- Wiem, ty przecież jesteś mały Lejzon - usłyszał od Oskara Schindlera, z którym, już jako dorosły, spotkał się na lotnisku w Los Angeles w 1965 roku. Dziwił się wówczas, że Schindler bez problemu rozpoznał go po tylu latach. Szybko pomyślał jednak, że nie powinien był wątpić w człowieka, któremu nie tylko on, ale również 1100 innych Żydów, zawdzięcza życie. On, czyli Loen Leyson - autor książki "Chłopiec z Listy Schindlera".
- Przyszedł czas, bym to ja zrobił coś dla niego - piszę w swojej książce Leon Leyson, który jako najmłodszy znalazł się na słynnej Liście Schindlera. Jak mówi, nic nie przemawiało za tym, aby przeżył II wojnę światową. Mieszkał w Polsce, był niskiego wzrostu i co najważniejsze, był Żydem. Okazało się jednak, że wśród nazistów znalazł się jeden człowiek, który uznał, że jego życie warte jest ocalenia.
Tym człowiekiem był Oskar Schindler, właściciel Niemieckiej Fabryki Wyrobów Emaliowanych, który ryzykując własne życie, robił wszystko co mógł, aby ocalić swoich żydowskich pracowników.
"Mały Lejzon" - właśnie tak nazywał go Oskar Schindler. Nie tylko dlatego, że w chwili wybuchu wojny miał zaledwie 10 lat, ale po prostu z uwagi na niski wzrost, przez który niemal nie stracił życia. Tak małe dzieci jak on nie były bowiem wystarczająco efektywnymi pracownikami, co z perspektywy nazisty, mogło oznaczać tylko jedno - śmierć.
Początek piekła
Mały Lejzon urodził się we wsi Narewka w północno-wschodniej Polsce. Żyli tam obok siebie chrześcijanie i Żydzi, przez co Lejzon już od najmłodszych lat miał okazję doświadczyć szykan z powodu swojego pochodzenia. Koledzy obrzucali go kamieniami oraz nazywali "Zabójcą Chrystusa". Nie dochodziło jednak do poważniejszych incydentów.
Wiosną 1938 Lejb wraz z matką i rodzeństwem przeprowadził się do Krakowa, bo tam pracował jego ojciec. Był to czas, kiedy Niemcy dokonywali anschlussu Austrii. Do jego rodziny dochodziły wieści, że sytuacja Żydów w Europie jest z dnia na dzień coraz gorsza. Jak wspomina, rodzice zdawali się przy nim nie dostrzegać powagi sytuacji. "Zobaczycie, wszystko się ułoży" - uspokajał rodzinę ojciec.
Niedługo później wybuchła wojna, a wszelkie nadzieje na to, że sytuacja się ułoży, legły w gruzach. Jako jeden z najgorszych obrazów w życiu, Lejb wspomina wtargnięcie Gestapowców do ich krakowskiego mieszkania, którzy na oczach rodziny pobili ojca.
Getto
Po krótkiej odsiadce ojciec Lejba trafił na ulicę Lipową 4 w Krakowie, gdzie mieściła się fabryka naczyń emaliowanych. Był tam potrzebny, aby pomóc pewnemu naziście, który został nowym właścicielem fabryki, otworzyć kasę pancerną. Okazało się, że była to najlepsza "fucha" w jego życiu, bo nazistowski przedsiębiorca przyjął go do pracy. Tym Niemcem był Oskar Schindler.
Dzięki pracy ojca, Lejb i jego rodzina czuli się względnie bezpiecznie. Jednak po Krakowie krążyło coraz więcej plotek o tym, że Żydzi są deportowani poza miasto, a tam zabijani. Ci, którzy zostali byli przenoszeni do krakowskiego getta. Lejb wspomina dramatyczne warunki, jakie w nim panowały. - Wychodków brakowało i zimą nieraz odmroziłem sobie prawie nogi, nim załatwiłem potrzebę. Przeludnienie, marne wyżywienie i niedostatek higieny sprawiły, że w getcie szalały choroby: od tyfusu do szkarlatyny, od niedożywienia do psychozy - pisze w swoich wspomnieniach.
Naziści nieustannie nękali mieszkańców getta i wyprowadzali z niego niektórych Żydów. Któregoś dnia przyszli po brata Lejba, Caliga.- Minęło 70 lat i wciąż widzę w pamięci, jak Niemcy zabierają go z domu - wspomina Lejzon. Caliga próbował uratować Oskar Schindler, który natknął się na niego w jednym z wagonów wiozących Żydów do obozu. Chciał, aby ten, jako jego pracownik, wyskoczył z pociągu i się ratował. Calig był tam jednak ze swoją dziewczyną, której nawet Schindlerowi nie udałoby się uratować. Brat Lejba odmówił przyjęcia pomocy i pozostał przy swojej ukochanej.
Życie w obozie
Życie w getcie było trudne, ale przypominało Lejbowi normalny świat. Gdy trafił do obozu, trudno mu było dostrzec choćby okruchy tego, co znał z czasów beztroskiego dzieciństwa. - Miesiące ciągnęły się w nieskończoność, a ja popadałem w coraz większą rozpacz. (...) Moje pierwsze wrażenie z Płaszowa - przeczucie, że nigdy nie wyjdę stąd żywy - nasilało się z każdym mijającym dniem - piszę w swojej książce Lejb Lejzon.
O "swoich" Żydów po raz kolejny upomniał się jednak Oskar Schindler, który przekonał władze obozu, że potrzebuje ich do pracy. - Po obozie rozeszła się wieść o jakiejś liście, na której figurujemy ja i moja mama. Nie mogłem w to uwierzyć. Brzmiało za pięknie, by mogło być prawdą. Czy po roku starań ojcu udało się wreszcie zabrać nas do fabryki Schindlera? - czytamy w książce.
Tym sposobem Lejb został pracownikiem fabryki naczyń. Jak wspomina, na początku był jednak wystraszony. - Ostatecznie Schindler też był nazistą i miał nad nami ogromną władzę. Koniec końców zawsze był po stronie Niemców - myślał wówczas Lejzon. Jednak ów nazista jeszcze wiele razy udowodnił, że nie był takim samym Niemcem, jak reszta. Lejb nie wiedział wówczas, że to co najgorsze jeszcze przed nim... Swoje dalsze losy opisał w książce "Chłopiec z listy Schindlera".
"Jesteście wolni"
Właśnie tymi słowami pożegnał się ze "swoimi" Żydami Oskar Schindler, który musiał uciekać, by nie trafić do radzieckiej niewoli. Pomimo wszystkiego, co zrobił dla Żydów, również on mógł stać się obiektem gniewu ofiar wojny.
Lejb Lejzon, który po przeprowadzce do Stanów zjednoczonych zmienił nazwisko na Leon Leyson, nie miał okazji, by kilkadziesiąt lat temu osobiście pożegnać się z Schindlerem. Był zaś obecny, gdy robotnicy ofiarowali mu na pożegnanie pierścień, zrobiony ze złotych zębów więźniów. Napisano na nim: "Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat".
Leon Leyson zmarł rok temu, 14 stycznia 2013 r. w Kalifornii. W rocznicę jego śmierci nakładem wydawnictwa Prószyński Media ukazuje się w Polsce książka "Chłopiec z listy Schindlera".
Nie mogłem patrzeć na ich brutalność, chciałem uciec, ale czułem się jak przymurowany do podłogi. Widziałem szok i upokorzenie w oczach mojego ojca, leżącego na ziemi na oczach swojej żony i dzieci.
Lejb Lejzon
Fragment książki "Chłopiec z listy Schindlera"
W następnych tygodniach dowiedzieliśmy się, że ten pociąg odjechał do Bełżca. Mówiono, że naziści gazują tam ludzi. Pamiętam jak się zastanawiałem: "Jak długo Calig zdoła wstrzymać oddech w komorze gazowej? Czy to wystarczy, żeby przeżyć?