Coraz mniej protestujących, pogarszające się nastroje, słabnące zainteresowanie mediów – w Kijowie wciąż trwa protest przeciwników prezydenta Janukowycza, ale z każdym dniem bliżej mu do naturalnej śmierci. "Duża część protestujących oczekuje radykalizacji. Gdy porozmawia się z ludźmi można usłyszeć, że mają dość skandowania ciągle tych samych okrzyków, oczekują czegoś nowego" – mówi dziennikarz, który wydarzenia na Ukrainie obserwuje od początku.
Kilka tygodni temu o rewolucji na ukraińskim Majdanie pisały media na całym świecie, a wśród protestujących Ukraińców panowało poczucie zbliżającego się przełomu. Dziś, choć codziennie na Majdanie koczuje nawet kilkanaście tysięcy osób, nastroje są zupełne inne. Jak pisze w swojej relacji dziennikarz tvn24.pl, ludzie na barykadach są zmęczeni, spora część się wykruszyła, a i medialne zainteresowanie przeminęło.
"To, co tu się dzieje, to jest jakiś taki artystyczny festiwal. To już jest wystawa, ale jeszcze nie jest to muzeum. Nie do końca wiem, co tu się dzieje. Tutaj jest wystawa zdjęć z barykad, a tam kolekcja świątecznych ozdób" – opowiada mu jeden ze zniechęconych protestujących.
Dla niektórych Majdan zmienił się wręcz nie do poznania. W nocy z sobotę na niedzielę w Biurze Prasowym pojawiły się dwie kobiety. Oburzały się, że ze sceny, gdzie przemawiali liderzy ukraińskiej opozycji, zrobiono dyskotekę. "Przecież to nie jest miejsce na zabawę" – mówiły zdziwione.
"Ludzie są zmęczeni pokojową formą protestu, a może nawet są już znużeni. Liderzy powtarzają ze sceny cały czas te same hasła, stąd zniechęcenie i czasami mniejsza frekwencja na Majdanie" – diagnozuje Paweł Bobołowicz, dziennikarz Radia Wnet, który o protestach na Ukrainie pisze od listopada.
Co na to sami liderzy tej "rewolucji"? Przyznają, że siła protestu nie jest już ta sama, ale jednocześnie zaznaczają, że to jeszcze nie koniec. "Protesty na Majdanie Niepodległości w Kijowie będą trwały do wyborów prezydenckich w 2015 r." – poinformował Arsenij Jaceniuk. Zaznaczył, że w wyborach wezmą udział kandydaci opozycji, ale oddzielnie. "Przyczyna jest prosta: jeden z kandydatów opozycji nie zostanie zarejestrowany, drugi zostanie usunięty z list wyborczych, dlatego też wystawianie jednego celu, który może być zniszczony, nie jest prawidłową drogą" – ocenił.
Protesty zaczęły się po tym, jak ukraińskie władze odmówiły podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.