
Masz dość kolędy? Nie jesteś sam. I bynajmniej nie chodzi o to, że widok księdza u drzwi to zapowiedź katorgi dla milionów Polaków. Zmęczeni atmosferą wokół tej tradycji są także księża. - Chciałbym z każdym szczerze porozmawiać, a większość chce byśmy odegrali szybko teatrzyk i znikali - mówi nam młody wikary z Gdańska.
Ks. Jakub w rozmowie z naTemat przyznaje szczerze, że czas kolędy to dla niego swego rodzaju katorga. Nie dlatego, że co dnia na gdańskich blokowiskach trzeba zapukać nawet do kilkuset mieszkań. - Co roku coraz więcej osób nie otwiera lub po prostu odmawia. Jeden taki blok i bywa, że dzień jest z głowy. Nikogo nie męczy chyba jednak odwiedzanie wiernych. Dla duchownych z mojego pokolenia coraz trudniejsza jest raczej atmosfera tych dni - stwierdza.
W ciągu trzech lat "kolędniczej kariery" ks. Jakub spotkał zaledwie garstkę osób, które przyjmując kolędę zachowywały się swobodnie i on mógł poczuć, że jest w ich domu mile widzianym gościem. - Szczególnie mocno tkwi mi w głowie wizyta u pana, który jest ateistą. Jeszcze, gdy mieszkałem w Krakowie sędziwy pan Staszek przywitał mnie i ministrantów w mroźny dzień ciepłą herbatą i ciastkami. "Tylko ja od razu mówię, że ateista ze mnie. To wychodzicie, czy sobie pogadamy?" - rzucił na wejściu. Zostaliśmy, by pogadać. Zeszła prawie godzina - wspomina ksiądz.
Hej Kolęda
Coraz mniej miejsc i chwil jest wolnych od sporu politycznego. Myślałem że wizyta duszpasterska jest takim momentem (w końcu ksiądz wchodzi do naszego domu), ale mój znajomy z Lublina napisał, że ksiądz przyszedł do niego nie z kolędą, ale z programem Prawa i Sprawiedliwości. Ja sam natomiast dostałem maila wyglądającego, jakby pochodził od jakiegoś politycznego, internetowego trola. Przed skasowaniem sprawdziłem kto go wysłał. Zaskoczenie. Dość znany ksiądz pedagog. CZYTAJ WIĘCEJ
Z krakowskich czasów wspomina jednak także najbardziej dramatyczne chwile podczas kolędowania. To tam po klatce wielopiętrowego bloku gonił go mężczyzna z nożem, któremu nie spodobało się, że ministranci przyszli zapytać, czy kolędy sobie w ogóle życzy. Tylko w jednym roku ministranci kilka razy zostali też okradzeni i poturbowani. - I to nie przez kolesi w dresach. Największą agresją na nasz widok reagują - powiedziałbym - starzy prenumeratorzy "Nie" albo "Faktów i Mitów".
- Młodzi chłopacy też nie są mili - przerywa nam 14-letni ministrant Mariusz, który kolęduje od kilku lat. - W zeszłym roku facet, do którego przyszliśmy zapytać, czy chce przyjąć kolędę, zaczął mnie szarpać i gonić przez pół ulicy wykrzykując, że jestem złodziejem. Innym razem dziewczyna na nas pluła - mówi ze smutkiem. Jeszcze kilka lat temu ministranci w okresie kolęd byli w szkole królami życia, bo zwykle świetnie dorabiali do kieszonkowego. Mariusz przekonuje, że dzisiaj w gimnazjum lepiej nie wspominać, że jest się ministrantem.

