
Bogusław Leśnodorski i Dariusz Mioduski odkupili od ITI całość udziałów w warszawskiej Legii. Obaj panowie to postacie nietuzinkowe: pierwszy jest wziętym prawnikiem i amatorem sportów ekstremalnych, który od roku jako prezes klubu bryluje w polskich mediach, drugi – absolwentem słynnego Harvardu, milionerem i… miłośnikiem opery.
Leśnodorski to człowiek, którego nikomu – choć trochę interesującemu się piłką nożną – nie trzeba przedstawiać. Wzięty prawnik po roku prezesury w Legii dał się poznać jako solidny młody menedżer, ale i barwna postać: uśmiechnięty, pełen luzu, nieźle dogaduje się z kibicami, nie wstydzi się dosadnego słownictwa – nawet w rozmowie z mediami.
Postacią mniej rozpoznawalną od brylującego w mediach Leśnodorskiego, ale równie interesującą, jest drugi z nowych właścicieli Legii: Dariusz Mioduski. Od 2008 roku był prezesem Kulczyk Holdings i prawą ręką najbogatszego człowieka w Polsce. – Doktor (Jan Kulczyk – red.) wskazuje jedynie kierunek jazdy pociągu, Darek sam dobiera wagony i ustala rozkład jazdy – mówił o roli Mioduskiego jeden z pracowników holdingu w rozmowie z dziennikarzami portalu Polskanabogato.pl.
Zawisza nigdy nie miał wybitnych wyników w piłce, ale na jej mecze w latach 70. i tak przychodziło kilkadziesiąt tysięcy widzów. Kibicowanie miało drugie dno — nie łobuzerskie, lecz polityczne. (...) Miałem 17 lat, byłem idealistą z antykomunistycznej rodziny. CZYTAJ WIĘCEJ
Sportowe fascynacje nowego właściciela Legii zdają się dobrze rokować dla przyszłości klubu: w czwartkowej rozmowie z Rp.pl Mioduski otwarcie mówi, że nie kupił go, żeby zarabiać. – Chcę coś stworzyć, zmienić, poprawić – tłumaczył.
Na ile opiewała transakcja, oficjalnie nie wiadomo. Paweł Zarzeczny spekuluje, że mogło być to ok. 20 mln zł. Pewne jest jednak to, że Mioduski na ważne dla siebie cele pieniędzy nie skąpi. Przykład? Milion dolarów, które nowy właściciel Legii (a jednocześnie członek Stowarzyszenia Harvard Club of Poland) wyłożył z własnej kieszeni na fundusz gwarancyjny dla polskich studentów Harvardu.
Mioduskiego z Pomorza do Ameryki wywieźli rodzice. Pół roku wcześniej wyjechał ojciec, pozostałym członkom rodziny się nie udało. - I wtedy moja mama - wspomina pan Dariusz - która z natury nie jest osobą zbyt przebojową, przeszła samą siebie. Kosztowało nas to dwa samochody i prawie wszystkie oszczędności, ale dopięła swego: w 500-osobowej kolejce po wizę wybrano trzy nazwiska. Pierwsze dwa to były nasze. CZYTAJ WIĘCEJ
Właściciel imponującej wilii w Konstancinie i miłośnik opery, który na każdej ważnej warszawskiej premierze zasiadał w prywatnej loży Jana Kulczyka, swoją karierę zawodową w USA zaczynał w McDonaldzie. – Mianowano mnie hamburgerowym, osiągnąłem lokalne mistrzostwo w tej dziedzinie. Czyściłem podłogę, wynosiłem odpadki – mówił Mioduski w rozmowie z “Pulsem Biznesu”. Później było już tylko lepiej: jako pierwszy student swojego uniwersytetu dostał się na Harvard, choć gdy przyjeżdżał do USA, nie mówił nawet po angielsku.
W biogramie Leśnodorskiego przeczytać można, że wśród jego pasji znajduje się freeride, motocross, skijet – widać więc wyraźnie, że prezes nie stroni od adrenaliny i ryzyka. Czy kupno klubu w przyszłości również dostarczy jemu i jego wspólnikowi ekstremalnych “finansowych” emocji? Niejeden polski biznesmen “przejechał się” bowiem na futbolowym interesie.

