Alkoholiczka o walce z pijanymi kierowcami: W jednym polskim mieście więcej monopolowych, niż w całej Norwegii
Marta Hadrygóra
10 stycznia 2014, 13:09·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 10 stycznia 2014, 13:09
Ostatnio tematem numer jeden w mediach są pijani kierowcy i spowodowane przez nich wypadki. Dziennikarze i socjolodzy debatują o możliwych rozwiązaniach problemu, karniści negują te rozwiązania a rząd słucha, by w końcu i tak zrobić swoje.
Reklama.
Jako alkoholiczka-abstynentka czuję potrzebę by wypowiedzieć w temacie i podzielić własnymi doświadczeniami. Przede wszystkim w tych dyskusjach brakuje mi poruszenia tematu choroby alkoholowej.
Rozważane jest zaostrzenie kar, obowiązkowe badania alkomatami, publikowanie danych sprawców wypadków czy zabieranie prawa jazdy. Mówimy jednak o ludziach którzy potencjalnie są chorzy, jednak nigdzie nie jest podejmowany temat leczenia.
Kierowcy mają świadomość konsekwencji jazdy po alkoholu, skoro jednak aż tyle osób to robi - może warto poszukać głębszej przyczyny niż tylko "nieodpowiedzialność", czy "brak wyobraźni"?
Zgodnie z badaniami PARPA (Państwowa Agencja Rozwiązywania Prolemów Alkoholowych):
1. liczba kierowców całkowicie trzeźwych wynosi 58,5%,
2. którym zdarza się prowadzić po symbolicznej ilości alkoholu: 29,5%,
3. dla których prowadzenie samochodu po każdej ilości alkoholu nie stanowi problemu: 12%
To samo potwierdzają badania TNS OBOP z 2011 roku, które wskazują, że 12,5% pytanych prowadziło auto po spożyciu alkoholu. W Polsce mamy ok. 20 mln kierowców co oznacza, że niemal 2,5 mln kierowców jeździ po alkoholu (!).
Idźmy dalej: zgodnie ze statystykami, w Polsce około 4 mln osób nadużywa alkoholu a około milion jest uzależnionych i wymaga leczenia. Stawiam tezę, że to właśnie ten milion jeździ po pijaku (minimum milion bo większość danych dotyczących uzależnień jest zaniżona).
Podczas leczenia i terapii poznałam wielu alkoholików i każdy z nich jeździł autem po wypiciu.
Z goryczą przyznaję, że ja także przez kilka lat jeździłam po mieście pijana. Jechałam na wrocławski rynek do klubu autem i ZAWSZE obiecywałam sobie, że wrócę do domu autobusem, lub taksówką. Rano, często nie pamiętałam jak trafiłam do domu, dowiadywałam się o tym wyglądając za okno i widząc...zaparkowane przed domem auto.
Nienawidziłam się za to!
Naprawdę miałam świadomość, że mogę zabić czyjąś matkę, czy dziecko, ale jednym z mechanizmów picia jest właśnie dobijanie się, autoagresja i robienie rzeczy, które sprawiają, że czujemy się jak śmieć. Jak pijany, jeżdżący wężykiem śmieć.
Bezsilność wobec alkoholu to fundament alkoholizmu. Chory NIE UMIE się kontrolować i działa wbrew własnej woli - pod dyktando alkoholu.
Nie zamierzam bronić pijanych kierowców, ich zachowanie jest obiektywnie złe i niebezpieczne. Uważam jednak unikanie tematu alkoholizmu w aktualnie toczonych, medialnych dyskusjach uniemożliwia znalezienie rozwiązania dopasowanego do polskich realiów.
Wszyscy dyskutują na temat zaostrzenia kar. Wyobraźmy sobie zatem, że wsadzamy złapanego za kierownicą alkoholika na 5 lat do więzienia.
Co się dzieje?
Chory zostaje odcięty od picia a bez żadnej pomocy za kratkami wpada w depresję, popełnia samobójstwo itp Wypuszczony po tych 5 latach zapewne wróci do picia i jest ogromna szansa, że nadal będzie prowadzić po alkoholu.
Zaostrzenie kar NIE JEST ROZWIĄZANIEM. Logika choroby jest taka, że alkoholik działa wbrew logice. Ja też wiedziałam, że mogę stracić życie, wolność, godność ale i tak piłam. Świadomość ostrzejszej kary nie powstrzyma pijącego alkoholika przed piciem.
Teraz wyobraźmy sobie, że po złapaniu wysyłamy alkoholika do ośrodka karnego w którym odbywają się terapie i zajęcia grupowe.
Co się dzieje po tym czasie?
Jest ogromna szansa (wzmocniona traumą wypadku i wyroku), że alkoholik wejdzie na drogę trzeźwienia i nie wróci do jeżdżenia na podwójnym gazie.
Kolejna kwestia, która jest niewygodna i unikana w mediach to ZYSKI państwa z pijaństwa narodu. Dlaczego na stacjach benzynowych jest alkohol? Przecież to absurd. Dlaczego alkohol jest dostępny na każdym rogu o każdej porze dnia i nocy? Bo rząd chce byśmy pili i dawali krajowi zarobić. Za alkoholem stoją gigantyczne pieniądze dlatego nikt nie podejmuje działań - jakie sprawdziły się w innych państwach.
W krajach skandynawskich efekty przyniosło ograniczenie sprzedaży alkoholu i takie zabiegi jak:
1. zminimalizowanie ilości sklepów monopolowych,
2. zakaz sprzedaży alkoholu w niedzielę i w dni powszednie do godziny 16-18,
brak całodobowych sklepów z alkoholem
UWAGA: W całej Norwegii jest tylko 252 sklepów monopolowych. Tyle mamy w Polsce w jednym mieście.
Nie unikajmy trudnych tematów i niewygodnych rozwiązań. Zwracam się z apelem do władz, socjologów i prawników o zaproszenie do swoich dyskusji ekspertów z dziedziny uzależnień i poruszenie tego wątku w dalszych rozmowach.