Dość długo zastanawiałam się nad tym, jak mógłby pachnieć ten wywiad, gdyby istniała możliwość przesyłania zapachu przez internet. Jakie perfumy spośród z tych, których próbki podsuwano mi pod nos właściwie co pół minuty, najlepiej oddawałby nastrój tamtego spotkania? Ja sama nie mogę się zdecydować, lecz mój rozmówca zapewne wybrałby zapach sosny, która kojarzy mu się z dzieciństwem spędzonym na Syberii. Poznajcie Victora Kochetova, syna Polki i Włocha, który wychował się w Rosji, studiował w Paryżu, a osiadł w Warszawie, gdzie założył niszową perfumerię o nazwie MOOD SCENT BAR.
Charakterystyczne i nieco dziwne zapachy darzę miłością od dawna. Perfumy, na które uparłam się już prawie 8 lat temu, czyli Angel od Thierry'ego Muglera, są szczerze nielubiane chociażby przez mojego tatę, który czasami nawet żali się, że nie jest w stanie jechać ze mną samochodem, kiedy ich używam. Z drugiej strony, zapach ten od zawsze zdobywał sporą aprobatę mężczyzn, z którymi byłam związana. Jest słodki, mocny oraz tak charakterystyczny, że nie można go pomylić z niczym innym.
Chleb i taśma
Nigdy nie lubiłam pachnieć banalnie, dlatego na koniec mojej wizyty w MOOD SCENT BARZE z radością przyjęłam od Victora próbki dwóch zapachów, które wydały mi się najbardziej specyficzne, czyli Jeux de Peau Serge'a Lutensa, interpretacji aromatu świeżo wypiekanego chleba, oraz A New Perfume od Comme Des Garçons, pachnących taśmą klejącą z dodatkiem kleju. Postanowiłam sprawdzić, jak spodobają się mojemu otoczeniu.
Na pierwszy ogień poszedł kierowca taksówki, który odebrał mnie spod MOOD SCENT BARU. Obficie oblana "chlebowymi" perfumami zaczęłam opowiadać mu, że dopiero co je kupiłam, ale nie jestem pewna, czy to dobra decyzja. Taksówkarz stwierdził, że ich zapach jest ładny i miły, ale bardziej przypomina mu wizytę w piekarni, niż w perfumerii. Punkt dla niego. Przyznał, że raczej nie chciałby, żeby jego żona takimi pachniała. - Perfumy, to w sumie mają być... perfumy - skończył niepewnie.
W piekarni, w której zatrzymałam się na chwilę przed pójściem do domu, mój zapach chleba zupełnie się "zgubił". Dopiero gdy podsunęłam znajomemu właścicielowi nadgarstek pod nos od razu poprosił o nazwę perfum, których użyłam. Człowiek, który kocha chleb, w mgnieniu oka pokochał ich zapach, czemu zupełnie się nie dziwię.
"Fuj!"
Na wieczór, po uprzednim zmyciu z siebie Jeux de Peau, spryskałam się perfumami o zapachu kleju i taśmy klejącej. - Podobają ci się? - zapytałam dobrą koleżankę, którą zawsze ceniłam za szczerość. - Są strasznie dziwne - odparła - ale w sumie ciekawe. Nie skojarzyła ich od razu z taśmą klejącą, jednak gdy powiedziałam jej, że to właśnie kleje były dla nich inspiracją, zaczęła je wyraźnie wyczuwać, podobnie jak reszta znajomych, którym bez tej informacji zapach wydawał się jedynie niesamowicie specyficzny, a czasem nawet kwitowali go okrzykiem "fuj, weź tę rękę".
Efekt mini-eksperymentu pokazał, że w momencie gdy coś nie pachnie podobnie do perfum dostępnych w sieciówkach, raczej nie zyskuje szczególnej aprobaty. Na szczęście MOOD SCENT BAR posiada także zapachy powstające przy użyciu tradycyjnych składników, które są oryginalnie piękne, a nie dziwaczne. Jeżeli chcecie dowiedzieć się o nich więcej, przeczytajcie naszą rozmowę. Nikt nie opowiada o zapachach tak wspaniale jak Victor.
Jakiego zapachu używasz?
Victor Kochetov: Od 1999 roku „dwójki” od Comme des Garçons, lecz w tym momencie nie są to moje jedyne perfumy. Używam także Spirit Of The Glen od Hylands. To bardzo specyficzne perfumy. Na początku ich zapach jest owocowy i słodki, a później kilkukrotnie się przemienia. Jest w nim pokazana niesamowita historia whisky, które w momencie gdy jest młode, ma aromaty owoców i słodycz, a później dojrzewa, nabiera ostrości, stając się wręcz torfowe. Porywają mnie właśnie takie autentyczne historie. A ty jakich perfum używasz?
Od 8 lat tych samych, czyli Angel Thierry'ego Muglera.
Jestem wielkim fanem tych perfum. Udzielałem nawet wywiadu na ich temat. To w takim razie coś ci pokażę. To jest Visa od Roberta Pigueta, czyli „ojciec” Angel, zapach słodkości i karmelu. Pierwszy, który został temu w całości poświęcony. Później, gdy Thierry Mugler tworzył Angel, wszyscy wmawiali mu, że pomysł jest chybiony. Śmiali się z niego, że chce stworzyć perfumy pachnące ciastkarnią. Ostatecznie Angel okazał się wielkim sukcesem. To bardzo specyficzny zapach. Jesteś w nielicznej grupie młodych dziewczyn, które nie boją się go używać. Ubolewam nad tym, że młode kobiety w Polsce lubują się w płaskich, banalnych zapachach.
W Paryżu spotykałem dziewczyny, które miały zaledwie 15 lat, a używały podobnie zdecydowanych perfum. U nas istnieją niepotrzebne podziały, mówi się, że ktoś na dane zapachy jest za stary lub za młody, nie lubimy także tych mocnych i specyficznych. Perfumy, które są uwielbiane we Włoszech, dużo mniej podobają się w Polsce. Włoszki kochają paczulę, różę, czekoladę, zupełnie nie boją się używać aldehydów i bardzo ciężkich mieszanek. Ty przychodzisz do mnie w nieprzeciętnym futrze, jesteś otwarta, pewna siebie – nie możesz pachnieć leciutko i bez charakteru. Perfumy mają współbrzmieć z nami i podkreślać osobowość. Myślę, że bardzo dobrze trafiłaś ze swoim wyborem.
Bardzo się cieszę, że w takim razie sobie poradziłam. A w jaki sposób ty pomagasz ludziom w wyborze perfum dla nich? Skąd wiesz, które będą najlepiej pasować?
Najważniejsze jest pierwsze wrażenie, a później rozmowa, w której dowiaduję się jakie zapachy dana osoba lubi i z czym jej się kojarzą, oraz czego oczekuje od swoich perfum. Jedni szukają takich, które nie będą ich drażnić, bo po prostu chcą czymś pachnieć. Inni szukają perfum specjalnie do pracy, albo wyjątkowo eleganckich, na wieczorne kolacje.
Wybór jest ogromny i zawsze jestem w stanie coś dopasować. Niektóre zapachy mogą wydawać się dziwne, ale także znajdują swoich amatorów. Ktoś może uznawać za zaskakujący chociażby zapach taśmy klejącej, albo perfumy pachnące śmiercią, lub otwartością, w których da się wyczuć czerwone wino. Mam także zapachy inspirowane świeżo wypiekanym chlebem i... słowiańską duszą.
Jak pachnie ten ostatni?
Lubczyk został połączony z absyntem, rzymskim rumiankiem, ekstraktem jęczmiennym, kadzidłem, mirrą i piżmem, tworząc surowy i głęboki zapach. Nazywa się Skarb. To zapach o melancholii, a głęboka słowiańska dusza jest dla niego inspiracją. Twórca tych perfum specjalnie nauczył się polskiego, aby móc czytać naszą literaturę.
Czy jesteś w stanie wyróżnić trend, który obecnie obowiązuje w tworzeniu niszowych perfum?
Jestem przeciwny kategoryzowaniu zapachu jako modny lub nie, jednak widzę wśród ludzi z branży perfumeryjnej trend na zapachy wytrawno-roślinne. Dotarł do nas także ogólny trend na zapachy drzewne i aromat drzewa agarowego, inaczej OUD. Tom Ford intensywnie używa go w swojej kolekcji prywatnej - to bardzo szlachetny składnik. U mnie jest on dostępny w postaci ekstraktów (czystych perfum) od LM Parfums i Black Oud.
A czym są tajemnicze perfumy molekularne?
Molekularne perfumy to trend z początku XX wieku. Obecnie celuje się w ekstrakty z czystych, dzikich, bardzo rzadkich roślin, wytwarzane metodą tradycyjną.
Molekuły w tej chwili miesza się z naturalnymi wyciągami. Takie mieszanki są fascynujące - jednocześnie nowoczesne i przywołujące historie. Spirit of The Glen, o którym już mówiliśmy, jest między innymi zapachem molekuł pozyskiwanych z drewnianych beczek, w których leżakowało szkockie whisky.
Kto jest obecnie najbardziej uznanym twórcą perfum?
Myślę, że każdy pasjonat ma swojego idola. Dla mnie najważniejsi są: Edmond Roudnitska, Mark Baxton, David Moltz i Jean-Claude Ellena. David Moltz wygrywa mnóstwo konkursów, jest młody i przystojny, podbija świat, mimo iż jego twórczość jest bardzo niszowa. Jean-Claude Ellena, "nos" u Hermes, jest dla mnie po prostu geniuszem, za to mój ulubiony zapach stworzył Mark Baxton, który pokazał tym samym nowy wizerunek modowego perfumiarstwa. Edmond Roudnitska z kolei stworzył Eau Sauvage Diora, zapach który był absolutnie doskonały w swojej wersji sprzed 15 lat.
W jaki sposób szkoliłeś umiejętności, które pozwalają ci dopasowywać zapachy do ludzi?
Od dzieciństwa bardzo interesowały mnie perfumy. Zaczęło się od zwykłej ciekawości – wąchałem je, czytałem o nich, dowiadywałem się jak powstają. Później przyszedł koniec lat dziewięćdziesiątych i pierwszy raz zobaczyłem rewolucyjną akcję Comme des Garçons, która promowała ich zapach numer 2. Rozrzucali butelki perfum po całym świecie, wrzucali je do owoców, sklepów rybnych, przejść podziemnych, i tak dalej. I jedną z tych butelek znalazłem, kiedy byłem na lotnisku.
Ich zapach wydał mi się dziwny, ale mnie zafascynował. Zakochałem się w nim i ta miłość trwa do dziś. Używając tych perfum czułem się pewniej. Były dla mnie awangardowe i specyficzne, tak jak wszystko, co pochodziło od Comme des Garçons.
Zapach świetnie się przyjął. Mój brat mieszkający w Paryżu go używał, podobnie jak większość paryskiego środowiska. Później zaczęły się u mnie dalsze poszukiwania. Coraz więcej wiedziałem i czułem. Rozpocząłem pracę w różnych firmach modowych, gdzie wyceniałem zapachy oraz analizowałem to, jak przyjmą się na danym rynku, a później sam zacząłem je sprowadzać.
Chciałbyś stworzyć własne perfumy?
Tworzę je w tym momencie. Byłem już nawet dość blisko zakończenia tego procesu, bo myślałem, że znalazłem już rozwiązanie. Stworzyłem 8 kompozycji, z których miałem wybrać jedną. Bardzo mi się podobały, ale w pewnym momencie zaczęły sukcesywnie odpadać i ostatecznie odrzuciłem wszystkie. Stwierdziłem, że nie mają w sobie tego czegoś. Chciałem stworzyć zapach mówiący wiele o mnie, a nie po prostu taki, który będzie ładny.
Czy twoje ceny są do zaakceptowania przez polskiego klienta?
Ceny są narzucone z góry przez producentów. Dobry zapach to też dobre składniki, które nie są tanie ale ostatecznie wcale nie są one dużo wyższe niż te w sieciowych perfumeriach. Zaczynają się od 300 złotych. Oprócz amerykańskich perfum, kosztujących po 600 złotych, które zawsze będą drogie, z powodu wysokiego cła. Lecz ono i tak mnie nie zniechęca. Zapachy marki Hyland mam w Europie wyłącznie ja.
Jak jest z konkurencją w Warszawie? Gdzie jest miejsce MOOD SCENT BAR przy innych niszowych perfumeriach?
Nie wziąłem się tutaj znikąd. Wcześniej sprzedawałem niszowe perfumy w Krakowie, wraz ze swoim bratem i często przyjeżdżałem do swoich klientów do Warszawy, aby mogli kupić u mnie to, czego w stolicy jeszcze nie było.
Dobrze, że istnieje konkurencja. Nasza główna misja jest wspólna, bo chodzi przecież polepszenie jakości perfum i powstrzymanie ich przed pójściem w całkowitą „masówkę”. Kiedyś popularne zapachy miały dobrą jakość. Obecnie wyprodukowanie perfum jest dla tych firm bardzo niewielkim kosztem, bo wszystko w nich jest sztuczne i wypłukane, a marża wciąż wysoka. Za to niszowe perfumy wciąż tworzone są z pasją. Chcę, aby zostały docenione w naszym kraju.
Moje nastawienie jest bardzo patriotyczne. Polska jest dla mnie niesamowicie ważnym miejscem, które wybrałem świadomie, spośród innych krajów. Mogłem zdecydować się na U.S.A., Francję lub Kanadę, ale nawet tego nie rozważałem. W Polsce jest najwięcej rzeczy do zrobienia. Czuję się tutaj świetnie i zupełnie inaczej patrzę na rzeczywistość.
I nie tęsknisz za swoim życiem w Paryżu?
Pojechałem do Paryża, aby odwiedzić mojego brata, który mieszka tam całe życie i obecnie jest redaktorem naczelnym magazynu o modzie męskiej. Wtedy, poza nim nie miałem tam żadnych bliskich znajomości. Zajmowałem się indywidualnym klientem w domach mody. Miałem bardzo dobrą, świetnie płatną pracę, jednak nigdy nie martwiły mnie konwenanse. Nie obchodziło mnie, która dzielnica jest najlepsza, nie miałem nigdy problemu z wejściem do Ritza na herbatę, nie wstydziłem się, że może nie do końca pasuję.
W pewnym momencie zauważyłem w Paryżu, że z bliskimi mi ludźmi nie mogłem o niczym porozmawiać. Zacząłem sobie uświadamiać, co to znaczy bycie prawdziwym przyjacielem. I bardzo tęskniłem za Polską, w której bywałem przed przeprowadzką tutaj na stałe, bo moja mama jest Polką.
Jak jako osoba, która ma zagraniczne korzenie, wiele podróżuje i wiele widziała, oceniasz Warszawę?
Uwielbiam Warszawę - tutaj wszyscy się znają, a jednocześnie jest dużym miastem. Bardzo lubię jej architekturę, a szczególnie Powiśle. Dlatego tu jest mój sklep. Uparłem się na to miejsce. Kiedy tylko zobaczyłem ten lokal zakochałem się chciałem żeby to tutaj powstała moja perfumeria.
Miejsce wcześniej było ruiną. Mógłbym mieć lokal w każdej innej dzielnicy, na Mokotowskiej lub Poznańskiej, w który zainwestowałbym 1/3 pieniędzy wydanych na ten remont. Ale to Tamkę uwielbiam, dlatego tutaj jestem.
… i tworzysz swoiste muzeum zapachu?
Właściwie to własną kolekcję. Nie chcę mieć perfum, które będą się dobrze sprzedawać. Chcę mieć jedynie takie, których jestem całkowicie pewien i mogę się pod nimi podpisać.