A gdyby tak akcja "Dziewczyn" rozgrywała się w Polsce...
Bartosz Wieremiej
13 stycznia 2014, 13:08·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 stycznia 2014, 13:08
"Dziewczyny" – serial, w którym pełno jest niespełnionych aspiracji, oczekiwań i marzeń dwudziestoparolatków; w którym czasem dziwne drogi życiowe mieszają się z prozaicznymi często problemami. Produkcja, która dzięki poruszanym problemom, stała się bardzo bliska przedstawicielom jednego z pokoleń po obu stronach Atlantyku, a obecna w niej mieszanka ambicji, zagubienia, beznadziei oraz pojedynczych przebłysków zwykłego farta i bardziej powszechnego pecha powoduje, że człowiek zaczyna się zastanawiać, jakby to wszystko wyglądało, gdyby jej akcję przeniesiono np. nad Wisłę.
Reklama.
Partnerem sekcji jest HBO
Dziewczyny znad Wisły?
O prawdopodobieństwie, typowości i realności problemów, z którymi stykają się bohaterzy "Dziewczyn" wspomina się dość często. Całkiem niedawno pisał o tym w naTemat.pl Nikodem Pankowiak. W swoim tekście zestawił perypetie Hannah (Lena Dunham) i spółki z doświadczeniami młodych ludzi w Polsce. Pokazał, jak bliskie pokoleniu polskich dwudziestolatków są problemy bohaterów produkcji HBO. O zwyczajności bohaterek serialu Leny Dunham wspomniała z kolei Marta Wawrzyn i, widząc w tym ich siłę, umieściła je na swojej liście 10 kobiet, które rządzą wyobraźnią telewidzów.
Wypada pamiętać, że "Dziewczyny" to również produkcja HBO, w której rozrywka i humor mieszają się z dramatem i wydarzeniami często odbieranymi przez widzów jako niekomfortowe, niewygodne czy zwyczajnie oburzające. Słowem takie, dla których nie powinno być miejsca w telewizji. Tego typu dyskusję wywołał chociażby odcinek "On All Fours", po emisji którego pytano, czy przypadkiem tym razem Lena Dunham nie posunęła się za daleko.
Mając to wszystko w pamięci, pomyślmy, co by się stało, gdyby tak te dziewczyny po prostu przenieść do Polski. Gdyby zamienić Nowy Jork na jedno z większych polskich miast i wplątać w to jakiś wątek emigracyjny. Gdyby tak np. śmieci, pełniące bardzo ważną funkcję w "One Man's Trash", zaplątały się w jeden, niewinny i absurdalny problem, wynikający ze wprowadzania w życie ustawy śmieciowej.
Warunkowa odrobina dowolności
Inne państwo, nowe miasto, nieco mniej ludzi, mniejsze odległości. Dzięki temu łatwiej sobie wyobrazić rodzinne odwiedziny bliskie temu, co zobaczyliśmy w "The Return" i "Video Games".
Z kolei o tak charakterystyczne dla serialu niewielkie mieszkania w Polsce nietrudno, więc warunki bytowe naszych bohaterów zapewne nie uległyby zmianie. Ciekawym pomysłem byłoby wykorzystanie choć w jednym przypadku lokum mieszczącego się w bloku z wielkiej płyty: z cienkimi ścianami, przewrażliwionym właścicielem i nadaktywnymi przedstawicielami spółdzielni mieszkaniowej.
Pozostałych mieszkańców oczywiście zawsze można dobrać na miarę. Współlokatorkę/-a dla Hannah również, bo w sumie o niej myślałem w kontekście takiego mieszkania. W końcu musi ktoś opłacać czynsz i od czasu do czasu uspokoić zaniepokojonych lub zwyczajnie wścibskich sąsiadów z piętra wyżej.
W alternatywnej sytuacji w typowym polskim mieszkaniu studenckim własny kąt znaleźć mógłby w zasadzie bezdomny w drugiej serii Ray (Alex Karpovsky). Podkreśliłoby to jeszcze bardziej przepaść dzielącą tego bohatera od reszty postaci, a i mogłoby to skutkować równie ciekawymi momentami, jak w jego wszystkich scenach ze znacznie młodszą Shoshanną (Zosia Mamet).
Lokalne rozrywki
Wśród rozmaitych typów aktywności nie może zabraknąć rozmów o pracę – były przecież obecne w pierwszych dwóch seriach produkcji HBO. W polskim wydaniu sceny te mogłyby naprawdę zaskakiwać, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że wielu wypadkach rozmowy odbywałyby się przy wykorzystaniu łamanej polszczyzny i szkolnego angielskiego, a prędzej czy później pojawiłoby się pytanie ściągnięte wprost z google'owskich rekrutacji sprzed paru lat.
Jeśli nie praca, to darmowych staży też u nas dostatek, więc ze znalezieniem zajęcia dla poszczególnych bohaterów w ogóle nie powinno być problemu. Nietrudno sobie wyobrazić którąkolwiek z bohaterek wybierającą w polskich realiach pracę w "w młodym, ambitnym zespole" w zamian za niezwykle pożądany przywilej "dalszego rozwoju zawodowego" oraz równie szczodrą szansę "wykazania się".
Z pewnością unikalnym elementem "Dziewczyn" w wersji lokalnej mógłby być odcinek w urzędowej poczekalni, najlepiej zrobiony w formie parodii filmów reklamowych puszczanych np. w Urzędach Pracy. Wyobraźcie sobie wspomnianą już Shosh, tuż po skończeniu studiów przemierzającą labirynt korytarzy lub stojącą w tłumie pod ekranem wyświetlającym kolejne numery w jednej z takich instytucji.
Skoro już jesteśmy przy urzędach, to wypadałoby zaproponować urocze przedpołudnie np. w ZUS-ie czy w jakiejkolwiek innej instytucji, w której słowa "klient" używa się w odniesieniu do petenta tylko dlatego, że to pierwsze słowo po prostu ładniej brzmi. Efekt mógłby być niesamowity – szczególnie jeśliby wysłać tam Jessę (Jemima Kirke).
Kłopoty z rzeczywistością
Jednocześnie są rzeczy, które trudno sobie wyobrazić. Przykładowo, jak wyglądałoby zderzenie naszych dziewczyn ze wciąż istniejącą w Polsce, a kiedyś dość powszechną dla kilku pokoleń, praktyką: jeśli studiujesz, to wpierw owe studia ukończ, a chwilę po obronieniu dyplomu znajdź męża lub żonę – natychmiast...
Trudno też przewidzieć, czy w takim przeniesionym nad Wisłę serialu znalazłoby się miejsce dla takiego bohatera jak Adam (Adam Driver). Nie wiem także, czy zaakceptowane zostałoby wręcz brutalnie szczere przedstawienie, na czym właściwie polegają zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne. Czy w ogóle takie rodzime "Dziewczyny" nie zostałyby nieco ugłaskane i ugrzecznione?
Jednak, niezależnie od wszystkiego, nie zapominajmy, że nawet przy wszelkich zmianach, czy zdarzeniach i sytuacjach wynikających z wyimaginowanego przez nas miejsca akcji, lub zwyczajnie – z powodu całego tego lokalnego kolorytu, pewne rzeczy w "Dziewczynach" nie mogłyby się zmienić, aby produkcja HBO dalej przemawiała głosem pokolenia dwudziestolatków i była tak bliska ich losom. Mianowicie to wciąż musiałby być serial opowiadający o próbach nawigowania po zawiłej dorosłości właśnie przez młodych, czasem zagubionych w gąszczu oczekiwań, ludzi.