Co najmniej 26 mln zł dał japońsko-brytyjski inwestor za polską agencję social media Socializer. Dentsu Aegis Network może zapłacić za akcje spółki znacznie więcej, jeżeli ta w latach 2013-2017 osiągać będzie oczekiwane wyniki. Transakcja jakich w świecie wielkiego biznesu wiele? Nic bardziej mylnego. Sprzedaż agencji Socializer to dopełnienie historii genialnego wręcz sukcesu, którego autorem jest Łukasz Misiukanis. W kilka lat od absolutnych podstaw stworzył biznes, który dziś jest przedmiotem jednej z najważniejszych transakcji w branży.
Przejęcie agencji Socializer przez japoński holding reklamowy Dentsu wbrew wszelkim pozorom jest ważne także dla przeciętnego Kowalskiego. To właśnie firma Łukasza Misiukanisa odpowiada bowiem ze komunikację z klientami większości najaktywniejszych w social media marek. Socializer pracuje dla Microsoftu, sieci Play i koncernu Lotos. Pod marką Lubię To komunikuje się z klientami KFC, Burger Kinga, Pizza Hut, Starbucksa, a także marki H&M i producenta kosmetyków Nivea. Przeciętny użytkownik mediów społecznościowych z nad Wisły śledzi co najmniej jeden z tych profilów.
A często właśnie dzięki Facebookowi, czy Twitterowi załatwiamy sprawy z tymi firmami. Dlatego dziś w branży internetowej i reklamowej mówi się nie tyle o wysokości transakcji (a przejęcie Socializera może kosztować Japończyków ostatecznie przecież nawet 87 mln zł...). Znacznie więcej uwagi poświęca się temu, że Łukasz Misiukanis tak wartościowy biznes stworzył w zaledwie trzy lata. I temu, jak tego dokonał.
Człowiek, który uratował Play...
Kluczem do dzisiejszego sukcesu Socializera wielu uważa wydarzenia z października 2012 roku, gdy obsługiwana przez firmę Misiukanisa marka Play stanęła o krok przed widmem internetowego linczu. Podróżnicy Ania i Jakub Górniccy na Facebooku celnie uderzyli wtedy w Play za to, że operator zbyt długo kazał im czekać na przeniesienie numeru. Ich akcja szybko rozeszła się po sieci, bo na usługi Play narzekali wówczas nie tylko oni. Operator był tuż po otwarciu nowej strategii, a błyskawicznie przeżywał już bardzo poważny kryzys wizerunkowy.
Jego rozwiązanie na siebie natychmiast wzięła ekipa Socializera, z jej szefem na czele. - Ten wpis nasi moderatorzy wyłapali również w sobotę rano. Wszyscy byliśmy na nogach 10 minut później - wspominał Misiukanis w wywiadzie udzielonym Interaktywnie.com. - Sprawę udało się dość zgrabnie i z humorem załagodzić. Rzecznik Play, Marcin Gruszka zerwał się z urlopu, pojechał pod salon Play i zrobił sobie podobne zdjęcie z kartonem, po wymyśleniu, co ma być na nim napisane. Dzięki temu sytuację, o początkowo negatywnym wydźwięku i kryzysowym pretekście, udało się przekuć w wydarzenie odebrane przez internautów bardzo pozytywnie - tłumaczył.
Proste? Owszem, ale większość strategów świata mediów i reklamy na reakcję potrzebowałoby co najmniej kilku dni spędzonych na gruntownych analizach. Misiukanis działał tymczasem instynktownie. Genialny wręcz instynkt socialmediowy trzydziestoparolatka z Ełku to zdaniem ludzi z branży jego największy atut.
Instynkt geniusza
- Jego niesamowitą wręcz cechą jest przenikliwość. Łukasz bardzo precyzyjnie potrafi przewidzieć przyszłość. Dzięki temu potrafi badać rynek tak, by dostosować produkt do oczekiwań klientów. Nie zawahałbym się nazwać go wizjonerem social mediów. Jego produkty dotychczas praktycznie zawsze dostosowywały się do potrzeb i realiów rynku - mówi bloger naTemat Mateusz Jasiński, który pracował w Socializer od pierwszych dni istnienia firmy.
- On ma też nieco inne od wielu spojrzenie na funkcjonowanie swojej firmy. Od razu zainwestował w najlepszych ludzi w branży. Mimo iż wtedy nawet nie miał klientów, a dopiero nawiązywał pierwsze kontakty. Zdecydował się jednak na przykład na zatrudnienie wyśmienitego PR-owca i dzięki temu mogło stać się wiele rzeczy, którym dziś Socializer zawdzięcza swoją pozycję - ocenia nasz rozmówca.
Mateusz Jasiński wspomina, że na początku Socializer starował w dość domowych warunkach. Najlepsza dziś agencja w Polsce jeszcze niedawno funkcjonowała w zwykłym domu na Mokotowie. - To co było dla nich najważniejsze od samego początku, to była jednak pasja i zaangażowanie. Chodziło o stawianie na jakość. W ten projekt ludzie angażowali się nie tylko od 8 do 16, ale właściwie przez cała dobę. Na tym polega chyba klucz do sukcesu w tej branży - wspomina.
Biznes lubi charyzmę, nie skromność
Sam Łukasz Misiukanis w jednym z wywiadów tłumaczył, że jego receptą na sukces jest jednak jeszcze co innego. - Mam charyzmę i ludzie wiedzą, że jeżeli coś powiem, to wiadomo, że to coś się stanie - przekonywał bez skrępowania w rozmowie z "Rzeczpospolitą". - Jeżeli mówię, że za pół roku Socializer będzie największą agencją social media w Polsce, to znaczy, że będzie. Jeżeli wyznaczam jakiś cel, to z dużym prawdopodobieństwem go osiągniemy - mówił w czerwcu 2012 roku. Na początku roku 2013 Socializer rzeczywiście był już niekwestionowanym numerem jeden.
Wtedy nie startował jednak od zera. Rozpoczynając pracę z Socializer Misiukanis miał już za sobą kilka biznesów. Jeszcze w liceum zaczął zarabiać dzięki tworzeniu stron dla sklepów internetowych. W roku 1996 należał do wąskiego grona pionierów e-commerce. I to nie tylko w Polsce. Kilka lat później znowu uznał, że warto spróbować zarobić na czymś nowym. Od lat na SEO musi stawiać każdy, kto chce prowadzić poważny biznes - nie tylko stricte internetowy. W 2002 to nie było jednak wcale tak oczywiste. - Zauważyłem, że SEO nie wymagało wtedy dużych nakładów, a generowało spory ruch - wspominał w jednym z wywiadów.
Tak powstała firma Synerway, która niedługo później zajęła się także tworzeniem systemów rezerwacyjnych dla branży turystycznej i platform do internetowych płatności przy użyciu karty kredytowej. Biznes Misiukanisa był i w tej dziedzinie jednym z pionierskich. Interesy z osławionej niestabilnością branży turystycznej po raz pierwszy wpędziły go jednak w problemy. Kontrahenci walczyli o przetrwanie na rynku, więc nie płacili na czas. Misiukanis tamten okres wspominał więc jako walkę o płynność finansową, a nie szansę na nowe wyzwania.
Po ośmiu latach rozwoju Synerway sprzedał udziały w spółce, gdy ta powróciła tylko do dobrej kondycji. Wtedy zaczyna się historia Socializera. Po odejściu z Synerway Misiukanis sporo czasu dał sobie na eksperymentowanie z social media. Widział w tym wielki biznesowy potencjał, ale nie do końca znał jego możliwości. Przełomem w eksperymentach było stworzenie strony "Uwielbiam iPhone'a" z konkursem, w którym nagrodą był telefon od Apple.
Łukasz Misiukanis o pomyśle interes w social media.
Prosta recepta na sukces?
Do 3 groszy do milionów
Koszty tej kampanii to kilkaset złotych. Efekt to 10 tys. internautów przyciągniętych do profilu w zaledwie... tydzień. Misiukanis wyliczył wtedy, że za jednego fana zapłacił 3 grosze. Żadne inne rozwiązanie reklamowe nie dawało tak świetnych efektów przy tak niskich nakładach. Za kolejne, prawdziwe już kampanie płacili dawni klienci Synerway. Na początku sam Misiukanis brał zlecenia na kampanie warte kilkadziesiąt tysięcy. Kiedy pojawiła się szansa na zarobek rzędu pół miliona złotych, powstała marka Socializer, a Misiukanis zaczął rekrutację.
Po kilku miesiącach od pierwszej kampanii zorganizowanej pod nową marką firma zadebiutowała rynku NewConnect. Misiukanis był przekonany, że giełda pomoże w znalezieniu nowych inwestorów. Wkrótce okazało się, że i tym razem się nie pomylił. W Socializera zainwestowała Grupa O2. Transakcja obejmująca 30 proc. akcji za około 7 mln zł okazała się jednak początkiem rewolucji. Już wtedy spółka znalazła się na celowniku inwestorów zagranicznych.
W piątek okazało się, że najskuteczniejszy w walce o liczącą już kilkaset osób ekipę Łukasza Miskukanisa był brytyjski oddział japońskiego holdingu Dentsu - Dentsu Aegis Network. Misiukanis od teraz będzie wiceprezesem zależnej od Dentsu spółki Isobar odpowiedzialnym za dział Media & Social. Zdaniem Przemysława Pająka z serwisu Spider's Web, nic nie zapowiada, by inwestorzy chcieli pozbyć się Misiukanisa. To właśnie on może być dla nich najcenniejszą częścią świeżo ubitego interesu.
- Całkowitą głupotą byłoby przecież rozstanie z nim. Łukasz Misiukanis jest im potrzebny, by założona przez niego firma mogła nadal działać w dotychczasowej formie. Bez niego inwestorowi trudno byłoby też zrozumieć specyfikę polskiego rynku. Poza tym, to człowiek, który w branży ma po prostu opinię kogoś, kto jeśli się w coś zaangażuje, to zwykle wychodzi z tego coś naprawdę dużego - ocenia Pająk.
Na co wydać miliony?
Na tym wszystkim Misiukanis zarobił też naprawdę dużo pieniędzy. Na co je wydaje? Szef agencji Socializer nigdy nie krył się ze swoją snobistyczną pasją. Trudy związane z prowadzeniem tak skutecznego biznesu rekompensuje sobie zwykle za kierownicą jednego z licznych aut sportowych, których jest właścicielem.
Przez jego garaż dotąd przewinęły się m.in. Maserati, BMW Z4, Ferrari F430, oraz Bentley Continental GT. Wkrótce Misiukanis ma zasiąść za kółkiem Pagani Zondy. Z pewnością spróbuje wtedy pobić kolejny rekord prędkości, którymi lubi się chwalić na Facebooku i YouTube.