– Jestem zaskoczona radykalnym, wojującym katolicyzmem wiceministra Królikowskiego. Ma bardzo określone poglądy i to widać w jego działalności. Uważam, że powinien się zastanowić, czy nadaje się na urzędnika państwowego – mówi w "Bez autoryzacji" o wiceministrze sprawiedliwości, który jest współautorem propozycji zaostrzenia prawa antyaborcyjnego, posłanka PO Iwona Śledzińska-Katarasińska.
W kontekście projektu zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych, który przedstawiła Komisja Kodyfikacyjna prawa karnego, pojawiła się wątpliwość: czy wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski, który jest ekspertem Episkopatu ds. bioetycznych, powinien jednocześnie zajmować się tworzeniem propozycji prawnych dotyczących bioetyki. Jaka jest pani odpowiedź?
Iwona Śledzińska-Katarasińska: Oczywiście każda funkcja to jest kwestia indywidualnego wyboru człowieka. Sam może decydować, gdzie i jak chce działać. Natomiast rzeczywiście jest tak, że obserwuję od dłuższego czasu wystąpienia ministra Królikowskiego w różnych kwestiach i jestem zdziwiona tym jego radykalnym, wojującym katolicyzmem. Ma bardzo określone poglądy i to widać w jego działalności na stanowisku ministra. W związku z tym uważam, że powinien się mocno zastanowić, czy nadaje się na urzędnika państwowego. Ja mam wątpliwości.
Uważa pani, że w tej propozycji dotyczącej aborcji widać poglądy członków komisji, w tym wiceministra?
Tak, w ogóle jestem zaskoczona, że taki pomysł powstał, bo od 6 lat, odkąd Platforma jest przy władzy, wiadomo, że obecny stan prawny dotyczący aborcji jest nie do ruszenia. Tym bardziej dziwią mnie tutaj wypowiedzi prof. Zolla, który nagle mówi, że nie boi się otwierać sporu o aborcję. Panowie profesorowie, docenci, czy jak ich tam tytułować, mogą sobie prywatnie mieć dowolne poglądy, mogą sobie nad nimi dyskutować w swoim gronie, ale w momencie, kiedy są członkami oficjalnej instytucji państwowej czy organu doradczego, powinni je zachować dla siebie. To jest złe, co oni zrobili.
Powiedziała pani, że wiceminister Królikowski "powinien się zastanowić". A może to jego przełożeni powinni zareagować?
Powiem tak: wierzę w wolność jednostki: każdy sam powinien się zastanowić, czy się nadaje. Jednak oczywiście, jeśli ciągle za sprawą wiceministra będą wychodziły takie drażliwe kwestie światopoglądowy i jeśli on dalej będzie narażał na szwank opinie o polityce rządu, to być może ktoś jakąś decyzję powinien podjąć. Ale to już jest zadanie dla bezpośrednich przełożonych.
A wierzy pani, że adres opusdei@interia.pl znalazł się na liście odbiorców gotowego projektu propozycji antyaborcyjnej przypadkowo?
Wie pan, ja nie bardzo wierzę w przypadki. Może to rzeczywiście był prywatny adres jakiejś osoby, tyle że należałoby bardzo wyraźnie publiczne instytucje i organy państwowe oddzielić od działalności pozapublicznej. Tak się nie stało, więc tak czy tak jest to naganne, bo to przejaw braku profesjonalizmu.
Feministki narzekają, że ministerstwo sprawiedliwości jest opanowane przez konserwatystów: wcześniej Jarosław Gowin, teraz Królikowski i Marek Biernacki. Podziela pani obawy, że ich poglądy mogą znaleźć odbicie w rządowych propozycjach?
Przeszkadzało mi, kiedy Gowin stał na czele ministerstwa, bo koncentrował się głównie na sprawach ideologicznych. Nie bardzo widziałam, by podejmował jakieś skuteczne działania na polu wymiaru sprawiedliwości. Natomiast Marek Biernacki zupełnie w innym stylu sprawuje urząd. Rzeczywiście zajmuje się reformowaniem struktur wymiaru sprawiedliwości, a nie widzę, by zdradzał swoje konserwatywne poglądy. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o jego zastępcy.