Prawdziwa sportowa rywalizacja, ogromne emocje i kilkaset kilometrów drogi w głębokim piachu. Tak można scharakteryzować piąty etap, czyli najdłuższą trasę Rajdu Dakar 2014. Adam Małysz jadący Toyotą Hilux skoczył w klasyfikacji generalnej o cztery oczka do góry.
Dzisiejsza rywalizacja była bardzo emocjonująca, zwłaszcza dla Polaków. Trasa miała wieść od Chilecito do San Miguel w prowincji Tucuman i być przedzielona asfaltową strefą neutralizacji. Dzień przyniósł jednak niemało niespodzianek. Jeszcze przed zakończeniem pierwszej części trasy, organizatorzy podjęli decyzję o odwołaniu drugiej partii dla motocykli i quadów, ze względu na bezpieczeństwo zawodników. Większość z nich była odwodniona i wycieńczona. Do ostatniej chwili kierowcy aut czekali na informację w sprawie swojej trasy. Ostatecznie druga część odcinka specjalnego została skrócona, więc całość nie wyniosła planowanych 911 km.
Adam Małysz i Rafał Marton świetnie poradzili sobie z piątym etapem Rajdu Dakar 2014. Już od początku trasy pokazali, że dzisiaj dadzą z siebie wszystko. Sukcesywnie zdobywali coraz wyższe lokaty. Na siódmym pomiarze czasu Małysz był już na 2 miejscu, tracąc do lidera 21 minut 10 sekund. Dobrze, a jednak o 2 minuty wolniej jechał duet Dąbrowski/Czachor. Kierowcy ORLEN Teamu szli dzisiaj łeb w łeb pokazując, że Polacy są w dobrej kondycji.
- Pierwszy odcinek bardzo fajny, choć naprawdę ciężki. Na tym odcinku były wydmy, dość specyficzne - trochę miejscami obrośnięte krzakami. Złapaliśmy trzy gumy i zepsuł nam się podnośnik, ale mieliśmy dobre tempo, szybko jechaliśmy. Po stracie trzech kół zapasowych musieliśmy mocno się pilnować. Chcieliśmy pożyczyć jedno koło od Marka Dąbrowskiego, żeby mieć na zapas na drugą część etapu, ale Marek oddał już koło DeVilliersowi. Do drugiej części przystąpiliśmy więc bez żadnego koła zapasowego i byliśmy zmuszeni jechać znacznie bardziej ostrożnie. – powiedział Adam Małysz po powrocie na biwak.
Determinacja i dobre tempo doprowadziły ostatecznie zespół Małysz/Marton do 8 miejsca. Adam i Rafał awansowali w klasyfikacji generalnej na 12 miejsce, ze stratą 2 godzin 31 minut i 56 sekund do lidera, Hiszpana Naniego Romy. Gdyby druga cześć trasy została odwołana również dla samochodów, kierowcy ORLEN Teamu znaleźliby się w pierwszej czwórce.
Nie wszyscy Polacy mieli dzisiaj jednak tyle szczęścia. Krzysztof Hołowczyc uzyskał ostatnią, 21. lokatę, zajmując 11 miejsce w klasyfikacji generalnej. Piotr Beaupre i Jacek Lisicki wycofali się z Rajdu.
- Jesteśmy z Rafałem zadowoleni, zwłaszcza z pierwszej części, gdzie udało nam się utrzymać naprawdę świetne tempo. Myślę, że gdyby nie brak koła zapasowego, na koniec inaczej by to wszystko wyglądało. Czułem, że możemy utrzymać to wysokie tempo, ale trzeba było zwolnić. Gdybyśmy stracili ostatnią oponę, tak naprawdę stracilibyśmy wszystko. Nasza Toyota sprawuje się znakomicie, chociaż auto dostało bardzo mocno w kość. Cieszymy się już na następny etap. Emocje są niesamowite. - podsumował dzień Małysz.
To bardzo dobry wynik polskiej załogi po kolejnym dniu morderczej rywalizacji w Dakarze. Jutrzejszy, szósty etap Rajdu zacznie się w Tucman, a zakończy po 424 km w miejscowości Salta. Po opuszczeniu Tucman samochody będą kierowały się do jednego z najpiękniejszych krajobrazów w Argentynie.
Będzie to kolejny etap, który bardzo mocno zweryfikuje umiejętności kierowców, ale także strategię i rozwagę, gdyż w trudnym terenie bardzo łatwo o awarię, która może całkiem przekreślić szanse zawodników w dalszej rywalizacji. Do tego momentu odpadło ponad 100 załóg.
To również szansa dla tych najlepszych na umocnienie swojej pozycji w „generalce”. Jak ostrzegają organizatorzy, największym zagrożeniem może być bliskie spotkanie z dzikimi zwierzętami, które zamieszkują te rejony.
W miejscowości Salta kierowcy pozostaną jeden dzień na biwaku, gdzie po ciężkich dniach rywalizacji pozwolą sobie na zasłużony odpoczynek i regenerację przed dalszą drogą.