Parlament Europejski to nie miejsce, w którym chcieliby zasiadać najambitniejsi politycy. Mimo tego o miejsce na listach prze zbliżającymi się wyborami do PE walczą także najważniejsze nazwiska polskiej polityki. Dlaczego? By poznać odpowiedź, wystarczy spojrzeć na sumy, które w Brukseli zarobili eurodeputowani tej kadencji...
Nowe luksusowe auta, podróże po całym świecie, warte miliony złotych domy i inwestycje w interesy dzieci - na to wszystko europosłowie mogą zarobić w zaledwie kilka lat. Jak donosi najnowszy "Newsweek", kilkusettysięczne oszczędności ma większość polityków, którzy w tej kadencji byli polskimi gwiazdami Parlamentu Europejskiego. Nic dziwnego, skoro miesięcznie mogą liczyć nawet na 110 tys. zł. To suma, na którą składa się nie tylko europarlamentarna pensja, ale również diety i przysługujące politykom z Brukseli dodatki.
Kiedy europoseł żyje skromnie, w ciągu miesiąca tylko na pieniądzach z PE na podróże autem może oszczędzić 40 tys. zł. Z ustaleń "Newsweeka" wynika, że najwięcej pieniędzy z Brukseli oszczędza Tadeusz Cymański z Solidarnej Polski. Sam jeździ wysłużoną skodą, mieszka w Belgii razem z asystentem i na obiady jada to, co... przywiezie w wekach z Malborka. Taki styl życia w ciągu kilku lat pozwolił mu na kupienie mieszkań dzieciom i wyposażenie firmy syna.
Mając mandat do Parlamentu Europejskiego sporo można jednak zaoszczędzić nie tylko na sobie. Michał Krzymowski z "Newsweeka" opisuje w najnowszym numerze tygodnika także sposób na europarlamentarny interes Joanny Senyszyn z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Lewicowa polityk zaoszczędziła kilka milionów złotych, ale właśnie oznajmiła, że chce na swoją nową kampanię zbierać fundusze od wyborców.
Senyszyn skrupulatnie oszczędza też pieniądze z Brukseli na pensje dla pracowników biur poselskich. W jej świętokrzyskim biurze zatrudniła człowieka, który był na stażu finansowanym z urzędu pracy. Gdy przepisy zmuszały, by zatrudnić go na umowę, europosłanka postanowiła dotychczasowego pracownika zwolnić.
Nie wszyscy jednak tylko w Brukseli oszczędzają. "Newsweek" pisze także o europosłach takich, jak Ryszard Czarnecki. On nie przejmuje się kosztami podróży i między Brukselą a Warszawą potrafi latać nawet kilka razy w ciągu doby. Głównie wówczas, gdy jest zapraszany do polskiej telewizji.
W Parlamencie Europejskim niczego nie żałuje sobie także Michał Kamiński. Polityk, co prawda zapowiedział, że wkrótce zakończy karierę, ale przez kilka miesięcy musi jeszcze wykonywać obowiązki europosła. Do nich należą też liczne podróże. Kamiński odwiedził już tak egzotyczne miejsca, jak Chiny, Tajlandię, Madagaskar, Meksyk i Kolumbię. Nie oszczędza też na podróżach autem. Z Brukseli do Strasburga jeździ przez... Czechy. Tylko po to, by tam zjeść i wypić piwo.