“Klasyczny Smarzowski” – mówią widzowie, a część krytyków zarzuca filmowi “Pod Mocnym Aniołem” wtórność. Jednak na do kin i tak walą tłumy. Zresztą dla wielu osób ta “wtórność” to tak naprawdę siła reżysera: bo po raz kolejny z bezlitosną konsekwencją podsuwa Polakom pod nos lustro, w którym mogą zobaczyć, jacy są naprawdę. Czy Smarzowski stał się już naszym “dyżurnym” portrecistą?
“Coraz trudniej wytrzymać na jego filmach, ale oglądamy je do końca. Polska Smarzowska” – czytamy na okładce najnowszego “Tygodnika Powszechnego”. Te słowa bardzo dobrze oddają fenomen Wojciecha Smarzowskiego, którym najnowszym filmem po raz kolejny potwierdza swoją wyjątkową pozycję w świecie polskiego kina – pozycję naczelnego obserwatora naszego “narodowego charakteru” i krytyka polskich wad.
Czytając niektóre z entuzjastycznych recenzji jego najnowszego filmu pt. “Pod Mocnym Aniołem” można dojść do wniosku, że krytycy są gotowi przyznać Smarzowskiemu niemal rolę narodowego wieszcza, który w swoich filmach podejmuje nieustanny dialog z polskością. Co więcej, nawet krytyczne głosy mówią o tym, że przecież “od Smarzowskiego trzeba wymagać więcej”.
Polaków portret własny
“Smarzowski (...) wciąż z gorzką ironią szkicuje zbiorowe portrety Polaków, opisuje tę w polskość wpisaną butę, zawiść, z trudem tłumioną wściekłość na świat, na innych, na samych siebie” – pisze Jakub Demiańczuk w portalu Dziennik.pl.
Co ciekawe, już w tytule swej recenzji Demiańczuk nawiązuje do “Wesela” – ale nie tyle filmu Smarzowskiego, co dramatu Wyspiańskiego, tym samym wpisując nowy obraz współczesnego reżysera w długą tradycję artystycznych zmagań z polskością.
W innych artykułach dotyczących reżysera “Domu złego” i “Drogówki” przeczytać możemy, że Każda kinematografia powinna mieć swojego Smarzowskiego (...) – rodzaj ciemnego lustra o właściwościach soczewki (“Tygodnik Powszechny”), “Smarzowski pokazuje wielkie polskie wyparte. Alkohol.” (Eioba.pl), lub że “Wojciech Smarzowski znów rozlicza polskie grzechy główne” (“Wprost” o “Drogówce”).
Najdalej poszedł jednak Tomasz Raczek, który w swojej recenzji “Pod Mocnym Aniołem” zasugerował nawet, że jest on swego rodzaju polskim “dziełem zbiorowym”, pisanym przez życie:
Czyżby więc rzeczywiście Smarzowski stał się z biegiem lat głosem polskiej nieświadomości? I dlaczego, skoro mówi rzeczy tak bolesne, Polacy tak chętnie chodzą na jego filmy?
Więzień jednego tematu?
Katarzyna Grynienko, dziennikarka i recenzentka związana z portalami Film New Europe i Orange.pl, przyznaje, że w dużej mierze popularność reżysera wynika z faktu, że opowiadane przez niego historie tak mocno osadzone są w polskiej rzeczywistości. – One nie odbywają się w „nigdziebądź” – w nieco krzywym zwierciadle widzimy typowe zachowania Polaków, ich lapsusy językowe czy ich nałogi. To zbliża widza do dzieła filmowego – zauważa.
Grynienko uważa jednak, że stwierdzenie, iż Smarzowski stał się dyżurnym portrecistą Polaków, jest odrobinę przesadzone. – Ale na pewno jest jednym z twórców, którzy bacznie się nam przyglądają – dodaje.
Inaczej pozycję Smarzowskiego w polskim kinie ocenia natomiast Tomasz Golonko, dziennikarz piszący o popkulturze i bloger naTemat – jego zdaniem z całą pewnością jest ona niepowtarzalna.
Katarzyna Grynienko do typowego dla Smarzowskiego ostrego spojrzenia na naszą rzeczywistość na listę powodów, dla których tak bardzo lubimy tego reżysera, dodaje także jego charakterystyczne, niemal „wisielcze” poczucie humoru.
Bo co do tego, że Smarzowski to twórca “charakterystyczny”, większość krytyków nie ma wątpliwości. – Ma swój styl – przekonuje Golonko. Ale dla niektórych recenzentów “ów styl”, powtarzający się zakres “polskich” tematów, a także grupa wciąż tych samych “ulubionych” aktorów, powoli zaczynają być… nużące.
“Nie chciałbym być złym prorokiem, ale jeżeli Smarzowski nadal będzie dublował pomysły i pracował aż tak intensywnie, być może grozi mu smutny casus Jana Jakuba Kolskiego, który święcił podobne triumfy w połowie lat dziewięćdziesiątych, kręcąc nawet po dwa filmy rocznie. I w pewnym momencie zwyczajnie się wypalił. W zasadzie aż do dzisiaj Kolski nie potrafi wyjść z kleszczy „Jańciolandu" – pisał Łukasz Maciejewski recenzując “Pod Mocnym Aniołem” na łamach portalu Stopklatka.pl.
Czyżby więc z wieszcza narodowego Smarzowski stawał się powoli narodowym więźniem “polskich tematów” i zakładnikiem własnego stylu? Niewykluczone. Tym bardziej, że wedle doniesień prasowych jego kolejne dzieło dotyczyć będzie rzezi wołyńskiej. I reżyser już zapowiada, że “ten film będzie uwierał”. Czyżby “klasyczny Smarzowski”?
(...) aktorzy zagrali w nim tak jakby niczego nie grali; reżyser wyreżyserował tak jakby go nie było; a my obejrzeliśmy film jakbyśmy wcale nie byli widzami... CZYTAJ WIĘCEJ
Katarzyna Grynienko
Film New Europe i Orange.pl
Smarzowski kieruje kamerę na bolesne elementy naszego życia i spotkanie w kinie z takimi obrazami bywa przeżyciem trudnym lub budzącym voyeurystyczną przyjemność. Tworzy autorskie kino, dla widzów o mocnych nerwach.
Jego realistyczne obrazy kłują w oko, pokazują nasze najgorsze strony, człowiek czuje się po filmie, jakby dostał w buzię. I Smarzowski nie jest od tego, by nas głaskać. Nikt tak dobitnie nie pokazuje naszych przywar. Wajda takiego filmu jak “Pod Mocnym Aniołem” nie zrobi.