"Bo tutaj czeka się latami", "bo brakuje specjalistów", "bo jest wyższe ryzyko śmiertelności". Każdy pacjent ma własny powód, dla którego szuka pieniędzy na leczenie za granicą. Ale wszystkie mają jedno źródło: system ochrony zdrowia jest chory. Nie leczy go nawet znane nazwisko. O pomoc dla dziecka, jak tysiące innych pacjentów, musi prosić Joanna Rajkowska.
Córka znanej artystki choruje na retinoblastomię, czyli nowotwór oczu. Dziewięciomiesięczna dziewczynka widzi tak, jak gdyby przed oczami miała zaciśniętą pięść. Ratunkiem może być dla niej jedynie specjalistyczna operacja wzroku. Joanna Rajkowska prosi o pomoc przyjaciół - zabieg można przeprowadzić tylko w Londynie. Kosztuje 20 tys. funtów.
W podobnej sytuacji są w Polsce tysiące pacjentów, którzy decydują się na samodzielną walkę o zdrowie i życie. Dlaczego nie złożą go w ręce NFZ?
"Ryzyko powikłań jest większe"
Gdyby polski system dbał o specjalistów, nie musielibyśmy wyjeżdżać za granicę - mówi Edyta Paradzińska, fundatorka Cor Infantis i mama Szymona, który przyszedł na świat z wrodzoną wadą serca. - Leczenie mogłoby odbywać się w Polsce, ale potrzebne są całe zespoły: lekarze, chirurdzy, anestezjolodzy. A najlepsi specjaliści wyjeżdżają i nikt nie stara się o to, by ściągnąć ich z powrotem - dodaje.
Ona sama rozpoczęła leczenie syna jeszcze w Polsce. Później jednak, w ślad za lekarzem, przeniosła je do kliniki w Niemczech.
- Operacja serca niesie ze sobą bardzo wysokie ryzyko. Najważniejsze jest więc wybranie najlepszego specjalisty, który ma odpowiednie doświadczenie. Niestety, choć w Polsce są ośrodki referencyjne, ryzyko śmiertelności i powikłań jest dużo większe - mówi Edyta Paradzińska.
Prowadzona przez nią fundacja zajmuje się pomaganiem w organizacji operacji kardiochirurgicznych najmłodszych. Za granicę wysłała już 200 pacjentów. Koszt leczenia jednej osoby w niemieckiej klinice przy założeniu wykonania trzech operacji serca to ok. 70 tys. zł.
Formalności
Dlaczego za zabiegi nie zapłaci Narodowy Fundusz Zdrowia? Aby NFZ refundował planową operację, konieczna jest zgoda prezesa Funduszu. Żeby ją uzyskać trzeba jednak przejść przez cały łańcuch formalności: najpierw pacjent, a później także lekarz specjalista muszą wypełnić wniosek do Funduszu, który następnie należy złożyć go w
wojewódzkim oddziale NFZ. Oddział analizuje wniosek, sprawdza czy operację da się wykonać w kraju, wycenia koszty leczenia za granicą i przedstawia go do oceny krajowemu konsultantowi. Kiedy skompletuje już całą dokumentację, przekazuje ją prezesowi, który prośbę może zaakceptować lub jej odmówić.
Oddzielny wniosek należy złożyć o zwrot kosztów transportu do miejsca leczenia i zamieszkania w kraju. Opiniuje go dyrektor wojewódzkiego oddziału Funduszu. Cała procedura szczegółowo opisana jest: tutaj. W 2011 roku zdecydowały się ją przejść 254 osoby. 228 dostało pozytywną decyzję o refundacji leczenia. Odmówiono 23. Ogółem NFZ wydał na refundację zabiegów 17,6 mln zł.
Boją się Polski
- Pacjenci, którzy zgłaszają się do NFZ z wnioskiem o refundację operacji, często spotykają się z odmową. Fundusz zwykle wskazuje miejsce, gdzie potrzebny zabieg można przeprowadzić w Polsce, ale czas oczekiwania na niego bywa tak długi, że
zachodzi ryzyko znacznego pogorszenia się stanu zdrowia pacjenta - mówi w rozmowie z naTemat prof. Jerzy Kuś, dyrektor zarządu Dolnośląskiej Fundacji Rozwoju Ochrony Zdrowia we Wrocławiu.
Tymczasem pacjenci obawiają się leczenia w Polsce. Uważają, że w kraju zabiegi realizowane są na niskim poziomie. Formułowanie takich opinii ułatwia internet - Polacy są dzięki niemu coraz bardziej świadomi, mają dostęp do recenzji lekarzy i wybierają ich na podstawie skuteczności leczenia.
- Fakt jest taki, że lekarze bardzo często nie podejmują się prowadzenia zabiegów - mówi prof. Kuś.
Jaka jakość życia?
Profesor Kuś zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt: zagraniczne wyjazdy to jego zdaniem walka nie tylko o przeżycie, ale także o jakość życia już po zabiegach.
- Protezy ortopedyczne u dzieci trzeba wymieniać nawet kilka razy. Rodzice wolą jeździć do Niemiec, gdzie co prawda jest drożej, ale protezy są lepszej jakości, lepiej dopasowane, nie powodujące ran - powiedział.
Opinię potwierdza Edyta Paradzińska: - Bardzo istotny jest stan dziecka po operacji. Jeśli jest ona przeprowadzona poprawnie, a dziecko jest prowadzone przez ośrodek referencyjny, zwykle nie musi wymagać rehabilitacji, gdyż jakość życia pacjenta jest dobra. Gorzej, jeśli na korekcję wady serca trzeba czekać lub wada nie jest zdiagnozowana. Wtedy mogą pojawiać się powikłania, które wymagają długiej i kosztownej rehabilitacji. To obciąża przede wszystkim życie pacjenta, rodzinę i podnosi koszty leczenia - tłumaczy.
Reklama.
Hanna Lis
Dlaczego Londyn, a nie tutaj? Bo tam przeprowadza się operacje, które u nas niestety jeszcze nie są dostępne. Dlatego pomóżmy wszsycy wpłacając co tylko możemy na konto fundacji " Aby Żyć" :)