
7 lutego do kin wchodzi „Jack Strong”. Najnowszy film Władysława Pasikowskiego opowiada o losach pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Oficer sztabu generalnego LWP, w którego wcielił się Marcin Dorociński, był informatorem wywiadu amerykańskiego w czasach zimnej wojny. Jednak mimo kontrowersyjnego bohatera, to w odróżnieniu od ostatniego filmu Pasikowskiego, czyli „Pokłosia”, "Jack Strong" nie powinien wywołać aż tylu głosów krytyki.
Ryszard Kukliński, ps. "Jack Strong", "Mewa"
Ryszard Kukliński (ur. 1930, zm. 2004), był pułkownikiem Wojska Polskiego i armii amerykańskiej. W PRLu był zastępcą szefa Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego WP, oraz tajnym współpracownikiem CIA. W latach 1971-1981 Kukliński przekazał amerykańskiemu wywiadowi przeszło 40 tysięcy stron dokumentów o planach Układu Warszawskiego. W 1981 r. "Jack Strong" przy pomocy CIA uciekł na Zachód. Władze PRL zaocznie wydały na niego wyrok śmierci, który nie został wykonany. W 1993 i 1994 w tajemniczych okolicznościach zginęli jego synowie, co niektórzy tłumaczą jako zemstę na Kuklińskim za jego zdradę. W 1995 r. wyrok śmierci został uchylony i przywrócono mu stopień pułkownika. Kukliński zmarł w 2004 w Tampie na Florydzie. CZYTAJ WIĘCEJ
Gangsterskie porachunki
Film zaczyna się obrazami niczym z lat siedemdziesiątych, w stylu „Brudnego Harry'ego”. Do budynku huty podjeżdża kawalkada samochodów. Niczym mafia. Oficer wywiadu mówi skazańcowi, że zdradził i że czeka go śmierć. Dwóch zamaskowanych osiłków wrzuca go do hutniczego pieca. Tak ginie Oleg Pieńkowski, oficer rosyjskiego wywiadu, który przeszedł na stronę Amerykanów. To wygląda, jak gangsterskie porachunki. Pasikowski przez to pokazuje, co grozi Kuklińskiemu, jeśli przejdzie na stronę Amerykanów.
Smutny bohater
Cofamy się w czasie. Podchodzący pod czterdziestkę Kukliński zostaje ważną osobą w Układzie Warszawskim. Bryluje przed śmietanką sowieckiej generalicji. Możemy odnieść wrażenie, że to wybitnie uzdolniony wojskowy. Do tego jak się okazuje, niezwykle troszczący się o losy rodaków. I taki wydaje się być ten Kukliński przez cały film – posępny, ponury, myślący tylko o Polsce.
Autorom filmu prawdopodobnie uda się uniknąć kontrowersji politycznych. Pasikowski zręcznie przedstawia przygotowania do wprowadzenia Stanu Wojennego, bez wskazywania palcem na winnych. No chyba, że prawica będzie mieć pretensje, że gdy pułkownik przegląda tajną listę członków „Solidarności”, którzy mają zostać internowani, padają nazwiska: Bujaka, Kuronia, Michnika i Wujca, a brakuje małżeństwa Gwiazdów, Macierewicza i kilku innych. Może to celowy zabieg, by wywołać dyskusję wokół filmu.
Podczas gdy polscy i rosyjscy aktorzy zagrali rewelacyjnie, to nie można tego samego powiedzieć o Amerykanach. Czasami są zbyt teatralni w swoich rolach, a ich tajne narady pozbawione emocji. Wiele do życzenia pozostawia też ich angielski, który wydaje się szkolny, wzięty prosto z nagrań lekcji tego języka.
