Jest zdolniejszy od swojego ojca jako biznesmen i odnosi sukcesy – słyszę, gdy pytam o Marcina Rywina, syna słynnego aferzysty. Rywin junior jeszcze kilka lat temu udzielał się dla mediów, dziś tego unika. Skupia się na biznesie, choć ciężko mu uniknąć porównań z ojcem. Nie szuka poklasku, nie bryluje w białym szaliku i z cygarem w ręku. Koledzy z biznesu nawet nie za bardzo chcą o nim rozmawiać.
Chociaż jest synem najsłynniejszego aferzysty w historii III RP, doskonale radzi sobie w biznesie. Afera Lwa Rywina nie zamknęła jego synowi, Marcinowi, drzwi. - Potrafił podnieść się po tych wielkich aferach. Jak na polskie warunki to ogromny sukces – mówi nam biznesmen, który zna Marcina Rywina prywatnie i zawodowo. Jest jedną z trzech osób, z którymi rozmawiam o Rywinie juniorze. Wszystkie trzy zastrzegają, że ich wypowiedzi mają być anonimowe.
Chroni swoją prywatność
Trudno jest się o nim czegokolwiek dowiedzieć. W internecie o jego bieżącej działalności nie ma praktycznie nic. Jedynie strzępki informacji z kolejnych mianowań lub zmian w radach nadzorczych, w których Marcin Rywin zasiada. Do tego doniesienia prasowe na temat sprawy w sądzie, w której Rywin jest oskarżonym – chodzi o fakt, że kiedyś miał próbować pomóc ojcu nie pójść do więzienia, załatwiając mu lewe papiery lekarskie. Sam zainteresowany do zarzutów się nie przyznaje. Wyroku nadal nie ma, ale od tamtej pory biznesmen raczej unika mediów i rozgłosu.
Co więc robi Marcin Rywin, syn człowieka, który wywołał aferę przewracającą do góry nogami polskie życie polityczne? To samo, co ojciec – tylko lepiej. Choć mówi się o nim często "młody Rywin" lub "Rywin junior", to Marcin Rywin jest już po 40-tce. - Jego czterdzieste urodziny były bardzo huczne – śmieje się jeden z moich rozmówców. Jak podkreśla, prywatnie i zawodowo jest to wspaniały człowiek.
Lepszy od ojca?
- Jest na pewno zdolniejszym biznesmenem niż jego ojciec – mówi jeden z moich rozmówców. I zaraz dodaje: - Mogę mówić o nim w samych superlatywach. Słowny, zdyscyplinowany, konkretny. Ma wszystkie cechy, jakie potrzebne są dobremu biznesmenowi.
Drugi z moich rozmówców, który z Marcinem Rywinem zasiadał w jednej z rad nadzorczych, dodaje, że syn Lwa "doskonale odnajduje się we współczesnym biznesie, jego funkcjonowaniu". Jak podkreśla, nikogo nie powinno to dziwić: dzięki ojcu Marcin miał sporo styczności z Zachodem. Szkołę średnią kończył we Francji: prestiżową Ecole Active Bilingue. Studiował już w Polsce, na Uniwersytecie Warszawskim – w Ośrodku Studiów Amerykańskich.
Karierę zawdzięcza sobie
Najwcześniejsze informacje o jego karierze biznesowej to rok 1996 – wówczas Rywin junior trafia do "organów zarządczych" grupy Eastbridge, znanej na całym świecie spółki inwestycyjnej. Eastbridge w Polsce zbudował wiele znanych dziś marek: sieć sklepów Empik czy Zara Polska. To także Eastbridge stworzyło sieć Galerii Centrum po prywatyzacji Domów Towarowych Centrum. W DTC młody Rywin zasiadał w radzie nadzorczej. W NFI EMPIK Media & Fashion S.A. Był "szefem operacji i rozwoju". Z Eastbridge rozstał się w 2008 roku.
Jeden z moich rozmówców, kolega z rady nadzorczej, zaznacza jednak, że stwierdzenie "Marcin Rywin biznesowe sukcesy zawdzięcza ojcu" byłoby grubą przesadą. – Lew Rywin zadbał o to, by syn miał dobrą edukację i szybko zaczął udzielać się w biznesie. Ale to Marcin sam, talentem i ciężką pracą, wywalczył sobie pozycję i sukcesy – podkreśla przedsiębiorca.
Uczy się na błędach, ma swoje sukcesy
Co więcej, Marcin najwyraźniej uczy się na błędach ojca. Gdy bowiem pytam moich rozmówców o to, co odróżnia starego Rywina od młodego, wskazują przede wszystkim skromność i niechęć do rozgłosu. – Nie szuka blichtru, nie interesuje go poklask ani mediów, ani innych biznesmenów. I przede wszystkim, chyba mając w pamięci doświadczenia ojca, ale to tylko moja opinia, stara się nie zadawać z politykami, jeśli nie musi. Robi swoje – komentuje mój rozmówca.
"Swoje" to między innymi East Management – fundusz inwestycyjny, w którym Rywin junior jest dyrektorem generalnym i założycielem. Oprócz tego od 2001 roku był on w zarządzie Heritage Films – spółki założonej wspólnie z ojcem. Młody Rywin zasiadał i zasiada w wielku radach nadzorczych: Bakallandu, spółki PC Guard S.A., MNI SA – funduszu inwestycyjnego (tam zasiadał w radzie również m.in. Robert Gwiazdowski) i kilku spółek należących do MNI. Do tego jest członkiem Polskiej Rady Biznesu, działa tam w Komisji Rewizyjnej.
– Marcin nie ma jednej branży czy firmy, której poświęcałby większość energii, na której by się tylko skupiał. Nie wybrał żadnej konkretnej branży, w której chciałby się spełniać – mówi mi osoba, która zna go zawodowo i prywatnie. W całej swojej karierze faktycznie Marcin Rywin działał na bardzo różnych polach: od mediów, przez telekomunikację, nieruchomości, aż do doradztwa inwestycyjnego i zarządzania aktywami. Swoje przedsięwzięcia, jak mówi mi jeden z jego współpracowników, praktycznie zawsze kończył sukcesem.
Prawica grzmi o "synu Rywina" i "korupcji"
Tylko jedno z tych zajęć mogło mu zaszkodzić – zasiadanie w radzie nadzorczej spółki Hyperion, należącej do wspomnianego już funduszu MNI. Hyperion zajmuje się telekomunikacją, Rywin został powołany na członka jej rady nadzorczej w maju 2012. W listopadzie 2013 tygodnik braci Karnowskich ujawnił zaś, że przy sprzedaży Małopolskiej Sieci Szerokopasmowej, nazywanej lokalną "żyłą złota", mogło dojść do nieprawidłowości.
Prawicowe media wówczas w tytułach podkreślały, że ze sprawą "związany jest syn Lwa Rywina", który "ma już zarzuty korupcyjne". To nie kłamstwo, bo faktycznie Rywin był w radzie nadzorczej w marcu 2013, gdy Hyperion kupował MSS. Ale to na pewno stwierdzenia na wyrost – do tej pory, choć CBA zajęło się sprawą, nie ma dla nikogo żadnych zarzutów. Zaś zasiadanie w radzie nadzorczej nie oznacza, że bierze się udział w bieżącej działalności biznesowej czy jej kreowaniu. Dlatego nie wiadomo, czy Marcin Rywin w ogóle miał cokolwiek wspólnego z kupnem MSS. Zaś pisanie przy tej okazji o "zarzutach korupcyjnych" to zwykła manipulacja - bo dotyczą one starej sprawy, która wciąż za nim się ciągnie, ale z MSS i Hyperionem nie ma nic wspólnego.
Trzymali go w areszcie za nic
Nic więc dziwnego, że Marcin Rywin chroni swoją prywatność i raczej nie kontaktuje się z mediami. I tak musi co jakiś się z nimi zmierzyć – bo wciąż toczy się sprawa, w której on i jego ojciec są oskarżeni o łapówkarstwo. Chodzi o czas, kiedy Rywin junior próbował załatwić tacie lewe zwolnienia lekarskie, by ten nie szedł do więzienia. Ostatnia sądowa batalia w tej sprawie odbyła się w maju 2013, ale wyroków nadal nie ma.
Marcin zawsze, gdy wypowiadał się o tej sprawie, podkreślał, że chciał tylko pomóc ojcu. Żaden z nich nie przyznaje się do winy. W trakcie sprawy młody biznesmen siedział jednak kilka miesięcy w areszcie – tak jak i jego ojciec. Trzymano go tam tak długo i na tyle bezpodstawnie, że zaczęła mu pomagać Helsińska Fundacja Praw Człowieka, oburzona faktem, że nie mając sensownych argumentów, prokuratura trzyma go tak długo w areszcie. Sam Rywin junior mówił wtedy, że jedynym powodem tego aresztu jest jego nazwisko.
Nie da się go zatrzymać
To jednak nie zatrzymało go w biznesowej karierze. Marcin Rywin pokazuje, że ani nagonka mediów, ani wielkie afery ojca, rzutujące na wizerunek, nie są przeszkodą w odniesieniu sukcesu. Świadczy o tym fakt, że gdy pytam jednego z moich rozmówców, czy afery zamknęły kiedyś dla Marcina Rywina jakieś drzwi w biznesie, odpowiedź jest krótka: - Nie zdarzyło się, żeby ktoś go odrzucał ze względu na nazwisko.