Miała być ziemią obiecaną dla polskich przedsiębiorców. Zainwestowali tam prawie miliard dolarów. Dziś mało kto nie narzeka: chaos, łapówki, jak nie zapłacisz, firmę zamkną bandyci lub urzędnicy.
Podczas pomarańczowej rewolucji Zenon Kiszkiel, biznesmen ze Strzegomia przez wiele dni nocował w namiocie na Majdanie, kibicując demonstrantom. Kiedy przed dwoma miesiącami odwiedził Euromajdan szybko wyjechał zrezygnowany. - Bandycki socjalizm, nic już nie pomoże temu krajowi. Janukowycz nie odpuści. Broni nie tylko swoich pieniędzy i wpływów, bo za jego rządów politycy stali się najbogatszymi ludźmi w kraju. Uwłaszczyli się na państwowym majątku, Zagraniczni inwestorzy to dla nich krowy z których doi się łapówki. Żal mi tylko zwykłych ludzi, których ma się tam za nic – opowiada biznesmen.
Zenon Kiszkiel jest związany z Ukrainą od prawie 10 lat. W 2006 roku zainwestował 1,5 mln dolarów w kopalnię granitu na wschodzie kraju w obwodzie dniepropietrowskim, kupił tam dom, zna ludzi, ich mentalność, wiele przeżył. Pod koniec 2010 roku, dziewięć miesięcy po zaprzysiężeniu Janukowycza, lokalny prokurator zarzucił polskiemu przedsiębiorcy nielegalną działalność, a 14 instytucji państwowych rozpoczęło drobiazgowe kontrole.
Kiszkiel opowiada, że kiedy przyjechał do ukraińskiej firmy, zastał zamkniętą bramę, pracownicy łącznie z prezesem zostali aresztowani, dokumenty i komputery zarekwirowane przez służby. Kiszkiel mówi nam, że szybko wyszło na jaw, że biznes chciał przejąć wpływowy polityk Parti Regionów Dmytro Szpenow. Polakowi zaproponowało układ: święty spokój w zamian za połowę zysków. - To co udało mi się osiągnąć, to uwolnienie z więzienia bliskich współpracowników. Działalności do dziś nie wznowiłem – mówi przedsiębiorca.
Niepożądany miliard dolarów
Według danych Państwowej Służby Statystki Ukrainy polskie firmy zainwestowały w tym kraju 920 mln dolarów. Poza PZU, bankiem PKO BP, Janem Kulczykiem czy Michałem Sołowowem było wśród nich wiele średniej wielkości rodzinnych firm których właściciele odnieśli w Polsce sukces i chcieli poszerzyć biznes na wschodnie rynki. Jak się okazuje, jesteśmy jednak niemile widzianymi gośćmi. Oligarchowie, którzy wraz z Janukowyczem odzyskali władzę dążą do zniszczenia klasy średniej – uważa Oleh Soskin, ukraiński politolog cytowany niedawno przez „Uważam Rze”.
- Jeśli ktoś prowadzi tam biznes i nie narzeka to znaczy, że zgodził się na układ i opłacanie lokalnych kacyków – mówi pracownik dużej firmy finansowej. Prosi o anonimowość, bo kiedyś po nieprzychylnych władzy komentarzach odebrano mu zezwolenie na pracę. Wspomina głośną sprawę Jerzego Konika z Krakowa, którego urzędniczo-bandycka mafia próbowała przegonić z centrum handlowego, jakie wybudował we Lwowie. W wyniku oszustwa próbowano pozbawić go udziałów w firmie. Biznesmen musiał zabarykadować się w biurze i przez kilka dni bronił się przed nasyłanymi bojówkami.
Jedną z najbardziej dotkliwych szykan dla biznesu była kwestia podatku VAT naliczanego od wartości importowanych maszyn i urządzeń, które instalowano w zakładach produkcyjnych polskich firm. Ukraiński rząd obiecał zwolnienie z podatku, ale słowa nie dotrzymał. Potem obiecano, że w lepszych czasach dla budżetu pieniądze zostaną zwrócone. W sumie polskim firmom ukraiński fiskus był winien 100 mln dolarów. Michał Sołowow jeden z największych polskich inwestorów na Ukrainie (fabryka podłóg Barlinek i ceramiki łazienkowej Rovese) musiał sądownie walczyć o zwrot pieniędzy. Podobne spory dotyczyły także polskiego producenta okien Fakro i Kredobanku – filii PKO BP.
Za słabi na samodzielność
- Ukraina nie dorosła do integracji z Unią Europejską. Za dużo tam korupcji i bandytyzmu – mówi Jerzy Panasiuk, handlowiec dużej firmy budowlanej na wschodzie zarabia na kontraktach miliony dolarów. Pracuje tam od ponad 10 lat. Ostatnio brał udział w budowie hotelu Hilton w Kijowie. Jego zdaniem polscy politycy mówiący o wyrwaniu Ukrainy z kręgu wpływów Rosji gadają bzdury, bo dzięki ekipie Janukowicza cały kraj wisi na pasku Putina. - Od małej wioski po największe firmy, ukraińska gospodarka jest uzależniona od dostaw gazu. Państwo stać na opłacanie rachunków, dzięki sprzedaży stali i innych wyrobów hutniczych. Do Europy ukraiński biznes nie wejdzie bo do zaoferowania ma głównie to usługi gospodyń domowych i sprzątaczek – mówi dalej biznesmen.
Zenon Kiszkiel uważa, że wszystko przejmą oligarchowie. Jego plan dla Ukrainy zakłada więc mozolną pracę od podstaw. - Zwolnić Ukraińców z obowiązku wizowego. Niech przy polskiej granicy powstaną Biedronki, Lidle i centra handlowe. Kiedy biznes dobrze się rozkręci, w kilka lat przeciągniemy na naszą stronę większość społeczeństwa – mówi biznesmen.