– Arłukowicz zostanie na stanowisku, chociaż nie powinien. Nie zrobił niczego, co zapowiadał, co zresztą jest charakterystyczne dla rządu – komentuje Marek Migalski z Polski Razem w "Bez autoryzacji". O samej Platformie dodaje zaś: – Jedyny sposób na wygranie wyborów to już nawet nie straszenie Kaczyńskim, tylko Macierewiczem, który będzie wyjadał dzieci Platformersów zakradając się nocą do domu.
Opozycji uda się dziś odwołać Bartosza Arłukowicza?
Marek Migalski: Opozycja nie da rady. Ale tego typu głosowania nie są po to, by odwoływać, ale podnieść dany temat. Minister Arłukowicz zostanie na stanowisku, chociaż nie powinien. Nie jestem specjalistą od służby zdrowia, by wiedzieć, że kilkadziesiąt miesięcy sprawowania funkcji przez ministra Arłukowicza okazało się klęską. Nie zrobił niczego, co zapowiadał, co zresztą jest charakterystyczne dla rządu – Arłukowicz pod tym względem wpasował się w klimat. Arłukowicz, jak i kilku innych ministrów, powinien odejść, chociaż przede wszystkim do dymisji powinien podać się Donald Tusk. Sorry, taki klimat.
Sądzi Pan, że nastąpi jakiś punkt krytyczny, po którym premier zdymisjonuje Arłukowicza? Czy przytrzyma go do końca kadencji?
Myślę, że punkt krytyczny nastąpi za jakieś dwa miesiące, w momencie układania list do europarlamentu. Minister Arłukowicz zostanie ukarany wysłaniem do Brukseli, na bardzo dobrą funkcję europosła. Donald Tusk tak ma: jak ktoś mu podpada, to go się nagradza inną funkcją. Jak poseł Piskorski był oskarżany o to, że nabroił, to go wysłano do Brukseli. Jak minister sobie z niczym nie radzi, tak jak Kudrycka czy Boni, to też są nagradzani ciepłymi posadami w europarlamencie, który jest idealny i dla leni, i dla pracusiów. Tam pracowite osoby mogą pokazać, na co je stać. Ale też, jeśli ktoś przez kilkadziesiąt miesięcy nic nie zrobił, to będzie miał świetną okazję kontynuowania tego w PE. Europarlament jest miejscem, gdzie można ciężko pracować, ale to, zdaje się, nie jest celem Arłukowicza.
To Arłukowicz i problemy w służbie zdrowia, mocno nagłaśniane w ostatnim czasie, spowodowały taki spadek poparcia dla PO? We wczorajszym sondażu PiS przegonił Platformę o 10 punktów procentowych. Czy to ogólne zmęczenie rządami Tuska?
Do zmęczenia dodałby: znudzenie. Ludzie znudzili się grepsami, pół uśmieszkami, akcjami, że rząd po kogoś idzie, za kogoś się weźmie. To wszystko zostaje bez kontynuacji. Jasne jest, że mamy do czynienia z zatrzymaniem poparcia dla PO. Bo PiS-owi nie tyle rośnie, co wraca do poziomu poparcia, jaki miał w 2007 roku – wówczas partia ta osiągnęła najlepszy wynik w historii. Jarosław Kaczyński od 7 lat próbuje, będąc w opozycji, dojść do tego wyniku i prawdą jest, że już go i tak nie przeskoczy.
Na pewno mamy do czynienia z trwałym spadkiem popularności Platformy, stąd szanse takich inicjatyw jak Polska Razem, która będzie apelować do ludzi komunikatem wolnorynkowym, do rozczaroanych wyborców PO. Z tego korzystał do tej pory Leszek Miller, bo on wydawał się najsensowniejszy z dużych partii zawiedzionym wyborcom. Ale po tym, jak powstała Polska Razem, to jest to naturalne miejsce dla wkurzonych, rozczarowanych wyborców PO.
Polityka straszenia Jarosławem Kaczyńskim przestała działać dla Platformy?
Tak, Kaczyński skończył się już jako paliwo. PO musiała wziąć turbodoładowanie, czyli Macierewicza. Zapowiedź powołania komisji śledczej 8 lat po rozwiązaniu WSI pokazuje, że ta ekipa nie ma pomysłu do rządzenia. Jedyny sposób na wygranie wyborów to już nawet nie straszenie Kaczyńskim, który zrobił się ciepły i miły, tylko Macierewiczem, który będzie wyjadał dzieci Platformersów zakradając się nocą do domu. Rząd nie chce chwalić się dokonaniami – choć tak powinien się rozliczać z wyborcami – tylko dalej straszyć PiS-em. Ale widać, że na szczęście przestaje to działać.
Jak Pan ocenia ostatnie pomysły gospodarcze PiS-u? 500 zł na każde dziecko wypłacane z UE?
Jeśli chodzi o politykę prorodzinną, to z ogromną radością widzę, że PiS realizuje kropka w kropkę, tylko podwyższając kwotę o 100 zł, program PJN i Polski Razem. To dokładnie ta tematyka, którą podnosimy od trzech lat. Nie jestem jednak w stanie poważnie traktować partii, która najpierw znosi 40 proc. podatku, a potem chce go w tej formule przywrócić. PiS nie ma żadnego programu. To, co ogłasza w poniedziałek, we wtorek może być zaprzeczone. Przypomnę, że zachowany jest w sieci komunikat, rozsyłany do posłów PiS w 2011 roku, gdzie PiS mówi: PJN podnosi sprawę polityki prorodzinnej, a to nikogo nie interesuje. Nie jestem w stanie poważnie traktować partii, która dziś wyciera buzię euromajdanem, a Kaczyński jeździ do Kijowa, chociaż w 2012 roku był pierwszym, który pochwalił pomysł przeniesienia Euro z Ukrainy do Niemiec. Trudno uwierzyć w cokolwiek, co mówi PiS, bo wiem, że oni za chwilę mogą powiedzieć coś przeciwnego.
A pomysł z płaceniem na dzieci jest, Pana zdaniem, realny politycznie?
Przede wszystkim trzeba zadać Kaczyńskiemu pytanie: czy on jest zwolennikiem Unii i chce od niej pieniędzy, czy jest przeciwnikiem UE i uważa ją za "obóz koncentracyjny", jak jego zwolennicy? Musi się zdecydować. Nie można jedną ręką bić w UE jako siedlisko wszelkiego zła, a drugą wyciągać w żebraczym geście. Kaczyński martwi się o dzietność włoskich, hiszpańskich i portugalskich kobiet? Powiem tak: cel szczytny, ale pomysł głupi.