Stanisław Kaczmarek twierdzi, że jest tym samym człowiekiem, którym był w przeddzień zamordowania jego syna. Trudno jest mi jednak w to uwierzyć, bo rozmawiając z nim, widzę mężczyznę załamanego tym, co w 1988 zrobił Mariusz Trynkiewicz. Pan Stanisław stara się żartować, ale chwilę po tym zaczyna płakać. To i tak wiele, bo reszta jego rodziny nadal nie jest w stanie rozmawiać o tym, co wyrządził im "szatan z Piotrkowa".
Stanisław Kaczmarek znalazł w sobie siłę, by w ten poniedziałek pojechać z Piotrkowa Trybunalskiego do Warszawy do programu Tomasza Lisa. Zaraz po występie w telewizji, w drodze powrotnej do domu, zgodził się porozmawiać ze mną o zabójstwie jego 12-letniego syna. Jechaliśmy przez ciemną Polskę z Warszawy do Piotrkowa, "Gierkówka" mijała nam po bokach. Kaczmarek opowiadał, ja słuchałem.
Pamięta pan dzień, gdy Mariusz Trynkiewicz zabił pańskiego syna Krzysia?
Tak, to był 29 lipca 1988 roku. Mój syn nie wrócił do domu na umówioną godzinę. Ja od razu wiedziałem, że coś musiało się stać, bo Krzyś był bardzo zdyscyplinowany i zawsze wracał do domu na obiad. Tym razem nie wrócił. Dziś miałby już ponad 30 lat.
Już wtedy miał pan jakieś podejrzenia?
Policja mówiła, że się utopił. Ja od razu im powiedziałem, że tak nie było, bo syn umiał świetnie pływać. Po niespełna tygodniu policja przyjechała po mnie i pokazała mi miejsce w lesie, do którego Trynkiewicz przywiózł i ułożył w trójkącie zamordowanych przez siebie chłopców. Bo zabił ich wcześniej, w swoim mieszkaniu. On był zwykłym satanistą.
Jak zareagował na to pański drugi syn?
Oj, bardzo to przeżył. W ogóle nikt w rodzinie nie chce rozmawiać na ten temat, jak się tylko coś wspomni, to uciekają na górę. To jest ogromna tragedia. Mam też kontakt z rodzinami pozostałych chłopców, ale oni też nie chcą już też do tego wracać. Teraz też bardzo się denerwują, bo jak słyszą, że on znów ma wyjść na wolność, to jest to dla nich szok.
Boi się pan dnia, w którym wyjdzie?
Boje się o swoją rodzinę, żeby synowej albo żonie nie zrobił krzywdy, on albo jego koledzy. Ale nie wiem czy wyjdzie, chyba go nie wypuszczą, taką przynajmniej mam nadzieję. A jeśli to zrobią, to narobią sobie wielkich kłopotów. Ten człowiek znów zabije dzieci i nie powinien już nigdy więcej oglądać świata, chyba że zza krat.
Nie wierzy pan w jego resocjalizację? Kim on właściwe jest dla pana?
To jest zboczeniec. On zgwałcił i zamordował cztery owce i jałówkę, zanim zabił nasze dzieci. Na co to takiego trzymać, panie redaktorze... On powinien dawno wisieć. Ale weszła ta cholerna amnestia i zdjęli nie tylko kare śmierci, ale i dożywocie. Bo gdyby chociaż dożywocie dostał, to jeszcze by siedział. Ale w Polsce bandytów się chroni, a obywatelom się szkodzi...
Jeśli wyjdzie, to co go czeka w Piotrkowie?
Ludzie by mu od razu wypalili w łeb. Sam naród tak mówi... Więc on tam nie wróci, bo by go raz dwa załatwili.
Co by pan zrobił, gdyby spotkał go za kilka tygodni na ulicy?
Proszę pana, tego się nie da opowiedzieć. Jestem pewien, że jak by zobaczył, że idę, to uciekłby na drugą stronę. To jest bystrzak i stary cwaniak. A sprawiedliwość powinna być sprawiedliwością, a nie, że się takiego zbrodniarza wypuszcza.
Wiadomo było, że prędzej czy później go wypuszczą. Jak wasza rodzina radzi sobie z tym, że zabójca waszego syna wyjdzie zza krat?
Żona nawet nie chce o tym słyszeć, bardzo to wszystko przeżywa, choć to już trwa tyle lat. Ja staram się w ogóle tego tematu nie poruszać w domu. Długo do nas nie trafiało, że w naszym życiu trafił się taki szatan z Piotrkowa. Bo to był satanista, taki jak jego koledzy, którzy zostali na wolności, choć pomagali mu w zbrodni. Dziś wchodzi w życie nowa ustawa, która powinna go objąć, ale zobaczymy co będzie. Czy rząd się skompromituje, czy nie. Policja go na pewno nie upilnuje, on zrobi wszystko, by dopiąć swego.
Często wraca pan myślami do tego, co się wydarzyło?
Ja nie mogę na tego oprawcę patrzeć, bo to jest straszne, przerażające proszę pana. On mi się nawet nie śni. A teraz, gdy znowu wszyscy o tym mówią, to dla mnie trudny czas, bo te wszystkie obrazy wracają. Ale byłem pewny, że go wypuszczą, bo w końcu dostał 25 lat, a nie więcej i to wszystko się spełnia.
Miał pan okazję by spojrzeć mu w oczy?
Tak, oczywiście. Ale on śmiał się z tego wszystkiego... Nikogo nie przeprosił, ani nie okazał skruchy. Powiedział wprost, że nadal będzie mordował. Dla mnie, to co on zrobił, jest jeszcze gorsze niż złamanie życie. To była niewiarygodna tragedia. Nie dopuścili mnie nawet do wizji lokalnej bo wiedzieli, że ja bym go na pół rozerwał, takie były we mnie uczucia. Gdybym go wtedy dorwał, już by po świecie nie chodził.
Czy istnieje cokolwiek, co mogłoby ulżyć waszemu cierpieniu?
Jest. Byłoby nam lżej gdybym wiedział, że go nie wypuszczą.
Nie ma pan wątpliwości, że po wyjściu zrobi dzieciom krzywdę?
To nie podlega dyskusji. On teraz, jak jest jeszcze w więzieniu, rysuje nagie dzieci bez głów. Takich obrazków narysował około setki w Strzelcach Opolskich. On po wyjściu będzie się mścił jeszcze bardziej, niż się na tych czterech dzieciach wyżywał. A mój syn dostał 27 ciosów nożem, więc bronił się cholernie długo, ale nie miał mu kto pomóc... Nie było szans na ratunek... [płacz]
A jak Trynkiewicz zwabił ich do mieszkania?
Tego nie wiem, ja też się na tym zastanawiam. Najlepiej by było, gdyby on powiedział co dokładnie się wydarzyło. Ale on twierdzi, że nic nie wie, że nie pamięta i ogólnie zgrywa głupka, a to stary cwaniak, mówię panu.
Czy już po morderstwie, starał się pan dowiedzieć o nim czegoś więcej? Poznać zabójce swojego syna?
Tak, jeździłem do jego miejscowości i rozmawiałem z ludźmi. Powiedzieli mi, że kilka owiec i jałówkę zgwałcił i zamordował. Później poszedł do wojska, wyszedł na przepustkę i zamordował nasze dzieci.