
Na najnowszy film Wojtka Smarzowskiego "Pod mocnym aniołem" który dziś wchodzi do kin, walić będą pewnie tłumy. Jednak są tacy, którzy zostaną w domu, i to nie dlatego, że Smarzowskiego nie lubią, a po prostu ze strachu. Przed czym? Przed "dołem", bo wiedzą, że taki seans trzeba będzie wręcz odchorować. – I wcale się nie dziwię, bo to jeden z tych, które "wchodzą na psychę". Aż trudno uwierzyć, jak film czasem potrafi poszarpać nerwy – mówi naTemat krytyk filmowy Wiesław Kot.
Jak to jest, że "zwykła" sekwencja ujęć potrafi tak dotknąć widza? Czy można w ogóle stworzyć definicję "filmu siadającego na psychice"? Jak mówi krytyk Wiesław Kot, paradoksalnie najrzadziej są to horrory, filmy o duchach, ociekające krwią czy przemocą, w przypadku których obraz widziany na ekranie powinien bezpośrednio wywoływać emocje: wstręt czy strach.
Firmy, które mnie aż tak poruszyły, to na przykład "Za ścianą" Zanussiego i "Baza ludzi umarłych" z 1958 roku. W pierwszym obserwujemy obiecującą panią naukowiec, która po nieudanej karierze znajduje się na skraju załamania nerwowego. W drugim mamy kobietę, obietnicę lepszego życia dla mężczyzn pracujących przy ścince drzewie w Bieszczadach. W ostatecznym rozrachunku ona staje się dla nich klęską.
Kot zauważa, że temat alkoholizmu jest dla sporej części Polaków właśnie czymś w rodzaju "zmory", tak jak może nią być patologia rodzinna, utrata pracy czy zawiedzione uczucie. "Film Smarzowskiego pokazuje tę najbardziej podłą, ostatnią fazę upojenia alkoholowego. To może działać depresyjnie, bo każdy z nas widzi obok siebie osoby, które tego poziomu sięgnęły. Poza tym żyjemy w kraju, gdzie każdy pobiera mniej lub więcej alkoholu i łatwo może sobie wyobrazić, że może być tym alkoholikiem spod sklepu, dla którego piwo to kwestia życia i śmierci" – stwierdza.
Artur Barciś, aktor filmowy i teatralny, dodaje jeszcze inną interpretację filmów z gatunku "siadającego na psyche". Jak mówi, generalnie filmy można podzielić według dosyć prostego kryterium. Znakomita większość to po prostu historyjki: zaczynają się i kończą. Prawdziwą sztuką, która charakteryzuje wybitnych artystów, jest zrobić film, który dotyka ważnych spraw, wewnętrznej wrażliwości, której już się zdefiniować nie da. – Na mnie ogromne wrażenie zrobił "Requiem dla snu". To był film, który mną wręcz wstrząsnął i długo nie mogłem się po nim pozbierać. Dlaczego? Nie da się tego wytłumaczyć. Po prostu są takie filmy, które po prostu się chłonie – mówi naTemat.
Padło już tutaj kilka tytułów, ale w kategorii "Kino, które wchodzi na psyche" konkurencja jest znacznie większa. Na filmowych forach obok "Requiem dla snu" i "Placu Zbawiciela" często wymienia się też m.in. takie pozycje: "Efekt motyla", "Tożsamość", "Siedem", "Donnie Darko", "Wyspa tajemnic", "Lot nad kukułczym gniazdem", "Memento", a z polskich: "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", "Pręgi", "Sala samobójców" i "Krótki film o zabijaniu". Od siebie dodałbym do rankingu dwa tytuły: "Funny Games" Michaela Haneke i rosyjski "Ładunek 200".
W filmowych nowościach też można znaleźć mocnych kandydatów. Obok "Drogówki" to choćby wysoko oceniany film "Sierpień w hrabstwie Osage", który zadebiutuje w Polsce za tydzień. To co prawda komedia, ale, jak pisze Paweł T. Felis w recenzji dla "Gazety Wyborczej", słodko-gorzka, przechodząca w dramat o rozkładzie rodzinnych relacji. "Zachęca do histerycznego śmiechu, który co chwila więźnie w gardle" – napisał Felis.

