Równolegle do zaostrzania się sytuacji na Ukrainie, zaostrza się spór polityczny o to, jak Polska powinna zachować się wobec protestów i działań administracji Janukowycza. – Podział polityczny w Polsce jest dość mocny, mamy inne wizje polityki krajowej, ale i polityki zagranicznej. W naszej ocenie Polska nie prowadzi polityki zagranicznej – mówi w "Bez autoryzacji" Małgorzata Gosiewska z Prawa i Sprawiedliwości.
Czy na Majdanie nadal jest potrzebne wsparcie w postaci stałej obecności polskich posłów? W grudniu deklarowała pani, że będzie nocowała z protestującymi.
Teraz nie ma mnie w Kijowie, więc trudno, żebym tam nocowała. Ale to, co wtedy zrobiłam, to była pewna manifestacja, chciałam pokazać, że naprawdę jesteśmy z nimi, nie tylko w deklaracjach słownych. W pewnym momencie uznałam jednak, że więcej mogę zrobić z kraju.
Wróciłam i zaczęłam walczyć, żeby polski parlament przyjął stosowną uchwałę solidaryzującą się z Ukraińcami walczącymi na Majdanie. Ale przede wszystkim uchwałę, w której będzie zawarta groźba sankcji dla osób odpowiedzialnych za przelaną krew. I to się udało.
Jak te sankcje powinny wyglądać. Na razie tylko Litwa wspomina o takiej ewentualności.
To jest zawarte w naszej uchwale. Ale przerażające jest to, że Unia Europejska cały czas nawet nie zapowiedziała takich sankcji. A pytanie jest zasadnicze: ile jeszcze krwi ma się przelać na ukraińskich ulicach, na ulicach Kijowa, by dla Unii był odpowiedni moment na wprowadzenie sankcji? Tam nawet nie ma do tej pory porządnej rezolucji uchwalonej w Parlamencie Europejskim. Jak zwykle Europa zawodzi w takich sprawach. Tak było w 2008 roku, kiedy Gruzja prosiła o pomoc, tak samo jest teraz.
Może powinniśmy zaczerpnąć z doświadczeń pomarańczowej rewolucji? Niezależnie od podziałów politycznych rola Aleksandra Kwaśniewskiego w tych wydarzeniach jest dobrze oceniana.
Myślę, że Bronisław Komorowski nie jest w stanie aktywnie włączyć się w takie działania. Wykazuje to swoimi komentarzami w stosunku do tego, co się obecnie dzieje na ulicach Kijowa. Nie ta polityka, nie to zaangażowanie, nie te możliwości.
W takim razie kto? Jest ktoś, kto taką rolę mógłby spełnić?
Po pierwsze to zupełnie inna sytuacja. Wtedy nie lała się krew, inny był przebieg rewolucji. Teraz na tej drugiej stronie ciąży odpowiedzialność i trochę trudniej mówić o jakichś negocjacjach. Ale oczywiście trzeba robić wszystko, by doprowadzić do jakiegoś porozumienia, do rozmów, bo to daje szansę na pokojowe wyjście z tej trudnej sytuacji. Tyle że, jeśli już tak szczerze rozmawiamy, to nie bardzo wierzę w możliwość porozumienia z ekipą Janukowycza.
Ale oczywiście widzę polityka, który może coś zdziałać. To pierwszy polski polityk, który pojechał na Majdan, który poparł protestujących. Inni politycy zaczęli dopiero później właściwie reagować. To był Jarosław Kaczyński.
Dlaczego nie potrafimy w Polsce dojść do międzypartyjnego porozumienia w sprawie protestów na Ukrainie?
Nie wiem, czy pan zauważył, że uchwała przyjęta przez polski Sejm…
… została przyjęta jednogłośnie…
… jest podjęta przez aklamację, bez głosowania, przez porozumienie między klubami. Jednak jesteśmy w stanie.
Jedną kwestią jest stanowisko Sejmu, a drugą codzienna walka polityczna, która toczy się w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Tam nie widać tej jedności, szczególnie polityków PiS-u i Platformy.
To dziwne pytanie. Podział polityczny w Polsce jest dość mocny, mamy inne wizje polityki krajowej, ale i polityki zagranicznej. W naszej ocenie Polska nie prowadzi polityki zagranicznej, mamy ministra na Twitterze. A to nie do końca to, czego oczekiwałoby polskie społeczeństwo i nasi partnerzy za granicą. To po prostu inna wizja polityki zagranicznej. My jesteśmy zwolennikami aktywnego jej prowadzenia, a nie polityki uśmiechów i wpisów na Twitterze.
Kto jest, kto powinien być partnerem na Ukrainie? Liderzy opozycji nie kontrolują, przynajmniej w dużej części, tego co się dziej. Można wręcz odnieść wrażenie, że ich kontrola jest coraz mniejsza.
Każdy, kto trochę bardziej wnikliwie śledzi to, co od ponad dwóch miesięcy dzieje się w Kijowie wie, że opozycja parlamentarna to nie przywódcy Majdanu. Opozycja w parlamencie to jedno, a protest na Majdanie to drugie. Tam od początku nie uznawano żadnego przywództwa partii politycznych, bo ci młodzi ludzie domagali się bardzo gruntownych zmian w kraju, a nie tylko wymiany ludzi. Społeczeństwo było bardzo zniechęcone pomarańczową rewolucją, która praktycznie nic im nie przyniosła. Zmieniła tylko osoby rządzące krajem, ale nie system.
Wielu polityków partii opozycyjnych było odpowiedzialnych za nieudolność ekipy, która rządziła Ukrainą. Dlatego nie mieli zaufania na Majdanie. Trzeba pamiętać, że to protestujący są zasadniczą siłą. Jeśli rozmawia się z opozycją, to trzeba rozmawiać z liderami partii, ale nie można zapominać o protestujących na ulicach. Tutaj trudno mówić o tym, kto kogo kontroluje.
A trzeba pamiętać o tym, że bez jednoznacznego przywództwa protest w Kijowie bardzo dobrze działał, był świetnie zorganizowany, nie było tam chaosu. Majdan miał służbę medyczną, służbę porządkową, codziennie wieczorem były wywożone śmieci, była grupa pilnująca, żeby nie dochodziło do prowokacji. To był dobrze zorganizowany organizm, mimo, że bez jednoznacznego przywództwa.
Tylko czy bez tego jednoznacznego przywództwa da się podejmować decyzje polityczne? Czy nie jest potrzebny ktoś, kto będzie mógł usiąść do stołu z władzą i uzgodnić scenariusz wyjścia z tej sytuacji?
Na pewno byłoby łatwiej, gdyby z tej strony był jeden określony partner do rozmowy. Ale trzeba akceptować to, jak te sprawy stawiają Ukraińcy. To jest ich rewolucja, to oni docelowo wyłonią przywódcę.
Czy wkrótce zamierza pani zabiegać o te sprawy z nowego miejsca – Parlamentu Europejskiego?
To zdecydowanie przedwczesna wypowiedź. Ja świetnie realizuję się w polskim parlamencie, jeśli będą jakieś inne wskazania co do mojej pracy, inne wskazania partii, to ja się im podporządkuję. Na razie jestem posłem do Sejmu RP.
Nie zaszkodzi pani ostra krytyka ze strony rodziców Przemysława Gosiewskiego?
Już kilkakrotnie wypowiadałam się w tej sprawie i nic nowego nie dodam. Współczuję rodzicom utraty syna i mogę sobie wyobrazić z jak bardzo wielkim bólem to się wiąże, dlatego nie odnoszę się do treści tego oświadczenia.
Natomiast zachęcam do odwiedzenia mojego biura poselskiego, do zweryfikowania tego poprzez moją pracę, do zapytania moich wyborców, do zajrzenia na strony Państwowej Komisji Wyborczej i na wyniki wyborów, bo to wyborcy weryfikują polityków. Ja się tej weryfikacji nigdy nie bałam i to jest najlepsze świadectwo mojej pracy.