Jeśli politycy Solidarnej Polski dostaną się do Parlamentu Europejskiego popracują tam tylko niecałe półtora roku, a później spróbują szczęścia w wyborach do Sejmu. – Wyrazem czystych intencji i uczciwości jest to, że nie kryjemy, że planujemy start w kolejnych wyborach – mówi w "Bez autoryzacji" Zbigniew Ziobro, szef partii.
Jak mam rozumieć słowa posła Patryka Jakiego, który oznajmił, że jeśli liderzy Solidarnej Polski dostaną się do Parlamentu Europejskiego, to po nieco ponad roku będą startowali w wyborach do Sejmu? To jest – mówiąc wprost – oszukiwanie wyborców.
(chwila milczenia) Poddawanie się wyrokom wyborców to nie jest ich oszukiwanie, tylko właściwa postawa. Jeżeli istnieje możliwość weryfikacji mandatu wyborczego, to powinni poddawać się takiej ocenie i to jasne, że pierwsze wybory, jakie mamy przed sobą to wybory do europarlamentu i wystartują w nich wszyscy liderzy Solidarnej Polski. Ale równie jasne jest, że pierwszoplanowym wyzwaniem są dla nas wybory parlamentarne oraz prezydenckie i weźmiemy w nich udział.
Przyjmując pański tok rozumowania, można by powiedzieć, że wielu polityków startując do wyborów i sprawując jednocześnie jakieś urzędy, dopuszcza się oszustwa. Nie, to nie jest oszustwo. To po prostu poddanie się ocenie wyborczej. Nasza uczciwość polega na tym, że otwarcie przyznajemy, że część z nas po 1,5 roku pracy będzie chciała wrócić do Polski.
Przyjęcie mandatu to zobowiązanie wobec wyborców. Ci, którzy oddadzą na nas głos w wyborach do Parlamentu Europejskiego będą mieli prawo czuć się oszukani, kiedy po 1,5 roku ich kandydaci zmienią pracę i dadzą im do zrozumienia, że misja, którą na siebie przyjęli jest nieważna.
To nie tak, że nieważna, to fałszywe założenie. Start w demokratycznych wyborach jest ważny. A wyrazem czystych intencji i uczciwości jest to, że nie kryjemy, że planujemy start w kolejnych wyborach.
Na zasadzie, którą pan proponuje, możemy powiedzieć, że osoby startujące w wyborach uzupełniających do Senatu, pan senator Piecha, oszukał swoich wyborców. Czy Gowin, który jest posłem, a deklaruje start do Brukseli. No nie, oni nie oszukują wyborców. A Bronisław Komorowski, który był marszałkiem Sejmu i wystartował w wyborach prezydenckich też nie oszukał swoich wyborców. Takie są reguły demokracji.
Pana synek wrzucił w niedzielę coś do puszki WOŚP?
Nie, nie. Ale nie sprowadzajmy tego do kwestii dzieci, nie bawmy się w to. Akurat nie byłem z nim wtedy na spacerze.
Dobrze, przechodząc do istoty mojego pytania: czy pan wrzuciłby coś do puszki? Czy również uważa pan, że nie powinno się wspierać WOŚP?
Wrzucałem pieniądze do puszki w kościele, zbierano pieniądze na misje. A do pana Owsiaka mam stosunek krytyczny, zwłaszcza do jego działalności politycznej. W przeciwieństwie do pani Ochojskiej i innych ludzi, którzy angażują się charytatywnie, miesza role. Chce budować ogólnospołeczne poparcie dla swojej inicjatywy, a jednocześnie miesza się w politykę, która jest pełna podziałów. Nie powinien manifestować swoich sympatii partyjnych i angażować się w silne emocje i podziały polityczne.
Niestety pan Owsiak angażuje się partyjnie, kiedy idą wybory i ściąga na siebie burzę, bo trudno się dziwić, że mieszanie tych dwóch sfer wiąże się z negatywnymi konsekwencjami. Ale to nie znaczy, że nie zdarzyło mi się wrzucić czegoś do puszki, staram się rozdzielać negatywną ocenę jego zachowań od samej akcji.
Pańskie wątpliwości dotyczą tylko kwestii politycznych, czy także finansowych? Wielu internautów zarzuca WOŚP nieprawidłowości w wydawaniu pieniędzy.
Mam za małą wiedzę by mówić o nieprawidłowościach. Na pewno zasadą powinna być przejrzystość, powinniśmy wiedzieć, co się dzieje z każdą złotówką. Prowadziłem kiedyś stowarzyszenie i starałem się, by to było jak najbardziej jasne. Poza tym nie zbierałem pieniędzy, tylko głównie przekazywałem swoje własne środki na jego działalność.
W dyskusji o pieniądzach WOŚP najlepszą odpowiedzią jest jawność i uważam za słuszne postulaty, by ludzie wiedzieli co się dzieje z pieniędzmi. I dotyczy to każdej inicjatywy, która ma związek z ludzką dobrocią. Proszę sobie przypomnieć sprawę pana, który pieniądze fundacji przeznaczał na luksusowe wydatki.
Państwo nie radzi sobie ze sprawą Mariusza Trynkiewicza? Może wyjść na wolność, bo Kancelaria Premiera zwlekała z opublikowaniem podpisanej już ustawy.
Przede wszystkim należy zapytać, po co jest państwo? Jeżeli po to, by chronić obywateli, którzy przestrzegają zasad, to państwo zawiodło. Przede wszystkim wtedy, gdy w 1989 roku pochopnie zlikwidowano karę śmierci dla najcięższych przestępstw. Po drugie, gdy po tej likwidacji nie wprowadzono automatycznej kary dożywocia dla wszystkich, którzy unikną kary śmierci. Poza tym w chwili, kiedy było wiadomo, że Trynkiewicz i jemu podobni będą wychodzić na wolność, państwo powinno zastanowić się jak ochronić obywateli.
To co jest ciężkim politycznym aktem oskarżenia wobec Donalda Tuska i jego ekipy, ministra Gowina, to nie te dwa tygodnie, na których koncentruje się uwaga opinii publicznej. To wiele miesięcy, kiedy przedstawiciele rządu, premier, o tym wiedzieli i nic nie zrobili. W październiku 2012 roku zwróciłem się do ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina z prośbą o wspólne działanie opozycji i rządu, by sprawę szybko w Sejmie załatwić. Nie było zainteresowania. Później w styczniu 2013 r. Solidarna Polska złożyła własny projekt w tej sprawie.
Przez siedem miesięcy nic się nie działo, on był blokowany. Strata tych wielu miesięcy jest przyczyną tego, że ustawa została uchwalona, ale nie objęła tego, pod którego ona została przygotowana. To ciężka kompromitacja rządzących – wiedzieli, składali buńczuczne zapowiedzi i później nic nie robili. A nawet gdyby te dwa tygodnie nie zostały stracone, i tak by to nic nie dało, bo ta procedura jest niezwykle skomplikowana.