Jeszcze kilka lat temu wielu mogło panu Grzegorzowi pozazdrościć. Dorobił się pracując w renomowanych paryskich restauracjach, a potem postanowił wrócić do ojczyzny, by tu założyć własny biznes. Zainwestował w portal internetowy i wszystko zapowiadało się świetnie, do momentu niespodziewanego wypadku. Mimo iż odniósł poważne obrażenia, kiedy udał się do ubezpieczyciela, ten uznał, że jego uszczerbek na zdrowiu jest niewielki i początkowo wypłacił mu zaledwie 3 tys. zł. On tymczasem nie był w stanie dalej pracować, a koszty leczenia wpędziły go w gigantyczne dziś długi.
Od zdrowia cenniejsze dla ubezpieczyciela okazało się na początku nawet auto Grzegorza Garbca, którego zniszczenie oszacowano na nieco ponad 12 tys. zł. Za utratę zdrowia dostał cztery razy mniejszą kwotę. Mimo wszystko wciąż kontynuował leczenie po wypadku samochodowym. I szybko okazało się, że lekarz-orzecznik towarzystwa HDI Asekuracja (które dziś działa już pod szyldem TUiR Warta) chyba nieco zbyt optymistycznie ocenił jego stan.
- Gdy przyszedłem na kolejną wizytę, mój lekarz skomentował wyniki badań stwierdzeniem, iż dziwi się, że ja w ogóle chodzę. Okazało się bowiem, że właściwie mam pęknięty kręgosłup - wspomina Grzegorz Garbiec. - Złamanie kompresyjne kręgu L3 i dyskopatia kręgów, zanik mięśni udowych, przepukliny międzykręgowe zamęczające organizm, promieniowanie trzonowe kręgosłupa, czyli drętwienia od góry do dołu - długo wymienia swoje dolegliwości.
"Wrażenie umierania"
To jednak nie wszystko. Lekarze potwierdzili, że obrażenia odniesione w czasie wypadku spowodowały pojawianie się objawów zespołu stresu pourazowego.
- Zmęczenie organizmu bólami i brak dobrego snu powodują u mnie ataki somatyczne na wątrobie i trzustce. Zdarzają się napady ostrego kłucia narządów trwające często kilka godzin. Obrazowo można to opisać jako wrażenie umierania. Pojawiają się wysypki na języku usztywniające język tak, że aż przełykać się nie da, a dodatkowo cierpię na zapadanie się i krwawienie dziąseł - dodaje.
Kolejne wizyty u specjalistów opłacane z własnej kieszeni nie tylko dały nowe i niestety niezbyt optymistyczne informacje o zdrowiu pana Grzegorza. Pozwoliły też zakwestionować opinię komisji, która uznała, że właściwie nic poważnego mu się nie stało. Po miesiącach spędzonych w gabinetach lekarskich i prowadzeniu obfitej korespondencji z ubezpieczycielem udało mu się dowieść, że rzeczywisty uszczerbek na zdrowiu to co najmniej 33 proc.
Prawie pół roku cierpienia uniemożliwiającego walkę o ratowanie własnego biznesu i spore wydatki na leczenie pokrywane z własnego portfela sprawiły jednak, że wypłacone wówczas 32 tys. zł były już tylko kroplą w morzu potrzeb, które pojawiły się po wypadku. Pan Grzegorz nie mogąc pracować i ciągle wydając pieniądze na lekarzy miał już o wiele wyższe długi.
Poziom życia nie ma znaczenia
Zdaniem poszkodowanego, ta kwota słabo odzwierciedlała też uszczerbek na poziomie życia, który wywołał u niego wypadek. Teoria mówi, że ten fakt powinien mieć kluczowe znaczenie dla ustalania wysokości tego typu odszkodowania, tymczasem w przypadku Grzegorza Garbca praktycznie o tym zapomniano. - Ja wiem, że dla przeciętnego człowieka te 32 tys. zł to spora kwota. Jednak ja przez wiele lat bez problemu zarabiałem nawet 9 tys. zł miesięcznie. Utrata zdrowia po wypadku skutecznie uniemożliwiła mi kontynuowanie życia na dotychczaswoym poziomie - stwierdza.
Wyjściem awaryjnym na wypadek niepowodzenia interesu w Polsce miał być bowiem powrót do Paryża. - Kiedyś znajomi restauratorzy chętnie mnie zatrudniali. Zdrowy nie miałbym problemu, by tam znowu szybko zarobić na pokrycie długów. Do tej pracy się już jednak po prostu nie nadaję - mówi załamany.
Co więcej, nawet po wypłacie wspomnianej kwoty, jego lekarze nie mieli wątpliwości, że w rzeczywistości uszczerbek na zdrowiu i tak jest dużo wyższy. Doradzili mu więc dalszą walkę o swoje prawa i godność. W odpowiedzi Grzegorz Garbiec otrzymał jednak m.in. pismo, w którym ubezpieczyciel stwierdza, że ledwo trzymający się na nogach mężczyzna mógł bez problemu pracować w swojej firmie. Był to portal internetowy, więc uznano, iż taka praca nie wymaga wielkiego wysiłku fizycznego. I wiele w tym prawdy, gdyby nie fakt, że nawet siedzenie przed komputerem skutecznie uniemożliwiać mogły przecież napady silnego bólu.
Facebook na pomoc
Od ponad roku mężczyzna walczy więc, by obecnie już TUiR Warta poniosło wreszcie prawdziwą odpowiedzialność za zobowiązania, które jeszcze HDI Asekuracja wzięło na siebie wydając polisę sprawcy wypadku. Złożył już pozew do sądu przeciwko ubezpieczycielowi i 27 stycznia czeka go pierwsza rozprawa. Zamierza żądać sumy równej trzem pensjom obecnego prezesa Warty. - Ta suma wreszcie pozwoliłaby mi spłacić długi i powalczyć o powrót do godnego życia. Bo przez brak odpowiedniej pomocy tuż po wypadku stałem się człowiekiem ubogim. Moja matka nie ma dziś na opał, bank chce jej zabrać dom, na którym ciąży kredyt hipoteczny - żali się mój rozmówca.
Całkowicie bezsilny w walce z wielką korporacją Grzegorz Garbiec postanowił niedawno założyć stronę na Facebooku. Na Zlekceważeni HDI - WARTA najpierw opisał tylko swoje boje z tym towarzystwem. Szybko okazało się jednak, że podobne doświadczenia mają też inni.
Podobne rozstrzygniecie miała sprawa tocząca się przeciw Wartcie przed świdnickim sądem w sprawie o wypłatę odszkodowania za śmierć kobiety potrąconej na przejściu dla pieszych przez kierowcę autobusu. Po wyroku skazującym mężczyznę jej bliscy wystosowali stosowne wezwanie do towarzystwa Warta, jednak ubezpieczyciel odmówił wypłaty pieniędzy.
Innego zdania co do krzywdy świdniczan był sąd. Wyrok znowu nie był korzystny dla twardo dbającego o swoje interesy ubezpieczyciela. Sąd nakazał nie tylko wypłatę 650 tys. zł zadośćuczynienia, ale także dodatkowych 200 tys. zł odsetek oraz około 40 tys. zł zwrotu kosztów sądowych. - Pomimo wielu wyroków i jasnego stanowiska sądów w takich sprawach trudno dogadać się bez sądu z tym ubezpieczycielem - komentował wówczas Maciej Kwiecień z Kancelarii Brokerskiej „MARSHAL”, której udało się wygrać z korporacją.
Bez komentarza?
O komentarz do sprawy Grzegorza Garbca i ogólnej polityki rozpatrywania wniosków o wypłatę odszkodowań poprosiliśmy centrum prasowe TUiR Warta. Od rzecznika Marcina Jaworskiego dowiedzieliśmy się jednak, że ze względu na tajemnicę ubezpieczeniową nie może udzielić osobom trzecim szczegółowych informacji dotyczących szkody. – Prosimy o zwrócenie się bezpośrednio do klienta, który otrzymał na piśmie wszelkie wyjaśnienia w tej sprawie, zawierające naszą argumentację – napisał tylko rzecznik prasowy.