Autorzy bestsellerowych "Resortowych dzieci" zapewne sądzili, że atakując kolegów po fachu sami pozostaną nietknięci. A przecież Dorota Kania czy Jerzy Targalski sami spełniają przesłanki pozwalające nazwać ich "resortowymi dziećmi" o wiele lepiej niż większość ludzi, o których wspominają w swojej książce. Zaangażowanie w krzewienie komunizmu w czasach PRL dzisiejszych gwiazd prawicy postanowili na łamach "Newsweeka" przypomnieć Marcin Meller i Rafał Kalukin.
Marcin Meller podkreśla, że Kania, Targalski i Marosz piszą o nim, że jest wnukiem komunisty i synem członka PZPR. I milczą o tym, że jego dziadek szybko z sympatyka socjalizmu stał się ofiarą nagonki z roku 1968. Podobnie, jak jego ojciec Stefan Meller, który po wydarzeniach marcowych przez długie lata nie mógł znaleźć żadnej przyzwoitej posady. Bezpieka dbała o to, by nikt mu jej nie zaoferował. Sam Marcin Meller już jako nastolatek angażował się w opozycję. Nikt z rodziny Mellerów nie donosił. W ich teczkach są tylko dowody na krzywdę jaką wyrządził im PRL.
Mechanizm oszczerstw
W "Newsweeku" dziennikarz zwraca tymczasem uwagę, że zupełnie inaczej wyglądają życiorys na przykład Jerzego Targalskiego. Syn Stefana Mellera jest przekonany, że jego ojca działalność w PRL-owskiej opozycji zahartowała tak bardzo, że "Resortowe dzieci" i nazwiska ich autorów skomentowałby zapewne jedynie kąśliwym dowcipem. "Ciekawe, co by powiedział na to, że jednym z autorów „Resortowych dzieci” jest Jerzy Targalski. Targalski, który do PZPR wstępował akurat w siódmym roku przymusowego bezrobocia mojego ojca i którego to Targalskiego ojciec całe życie spędził w partii, a nawet jakiś czas był pracownikiem zakładu historii partii przy Komitecie Centralnym PZPR?" - zastanawia się Meller.
I zaznacza, że byłby to zapewne czarny humor. Bo tylko takim można komentować fakt, iż dzisiejszymi autorytetami prawicy są ludzie tacy, jak Marek Król - były sekretarz Komitetu Centralnego, Marcin Wolski - były pierwszy sekretarz Podstawowej Organizacji Partyjnej w radiowej "Trójce", czy "fanatyczny stalinista" Jarosław Marek Rymkiewicz.
Prawdę o życiorysach ludzi skrajnej prawicy, którzy próbują przedstawiać się dziś jako ludzi o kryształowej przeszłości szerzej opisuje również Rafał Kalukin. Sporo uwagi poświęca ona Marcinowi Wolskiemu, który "Resortowe dzieci" w prawicowych mediach recenzował jako swego rodzaju podręcznik wyjaśniający "mechanikę świata". Kalukin przypomina tymczasem, że nim legendarne szopki Wolskiego stały się satyrą prawicową, jego dowcip służył w najlepsze krzewieniu komunizmu.
"Mechanika świata"
W roku 1969 Marcin Wolski publikował swą wyrafinowaną satyrę na łamach propagandowego "Żołnierza Wolności". Tam zamieszczał kąśliwe teksty potępiające krwawych syjonistów z Izraela, czy amerykańskie zaangażowanie w wyrwanie z rąk komunistów Wietnamu. "Zachód się tuczy wojną, zbrodnią, krzywdą, zdradą (...), głód i obskurantyzm, krachy, klaki, kliki, klauzule, parasole, pucze, encykliki" - przypomina twórczość Wolskiego "Newsweek".
Rafał Kalukin przypomina jednak, że tamte czasy cechowało wyjątkowe "poplątanie" i z obecnej perspektywy ocena życiorysów nie powinna być tak jednoznaczna. Dziennikarz zwraca uwagę, że wyjątkowo poplątany jest przecież życiorys nestora prawicowej satyry Jana Pietrzaka. Dziś Pietrzak nie szczędzi pod adresem wrogów prawicy najostrzejszych słów, a jego kabaret wspomina się jako jedno z najpotężniejszych oręży opozycji w PRL.
Problem w tym, że mało kto pamięta, iż na widowni kabaretu Jana Pietrzaka chętnie bywali... gen. Mieczysław Moczar i Józef Cyrankiewicz. Nastolatki zafascynowane ostrą antyrządową satyrą Pietrzaka chętnie udostępniają jego najnowsze nagrania na Facebooku. Pewnie dlatego, że w szkole nie uczyli się jeszcze o PRL. Nie wiedzą więc, że Moczar i Cyrankiewicz to czołowi politycy komunistycznego reżimu.
Zapomniane poplątanie...
Dlaczego bywali u Pietrzaka? Rafał Kalukin wyjaśnia, że w PRL-u satyryk debiutował dzięki protekcji gen. Moczara tuż przed marcem 1968 roku i na początku zajmował się umacnianiem socjalizmu. Szydził z kosmopolitów i burżuazji. Nawet w czasach świetności kabaretu "Pod Egidą" kpienie z przywar Polski Ludowej umożliwiały mu kontakty z reżimowym establishmentem.
"Pietrzak, jak wspomina doradca Gierka Paweł Bożyk, składał regularne wizyty sekretarzowi KC PZPR ds. propagandy Jerzemu Łukaszewiczowi. Miały ściśle określony cel – uzyskanie pozwolenia sekretarza na krytykę kogoś z establishmentu, co miesiąc była to inna osobistość (...). Kandydatów do prześmiewek kabaretowych proponował Łukaszewicz" - czytamy w "Newsweeku".