Jarosław Kaczyński zaprezentował kolejny pomysł gospodarczy, który ma uratować Polskę – a nawet i Europę – przed katastrofą. Prezes PiS zaproponował, by Unia Europejska wypłacała co miesiąc 500 zł na każde dziecko. Według partii Unię kosztowałoby to około 20 miliardów euro rocznie. - Od strony politycznej to nie do przyjęcia – ocenia prof. Stanisław Gomułka, ekonomista. I dodaje: - To nie jest rozwiązanie problemu.
Co miesiąc Unia Europejska miałaby wypłacać 500 zł na każde dziecko do 18. roku życia – proponuje Prawo i Sprawiedliwość. Z tego 100 euro (czyli, wedle kursu na 21 stycznia, 410 zł) miałaby wypłacać UE, a różnicę do 500 zł dorzucać każde państwo ze swojego budżetu.
Na ratunek Europie Jarosław Kaczyńskiwyjaśniał, że takie rozwiązanie jest niezbędne w całej UE, by ratować ją przed demograficzną katastrofą. Nie tylko Polsce grozi bowiem, że za 10-20 lat nie będzie miał kto pracować na emerytów. Z podobnym problemem borykają się nawet najpotężniejsi – jak Niemcy, gdzie od dawna społeczeństwo jest w modelu starzejącym się.
- Dodatek na dziecko jest np. w Wielkiej Brytanii. Takie dopłaty jako mechanizmy wspomagające czasem są skuteczne, czasem nie. Zależy to, w dużej mierze, od kultury danego kraju. W Francji się przyjęły, w Niemczech w ogóle – wskazuje prof. Stanisław Gomułka, ekonomista. Przy czym profesor zaznacza: - To nie jest rozwiązanie problemu demografii. Choć niewykluczone, że jest potrzeba polityczna i społeczna do wprowadzenia takiej pomocy.
Ekonomista dodaje też, że problem z dzietnością jest w miastach, a nie wśród ludzi najbiedniejszych. Dlatego też, gdyby chcieć skutecznie naprawiać demografię w Polsce, dopłaty trzeba by kierować w stronę miast, a tam 500 zł miesięcznie nie robi już takiego wrażenia. - Koszt tego musiałby być horrendalny – podkreśla prof. Gomułka.
Liczby z kosmosu
PiS już wcześniej, razem z prof. Rybińskim, proponował podobne rozwiązanie – ale tylko w skali Polski. Wówczas każde dziecko miało dostawać po 1000 złotych miesięcznie, ale tylko z budżetu państwa. Oczywiście, tamten pomysł od razu ostro skrytykowano, bo był finansowo absurdalny. Tym razem więc to Unia, a nie Polska, ma łożyć ogromne pieniądze na dzieci.
- Wyliczenia z grubsza wskazują, że na tę politykę trzeba było wydać około 20 miliardów euro rocznie. W polskim budżecie tych 50 miliardów złotych, bo tyle na to mniej więcej potrzeba, trudno zdobyć te środki – mówił prezes PiS, ogłaszając swój pomysł. Problem polega na tym, że nie wiadomo, skąd liczba 20 miliardów euro rocznie. "Polska The Times" twierdzi, że według PiS tyle wydawałaby rocznie Unia Europejska na obsługę całej operacji.
Tyle, że 20 miliardów nie starczy na wypłacenie przez UE wszystkim młodym po 100 euro miesięcznie. Tylko w Polsce w 2012 roku młodzi (do 19 lat) stanowili 20,8 proc. populacji. Przy najprostszym rachunku, zakładającym że w Polsce mieszka równo 38 milionów ludzi, a młodzi to 20 proc. (to daje 7 mln 600 tys. osób), na polską młodzież Unia musiałaby wydawać 9 mld 120 mln euro rocznie. Koszt takiej akcji na wszystkie kraje członkowskie byłby więc zdecydowanie większy w skali roku i znacznie przewyższający 20 mld euro.
20 miliardów nie jest też liczbą, którą Polska musiałaby "dopłacać" do 500 zł na każde dziecko. W styczniu euro kosztuje ok. 4,1 zł. Uprośćmy więc znowu: Unia płaci 410 zł na każde dziecko, Polska z budżetu musi do każdego dopłacić 90 zł miesięcznie. Czyli rocznie państwo musiałoby wydawać na ten cel 8 mld 208 mln złotych rocznie. Skąd więc wzięło się 20 miliardów – nie wiadomo.
Pomysł niezły, ale...
Być może po prostu w biurze PiS ktoś popełnił błąd w liczeniu. To nie zmienia jednak faktu, że nadal sam pomysł, jako taki, jest całkiem sensowny. Tyle, że raczej nierealny, kraje starej Unii zapewne nie chciałyby go wprowadzać w życie.
Powód jest prosty: płatnicy netto, czyli kraje, które więcej wpłacają do budżetu UE, niż z niego dostają, zapewne nie zgodziliby się na takie rozwiązanie. Głównymi takimi płatnikami są Niemcy i Wielka Brytania. W tym pierwszym kraju takie dodatki, o czym wspominał prof. Gomułka, się nie sprawdziły, zaś Wielka Brytania dopłaty do dzieci już ma. - Nawet gdyby Polska zaczęła płacić podwójną składkę do Unii, by zrealizować ten pomysł, to i tak nadal bralibyśmy więcej niż dawali – podkreśla prof. Gomułka.
Do tego dochodzi fakt, że dla Niemca czy Brytyjczyka 100 euro to nie jest tak dużo, jak dla Polaka – więc i społeczne poparcie dla takiego projektu byłoby odpowiednio mniejsze. Warto przy tym pamiętać, że budżet Unii na lata 2014-2020 jest mniejszy, niż poprzedni – bo właśnie płatnicy netto, ze względu na kryzys, lobbowali zaciskanie pasa.
Skąd na to pieniądze?
Co prawda, Kaczyński twierdzi, że na ten cel należałoby przeznaczać 1 proc. PKB krajów członkowskich (czyli ok. 120 mld euro) i wówczas płatnicy netto za bardzo by na tym nie ucierpieli. Ale warto pamiętać, że cały budżet UE na najbliższe 7 lat to 960 miliardów euro, a by płacić na młodych w całej UE, trzeba by wydawać co najmniej 100 miliardów rocznie. Miliardów, które albo trzeba zabrać z jakiegoś miejsca albo dołożyć. Wątpliwe, by płatnicy netto zgodzili się na to w czasach kulejących gospodarek. Tym bardziej, że jak wspominał prof. Gomułka, w Niemczech takie pomysły już były i się nie sprawdziły.
- Wynik wprowadzenia w życie takiego pomysłu byłby bardzo niepewny. Od strony politycznej to pomysł nie do przyjęcia – podkreśla prof. Gomułka.