Wraz z nadejściem nowego roku nadeszły także zmiany w komunikacji między sądami i prokuratorami, a petentami. Polska Grupa Pocztowa, która wygrała przetarg na dostarczanie przesyłek z sądów powszechnych oraz prokuratur ucieka się do nowatorskich i … nieco zaskakujących metod. Przesyłki będziemy mogli bowiem odbierać m.in. w "Przysmakach Pupila", lub w sklepie rybnym.
Dotychczasowy system pocztowy działał prosto i bez zarzutu: powiadomienia i wezwania z sądów i prokuratur dostarczała Poczta Polska. Jesienią jednak rozstrzygnięty został przetarg na dostarczanie tego typu przesyłek. Wygrała go Polska Grupa Pocztowa - działająca od 2006 roku spółka akcyjna, będąca tzw. "niepublicznym operatorem usług pocztowych". Firma przedstawiła najtańszą ofertę, o ponad 80 milionów tańszą od oferty Poczty Polskiej i tym samym wygrała dwuletni kontrakt na niemal pół miliarda złotych.
Oferta Poczty Polskiej, której infrastruktura jest bardzo rozwinięta, a listonosze odpowiednio przeszkoleni i doświadczeni, przegrała z tańszą ofertą PGP, która po pierwsze - nie utrzymuje ani tylu placówek co PP, ani tym bardziej pracowników. I tutaj właśnie zaczynają się schody.
PGP na swojej stronie internetowej przekonuje, że dostarcza przesyłki w całym kraju i obsługuje ponad 4 tysiące mieszkańców. Skąd więc ta rozbieżność? Otóż okazuje się, że PGP jako samodzielny podmiot rzeczywiście obsługuje 4 tysiące mieszkańców, a w dostarczaniu przesyłek " w całym kraju" korzysta z pomocy innego prywatnego operatora pocztowego - InPost.
Brzmi profesjonalnie i wiarygodnie? Groteska zaczyna się dopiero w momencie, gdy dokładniej przyjrzymy się liście "placówek", do których dostarczana jest korespondencja. Okazuje się bowiem, że większość z nich to wszelkiego rodzaju kioski, pseudo agencje finansowe, a nawet osiedlowe sklepiki spożywcze. Na liście punktów agencyjnych firmy znaleźć możemy też prawdziwe rarytasy. Dla przykładu, w Warszawie powiadomienie z sądu będziemy mogli odebrać ze sklepu zoologicznego o nazwie "Przysmaki Pupila". W Chorzowie zaś, powiadomienie z prokuratury czekać będzie w… sklepie rybnym. Brzmi niewiarygodnie? A jednak. To niestety prawda.
W obliczu tak skandalicznej sytuacji wypadałoby zapytać wprost: kto za tym stoi? Przetarg rozstrzygnięty został jesienią 2013 roku, a umowa podpisana w pośpiechu w połowie grudnia. Tak, by PGP mogła zacząć realizować zakontraktowane usługi już od początku 2014 roku. Umowa opiewa na 500 milionów złotych i ma zagwarantować dostarczenie przez dwa lata 98 milionów przesyłek.
Pytanie tylko, czy pani Kazia z osiedlowego kiosku, lub pan Zdzisław ze spożywczaka na rogu są odpowiednio przygotowani do solidnej i bezpiecznej obsługi czyjejś korespondencji? Nie wspomnę nawet o prywatności - skąd bowiem możemy wiedzieć i mieć stuprocentową pewność, że osoby pracujące w pierwszym lepszym sklepiku lub kiosku, to ludzie godni zaufania?