
András Schiffer, jeden z liderów liberlanej partii LMP, ostatnią decyzję Orbána podsumował słowami: – Rząd, który mieni się patriotycznym obrońcą wolności sprzedaje właśnie swój kraj Rosji – powiedział.
Twarda, niezależna polityka zagraniczna gabinetu Orbána, który od lat sprawnie dystansował się tak od Brukseli, jak i Moskwy, zawsze wzbudzała entuzjazm polskiej prawicy stając się niedoścignionym wzorem tego, jak dbać o interesy narodowe swojej ojczyzny.
Węgry postępują w imię swojego dobrze pojętego interesu. Być może to była po prostu najtańsza złożona propozycja. Jestem pewien, że nie chodzi tu o kwestie geopolitycznego wyboru, tylko pieniądze. To po prostu posunięty do bólu pragmatyzm.
Kuźmiuk dodaje też w rozmowie z naTemat, że wobec konfliktu Węgier z międzynarodowymi instytucjami finansowymi nie powinno dziwić, iż Orbán zwrócił się w kierunku Rosji. A co by było, gdyby to polski, a nie węgierski premier, podpisał z Rosją tak duży kontrakt? Czy nie pojawiłyby się zaraz oskarżenia o zdradę?
Ta typowa gra na postsowieckie fobie nie może jednak przynieść konkretnych efektów, ponieważ to właśnie socjaliści kojarzeni są z niegdysiejszą kolaboracją ze Związkiem Sowieckim oraz demontażem państwa podczas swoich rządów w okresie niepodległości. CZYTAJ WIĘCEJ
Lekcja politycznego pragmatyzmu
Gdzie leży prawda? Czy Orbán naprawdę “sprzedał kraj Rosji”? – Nie sądzę. Ta umowa nie oznacza wcale realnego uzależnienia Węgier od Kremla. Ilość energii produkowanej w jednej elektrowni atomowej nie jest przecież aż tak duża – ocenia dr Artur Wołek z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Jego zdaniem umowa z Rosją to raczej polityczny sygnał: – Orbán chce w ten sposób pokazać Unii Europejskiej, że jego kraj ma poza nią innych zagranicznych partnerów – mówi.