Artur Zawisza, Krzysztof Bosak czy Robert Winnicki to jedni z najtwardszych eurosceptyków nad Wisłą. To oni nie wahają się mówić o Unii Europejskiej "eurokołchoz" i wychodzą na demonstracje pełne transparentów z hasłami "Konzentrationslager Europa". Zupełnie nie przeszkadza im to jednak starać się o... unijne stanowiska. Ruch Narodowy jako jeden z pierwszych poinformował o starcie kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Narodowcy o swoich unijnych aspiracjach poinformowali we wtorek. Prawicowe media donoszą, że Bosak, Winnicki, Zawisza i inni liderzy Ruchu Narodowego bynajmniej nie zamierzają utrwalać jednak idei integracji europejskiej. Po zdobyciu mandatu europarlamentarzysty politycy skrajnej prawicy spróbują chyba rozsadzić Unię Europejską od środka. Zaczynając od przeciwstawienia się "genderyzmowi" i "unijnemu federalizmowi".
Wygląda na to, że Ruch Narodowy przede wszystkim chce jednak udowodnić, iż jest już na tyle dojrzałym bytem, by na poważnie traktowano go nadwiślańskiej scenie politycznej. Krzysztof Bosak, któremu narodowcy powierzyli szefowanie sztabowi wyborczemu, podkreślał bowiem, że jego organizacja jest w stanie wystawić swoich kandydatów we wszystkich okręgach wyborczych.
Skrajna prawica nie ukrywa też, że nie ma absolutnie żadnego programu dla Europy. Pięć filarów mających stanowić program Ruchu Narodowego w eurowyborach to jedynie postulaty, które w ich mniemaniu obronią polską tożsamość narodową przed UE. W PE chcą więc mówić "polską narracją historyczną", sprzeciwiać się upowszechnianiu dorobku gender studies, blokować niekorzystne dla Polski projekty ochrony środowiska i blokować federacyjne zapędy przywódców UE.
Co ciekawe, Ruch Narodowy na każdym kroku podkreślający wyższość Polski nad innymi państwami w Parlamencie Europejskim zamierza zadbać o... ułatwienie Polakom emigracji zarobkowej. To chyba zatem już także szczera deklaracja przed wyborami parlamentarnymi, by na narodowców nie marnować głosu, bo ich zwycięstwo również w Polsce niczego ważnego nie zmieni...