Z ogólnoeuropejskich badań Eurostatu wynika, że polskie mieszkania należą do najbardziej przeludnionych na kontynencie. W zbyt ciasnych lokalach gnieździ się aż 46,3 proc. Polaków, podczas gdy średnia w UE wynosi 19 proc. Gorzej jest tylko w Rumunii i na Węgrzech. Pytamy, dlaczego tak jest i co można zrobić, by sytuacja uległa poprawie.
– Moje mieszkanie miało 14 metrów kwadratowych powierzchni. Był to jeden pokój z aneksem kuchennym i łazienką – tak Martyna wspomina lokum, które wynajęła, gdy przyjechała do Warszawy na studia. Choć przyznaje, że w klitce, w której spędziła dwa lata, nie dałaby rady dłużej wytrzymać, mówi, że mieszkanie “jak na studenckie możliwości było całkiem niezłe”. Właściwie było to schowek gospodarczy w bloku przerobiony na mieszkanie.
– Było tak małe, że rozkładając ręce niemal dotykało się do ścian, ale miało świetną lokalizację. No i własną toaletę – dodaje Martyna tłumacząc, że w wielu przypadkach lokatorzy takich właśnie przerobionych na pokoje pomieszczeń muszą korzystać z toalety osoby wynajmującej.
Dziś Martyna mieszka w większej nieruchomości – 70 metrowe mieszkanie dzieli z kolegą. – Jego poprzednie mieszkanie było jeszcze mniejsze od mojego. Leżąc w łóżku, które zajmowało niemal cały pokój, mógł nogą otworzyć lodówkę – śmieje się Martyna dodając, że podobno w tej chwili w jej dawnym lokum mieszka trzydziestoletnia kobieta… z psem. – Nie wiem, jak może tam wytrzymać. Ja spędzając weekend w domu dostawałam klaustrofobii – mówi.
W ogonie Europy
Według badań Eurostatu, które opublikował we wtorek “Puls Biznesu”, z takimi problemami jak niegdyś Martyna boryka się dziś 75,2 proc. najemców.
Jak wynika z badań, szczególnie trudna jest sytuacja dwudziestolatków. Aż 55,3 proc. z nich nie ma dostępu do mieszkań, które spełniałaby przyjęte w badaniu standardy. Wszystkie te statystyki sprawiają, że jesteśmy w europejskim mieszkaniowym ogonie.
Postanowiliśmy zapytać, dlaczego jest tak źle. Odpowiedział nam Jarosław Skoczeń z agencji nieruchomości Emmerson, Piotr Ciszewski z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów oraz Bożenna Bukiewicz, posłanka PO zasiadająca w sejmowej Komisji Infrastruktury.
Bożenna Bukiewicz, posłanka PO
Według mnie patrząc na wyniki badań Eurostatu nie możemy zapominać, jak trudna była sytuacja wyjściowa w roku 1989. Trudno porównywać się do państw bardziej rozwiniętych, choć i tak trzeba przyznać, że w Polsce zmieniło się bardzo dużo. Jestem dumna z naszych dokonań i nie mam wrażenia, żeby naprawdę było tak źle. Znam wielu młodych ludzi, którzy choć nie zarabiają dużo, mogą sobie pozwolić na mieszkanie w domkach jednorodzinnych.
O ile jednak budownictwo mieszkaniowe się rozwija, gorzej wygląda sytuacja mieszkań socjalnych i komunalnych. Według mnie w tym obszarze jest wiele do zrobienia: potrzeba nie tylko więcej pieniędzy, ale i zmiany zasad przyznawania mieszkań. Muszą być one przekazywane na czas określony, a warunki ekonomiczne rodzin muszą być dokładnie weryfikowane.
Piotr Ciszewski, Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów
Powodem przeludnienia mieszkań jest ich ogólna słaba dostępność dla obywateli. Chodzi nie tylko o wysokie koszty mieszkań deweloperskich, ale o źle prowadzoną politykę miast: mieszkanie komunalne i socjalne władze traktują jako problem.
Mści się też wieloletnie przekonanie, że “wszyscy powinni mieć mieszkanie na własność”. Ludzie, którzy na preferencyjnych warunkach wykupowali od miasta mieszkania za ułamek ich wartości, dziś często nie są w stanie ich utrzymywać, dlatego podnajmują je kolejnym osobom. W naturalny sposób prowadzi to do przeludnienia lokali. Równolegle zasób komunalny maleje – np. w Warszawie liczył kiedyś kilkanaście proc. całości mieszkań, dziś wynosi już tylko 9 proc.
Z drugiej strony mieszkania deweloperskie są niedostępne nawet dla zamożniejszych osób. W efekcie całe osiedla są pustostanami lub ewentualnie mieszkania są wykupowane w celach inwestycyjnych, ale i tak stoją puste.
Aby zmienić tę sytuację trzeba, podobnie jak na Zachodzie, stworzyć tanią alternatywę dla mieszkań deweloperskich, czyli rozwinąć budownictwo komunalne. Jak na razie jednak tendencja jest wręcz przeciwna.
Jarosław Skoczeń, Emmerson
W Polsce mieszkanie wciąż jest dobrem luksusowym, zwłaszcza w dużych miastach. Niestety, rządowe programy, takiej jak Mieszkanie dla Młodych niewiele zmieniają, bo i tak skorzystać z nich mogą tylko osoby względnie zamożne i ze stabilną pracą. Wyobraźmy sobie młode małżeństwo, którego łączny miesięczny dochód wynosi ok 3 tys. zł. Nawet jeśli państwo dołoży im 15 proc. wartości do kosztującego 300 tys. zł mieszkania, nie będzie ich na nie stać. Nie mają szansy udźwignąć takich kosztów.
Za chybiony uważam także inny z rządowych pomysłów, polegający na przeznaczeniu 4 mld zł na kupno w całej Polsce ok. 20 tysięcy budynków, które następnie trafią pod wynajem. To rozwiązanie rodzi ogromnie dużo problemów: od kogo i w których miastach te budynki kupować, komu powierzyć zarządzanie nimi, komu wynajmować mieszkania? Poza tym, to i tak tylko kropla w morzu potrzeb.
Uważam, że korzystniej byłoby przekazać te 4 mld na program MDM (np. na dodatkowe wsparcie rodzin wielodzietnych) albo na Towarzystwo budownictwa społecznego (TBS). Dzięki temu zwiększyłaby się dostępność mieszkań dla osób wykluczonych, bezrobotnych, samotnych matek.
Nieco lepiej jest w przypadku wszystkich obywateli (zarówno wynajmujących, jak i mieszkających w lokalach własnościowych), wówczas problem zbyt małych mieszkań dotyczy 46,3 proc. Polaków, ale i tak plasuje to nas na jednym z ostatnich miejsc w Europie. CZYTAJ WIĘCEJ
Jakie są standardy?
Zza nieruchomość spełniającą standardy europejskie uznaje się takie mieszkanie lub dom, w którym na potrzeby pojedynczego gospodarstwa domowego jest przynajmniej jeden pokój (np. dzienny pokój, salon czy jadalnia), a ponadto jeden pokój dla pary tworzącej gospodarstwo domowe, jeden pokój dla każdej samotnej osoby pełnoletniej, jeden pokój dla dwójki dzieci o tej samej płci w wieku od 12 do 17 lat, jeden pokój dla osoby w wieku od 12 do 17 lat, jeśli nie została uwzględniona w powyższych punktach, jeden pokój dla dwójki dzieci poniżej 12 roku życia.