Ponad 360 tys. szóstoklasistów przystąpiło dziś do pierwszego poważnego egzaminu w swoim życiu. Miesiące przygotowań, olbrzymi stres, wrażenie ważnego życiowego momentu. Ale czy rzeczywiście egzamin po szkole podstawowej ma sens? Przecież nie można go nawet oblać, wynik nie jest wpisywany na końcowe świadectwo, a w wielu przypadkach nie decyduje o dostaniu się do gimnazjum. - Wyzwala stres i o niczym nie decyduje - potwierdza Krystyna Łybacka, była minister edukacji. Okazuje się jednak, że coraz częściej zaczyna decydować. Z pozornie nieważnego epizodu staje się kluczowym momentem w życiu 12-letniego ucznia.
Na stronie Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, która odpowiada za organizację egzaminów w całej Polsce i na różnym szczeblu edukacji, można znaleźć takie oto informacje o teście wieńczącym naukę w szkole podstawowej. "Sprawdzianu nie można nie zdać. Wynik ma znaczenie tylko informacyjne i nie powinien być podstawą do prowadzenia jakiejkolwiek selekcji", "Wyniku nie odnotowuje się na świadectwie szkolnym". Z tych wiadomości można wysnuć więc wniosek, że końcowy egzamin to tak naprawdę tylko jeden z wielu sprawdzianów, które uczniowie piszą w trakcie swojej edukacyjnej kariery. - Wyzwala stres i o niczym nie decyduje - mówi naTemat Krystyna Łybacka, posłanka SLD i była minister edukacji.
- Uczniowie piszą w trakcie swojej nauki wiele różnych sprawdzianów, a to tylko jedna z wielu form informowania ich o efektach pracy. Analogiczną rolę pełnią oceny na świadectwie - dodaje Katarzyna Hall, minister edukacji w pierwszym rządzie PO-PSL.
Egzamin błahy tylko na papierze
To jednak tylko pozory. 12-latek i 12-latka, przystępujący do egzaminu w szóstej klasie szkoły podstawowej, mają wrażenie, że w ich życiu właśnie odbywa się coś decydującego. Od miesięcy słyszeli przecież od rodziców, że muszą się dobrze przygotować, bo to przecież bardzo ważny moment. - Był bardzo zestresowany. Z tego pozornie nieznaczącego egzaminu zrobił się poważny sprawdzian decydujący o losach dziecka - mówi Łukasz Lipiński, dziennikarz "Gazety Wyborczej" i ojciec 12-latka, który dziś pisał taki egzamin.
Rośnie liczba dzieci cierpiących na nerwice
Dlaczego egzamin na zakończenie szkoły podstawowej jest w praktyce "decydujący o losach dziecka"? Bo zasada mówiąca o tym, że wynik "nie powinien by podstawą do prowadzenia selekcji" jest w rzeczywistości tylko pustym zapisem. Podobnie jak ta deklarująca wyłącznie "informacyjne znaczenie" wyniku".
Wybór gimnazjum. Na wsi konieczność, w mieście dylemat
W małych miejscowościach, gdzie funkcjonuje tylko jedno gimnazjum, sprawa jest bardzo prosta. Dziecko kończy podstawówkę i niezależnie od wyniku egzaminu zostaje przyjęte do gimnazjum. Sytuacja komplikuje się jednak w miastach, gdzie gimnazjów jest wiele i uczniowie mogą w ofercie przebierać. Tutaj wynik nie ma znaczenia tylko wtedy, jeśli wymarzona szkoła jest w okolicy miejsca zameldowania ucznia (granice tzw. "rejonów gimnazjalnych" wyznacza samorząd"). Kandydat na gimnazjalistę zostaje przyjęty automatycznie, niezależnie od wyniku.
Matczyna nienawiść. Jak daleko od depresji do dzieciobójstwa?
Problem w tym, że rodzice często są niezadowoleni z poziomu nauczania rejonowego gimnazjum i chcą swoją pociechę wysłać do lepszego, znajdującego się na przykład na drugim końcu miasta. Wtedy odbywa się rywalizacja o miejsca w szkolnych ławkach, które wygrywają uczniowie z najlepszymi wynikami egzaminu szóstoklasistów. - Bardzo często to rywalizacja nie dzieci, a rodziców. Oni zabiegają o, by dziecko miało jak najlepszy wynik. Sam uczeń nie jest tego nawet świadomy - stwierdza Krystyna Łybacka.
Konsekwencją tego wyścigu po miejsca w lepszych gimnazjach jest to, że dziś nie możemy mówić o równych szansach uczniów z różnych szkół. - Założenie całej reformy edukacji było takie, że gimnazja będą wyrównywały te szanse. Teraz powstał wyraźny podział na te dobre, średnie i słabe - mówi Łukasz Lipiński.
Wyścig szczurów
Nieprawdziwe jest więc stwierdzenie, że egzamin 12-latka pozostaje tylko nic nieznaczącym epizodem szkolnego życia. Przeciwnie, często staje się kluczowy dla jego dalszych losów. Tym bardziej, że w ostatnich latach wzorem szkół ponadgimnazjalnych, jak grzyby po deszczu wyrastają gimnazja profilowane. Nikogo już nie dziwią ogłoszenia o naborze do klas biologiczno-chemicznych czy humanistycznych.
Pytanie, czy w tak młodym wieku uczniowie powinni być zmuszani do wyboru konkretnych specjalizacji? - To jest zbyt wcześnie, to przejaw amerykanizacji. Często na poziomie gimnazjum nie wykrystalizowały się jeszcze zainteresowania ucznia - zaznacza posłanka Łybacka.
"Presja na wyścig szczurów od pampersa musi znaleźć jakieś ujście... (...) Przepraszam, ale to dzieciak 13-letni wie, że jego przyszłość to SGH, Politechnika albo Uniwersytet Medyczny? Chyba to wszystko się nieco zagalopowuje..." - skomentowała pod naszym artykułem o nerwicy wśród dzieci i młodzieży Lidia z Warszawy. Trudno nie przyznać jej racji. W wyścigu szczurów startują niestety coraz młodsi.