![[url=http://shutr.bz/1cBxlID] Wstrząs anafilaktyczny – cichy i coraz groźniejszy zabójca alergików [/url]](https://m.natemat.pl/b206f0a62df4b757f77386d1ca1dc466,1680,0,0,0.jpg)
Dynamiczny rozwój alergii to nie tylko coraz więcej osób zmagających się z katarem, kaszlem, łzawiącymi oczami, astmą. Niestety rośnie też liczba anafilaksji – najniebezpieczniejszej postaci chorób alergicznych. – Jeżeli kiedyś mieliśmy alergii mniej niż 1 proc, to tych wstrząsów uczuleniowych, które mogą spowodować zgon, było niezwykle mało. Dzisiaj ta liczba niestety rośnie – ostrzega prof. dr. hab. n. med. Bolesław Samoliński, prezydent Polskiego Towarzystwa Alergologicznego. Polscy eksperci dyskutowali o tym podczas specjalnie zorganizowanej konferencji ''Przygotuj się na wstrząs''.
O ile w Polsce 500 osób na 100 tys. umiera z powodu chorób układu krążenia, 200 na 100 tys. z powodu nowotworów i 75 na 100 tys. z powodu urazów, to zgony z powodu wstrząsu anafilaktycznego to wielkość rzędu 1-3 na milion mieszkańców rocznie. Czyli mając w Polsce około 40 milionów mieszkańców, możemy się spodziewać w przyszłym roku 100-120 tych przypadków.
W ocenie ekspertów problem anafilaksji jest jednak niedoszacowany i nie dotyczy to jedynie Polski, ale takie obserwacje mają lekarze na całym świecie. – Dane, które tutaj podajemy, a które oscylują wokół jednej anafilaksji na 300 osób i 2-3 zgony na milion mieszkańców w ciągu roku, są danymi, które mogą być niedoszacowane – podkreśliła dr hab. Ewa Cichocka-Jarosz, alergolog dziecięcy. Niedoszacowanie statystyczne dostrzega również prezydent Polskiego Towarzystwa Alergologicznego. – To wyzwanie dla środowiska alergologicznego, bo w tzw. publicznej statystyce wstrząs anafilaktyczny nie jest rejestrowany.
Rosnąca liczba przypadków anafilaksji, również śmiertelnych dotyczy właśnie przede wszystkim młodych ludzi. Dzieje się tak, bo brakuje odpowiedniej reakcji i właściwego rozpoznania, z którym mają problem nawet niektórzy lekarze. W przypadku wstrząsu anafilaktycznego nie ma jednak czasu na błąd.
Osoba uczulona po zetknięciu z alergenem może w ciągu minut odczuć gwałtowne skutki: pokrzywka, świąd, biegunka, ból brzucha, gorączka – to objawy wstrząsu uczuleniowego, czyli wstrząsu anafilaktycznego. To gwałtowna reakcja całego organizmu, która zachodzi w ciągu minut od zetknięcia z alergenem. Ma charakter ogólnoustrojowy, bo zachodzi we wszystkich organach. Uwalnia się histamina, która reguluje procesy zapalne, naczynia się gwałtownie rozszerzają i z naczyń ucieka woda. Układ krążenia jest nagle pusty, taki stan grozi niedotleniem. Nawet 2 litry wody mogą ''uciec'' wtedy z naczyń do jamy brzusznej, co stanowi zagrożenie życia, bo następuje gwałtowne obniżenie ciśnienia.
Mylące w przypadku anafilaksji mogą być objawy, które są charakterystyczne również dla innych nagłych przypadków. Pacjenci, którzy trafiają na SOR-y mają stwierdzone przeważnie pełne zatrzymanie krążenia, zero tętna, zero oddechu. Bez obserwacji tego, co poprzedziło atak – czyli np. styczności z alergenem, pojawienia się uczulenia – lekarzom w szpitalu pozostaje naprawdę niewiele czasu na uratowanie życia chorego. W wielu przypadkach dopiero później okazuje się, że przywiezionego ugryzła np. osa albo zjadł sałatkę i zaczęła go swędzieć skóra.
Są trzy najważniejsze grupy, które powodują anafilaksję: pokarmy, leki, jad owadów. Czwartą jest lateks. Alergolog prof. dr hab. n. med. Barbara Rogala ocenia, że o ile mamy całkiem dużą świadomość, co do zagrożenia, jakie niosą leki i jad owadów, o tyle co do pokarmów, ta świadomość jest relatywnie mała. – Są tzw. ukryte alergeny. Nie zawsze jesteśmy uczuleni na konkretny pokarm. Dlatego tak ważna jest świadomość zagrożenia. Pacjent musi wiedzieć, jakich alergenów ma kategorycznie unikać. 20 proc. w skali świata to anafilaksja o nieznanej przyczynie i tę świadomość też musimy mieć – podkreśla prof. Rogala.
Gdybyśmy żyli w idealnie antyalergicznym środowisku, alergia dotyczyłaby mniej niż 1 proc. obywateli. Takie badania przeprowadzono w latach 20. w Szwajcarii i było to 0,86 proc. W latach 90. było to już 15 proc., a teraz powyżej 20. Tak dynamiczny wzrost jest uzależniony od środowiska zewnętrznego.
Już co drugie dziecko urodzone w 2013 roku będzie miało alergię. – Generalnie są to choroby uczących się dzieci i pracujących młodych ludzi – zauważa prof. Kruszewski. Zdecydowanie częściej alergia dotyczy mieszkańców miast. W Polsce mamy o 1/3 więcej alergii w mieście niż na wsi, mimo że podatność na zachorowanie jest tak sama. Już w ciąży, matka w pewnym sensie naraża swoje dziecko na alergię – jedząc przetworzone produkty, paląc, używając środków chemicznych. Takie dzieci mają nikłe szanse na życie bez tej uciążliwej choroby. Noworodek nie urodzi się z alergią, ale choroba rozwinie się u niego w ciągu pierwszych 3 lat życia.
Alergia niestety towarzyszy chorym przez całe życie, bo jest praktycznie niemożliwa do wyleczenia, chociażby dlatego, że cechuje się ogromną zmiennością. Leki alergiczne działają tylko objawowo. Inną metodą jest odczulanie. – Odczulanie nie wyleczy z alergii w 100 proc., ale około 80 proc. pacjentów ma zauważalne zmniejszone dolegliwości – mówi w rozmowie z naTemat prof. Kruszewski. Jak zwraca uwagę, efekt leczenia może się pojawić już po roku, ale optymalny czas odczulania to 3-5 lat. Niezależnie od podjętego leczenia alergicy muszą unikać alergenów, bo zetknięcie z nimi zawsze naraża ich na wstrząs, którego ostry stan może oznaczać śmierć.
Adrenalina jest jedynym lekiem, który może uratować życie pacjenta, u którego zacznie się wstrząs. Czas na jej podanie jest bardzo ograniczony. – Czas do wystąpienia niewydolności krążeniowo-oddechowej bezpośrednio zagrażającej życiu w wyniku anafilaksji na pokarmy to 30 minut, w przypadku anafilaksji na jad 12 minut, na leki 5 minut – wylicza dr n. med. Łukasz Błażowski, pediatra i alergolog.
Mimo że adrenalina jest jedynym lekiem, który może wyprowadzić z tego stanu, jej podanie jest prawnie ograniczone. O ile sam chory, może ją sobie wstrzyknąć, o tyle będąc świadkiem takiego ataku teoretycznie, nie możemy podać nikomu adrenaliny. Nie w każdym przypadku mogą ją podać również ratownicy medyczni. Adrenaliny nie mogą również podać na przykład nauczyciele w przedszkolu i szkole, co w sposób bezpośredni naraża życie dzieci, które są w szczególnym stopniu na anafilaksję narażone. Nawet szybkie wezwanie pogotowia może okazać się zbyt późne, jeśli weźmie się pod uwagę wspomniany wyżej czas, w którym dochodzi do wystąpienia niewydolności krążeniowo-oddechowej. Każde opóźnienie, nawet 15-20-minutowe obniża szanse przeżycia.