubezpieczenie. Rocznie za nowe auto nawet o dużej wartości można dostać ubezpieczenie (pełny zestaw: OC, AC, itd.) za 2 tysiące rocznie. To daje 166 zł miesięcznie.
Czyli sam kredyt + auto to wydatek miesięczny rzędu niecałych 1700 zł. Do tego dorzućmy koszty czynszu i opłat mieszkaniowych: internet, telefony. Liczmy więcej, bezpiecznie: 1000 zł na wydatki bieżące. Łącznie 2700 zł samych opłat, 1300 złotych zostaje na jedzenie i przyjemności. Trzeba by zaciskać pasa, ale wizja Wojciechowskiego jest możliwa, nawet dzisiaj.
Kogo dziś na to stać? Kiedy będzie na to stać 20-latków?
A kogo dzisiaj stać na warunki, jakie podał Wojciechowski? Kto zarabia 7-8 tysięcy netto jako para, a do tego ma na samochód i mieszkanie? Średnia zarobków 3800 złotych wypada w grupie wiekowej 26-30 lat, ale nadal 1/4 tych osób dostaje pensję mniejszą niż 2600 zł. Średnia 4690 zł przypisana jest do wieku 31-35 i tak naprawdę dopiero ich stać na to, o czym mówi miliarder.
A kiedy wizja Wojciechowskiego się spełni i nawet dwudziestoparolatków z zarobkami 4 tysiące netto stać będzie na samochody, mieszkanie i życie? – Przy tempie rozwoju gospodarki z ostatnich 2-3 lat takiej perspektywy nie ma – ocenia ekonomista z Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski. Jak podkreśla, zależy to w dużej mierze od kosztów pracy ponoszonych przez pracodawców. – A rząd właśnie podwyższa opodatkowanie pracy, chce oskładkować umowy cywilnoprawne, więc ta perspektywa dla młodych się oddala – wyjaśnia.
Jeśli więc młodzi chcą żyć jak w wizji Wojciechowskiego, pozostaje im tylko zmienić władzę lub mocno wziąć się do roboty. Przy czym opcja numer dwa jest zdecydowanie bardziej prawdopodobna.