- Przed rekonstrukcją podobno toczone były rozmowy o zmianie ministra zdrowia. PO jednak uznało, nie po raz pierwszy zresztą, że wymiana ministra w czasie rekonstrukcji pociągnie za sobą konieczność wprowadzania reform, zmian. Partia uznała, że w okresie wyborczym lepiej jest przeczekać - mówi nam były minister zdrowia Marek Balicki z SLD w "Bez autoryzacji".
W szpitalu we Włocławku usunięto dowody w sprawie zmarłych bliźniąt. Kto powinien ponosić odpowiedzialność za takie incydenty?
Marek Balicki: Odpowiedzialność w takich sytuacjach ponoszą ci, którzy zawinili. O kogo chodzi – to powinno pokazać śledztwo prokuratury. Pozostałe kontrole, których sporo oddelegowano do tego szpitala, powinny wykazać inne błędy.
Często w służbie zdrowia dochodzi do takich zniedbań? Czy to tylko broń w rękach opozycji?
Włocławek to jednostkowy przykład, ale ostatnio takich sytuacji jest bardzo dużo. W maju ubiegłego roku, na konferencji w Krakowie, ekspert ds. zdrowia Rady Europy Piotr Mierzewski powiedział, że Polska z powodu „bezpieczeństwa pacjentów” nie jest gotowa do wdrożenia dyrektywy transgranicznej...
To znaczy, że polscy pacjenci nie są bezpieczni?
Tak Mierzewski nie powiedział – stwierdził jedynie, że Polska nie jest przygotowana do wdrożenia tej dyrektywy. Choć taki wniosek, jak Pan poddaje, można z tego wyciągnąć. To był dramatyczny krzyk rozpaczy. Rada Europy od wielu lat wydaje rekomendacje w wielu ważnych sprawach, w tym w 2006 roku wydała rekomendację dotyczącą bezpieczeństwa pacjentów, nad którą pracowali też polscy eksperci. Ta rekomendacja do dzisiaj nie jest w Polsce wdrożona – na przykład nie ma powszechnego rejestru zdarzeń niepożądanych i błędów medycznych. Również takich zdarzeń, które nie kończą się dramatem.
Czyli obecnie żadne błędy w służbie zdrowia, nawet te kiedy nic się nie stało, nie są nigdzie odnotowywane?
Szczególnie te, kiedy nic się nie stało! Chociaż akurat te błędy byłyby dla służby zdrowia najcenniejsze. To rozwiązanie zaczerpnięto z lotnictwa: lotnicy bali się zgłaszać sytuacje, kiedy robili coś źle, nawet jeśli do niczego nie doszło, bali się konsekwencji. Trzeba było to zmienić: zachęcać do zgłaszania i analizować takie zdarzenia, również wtedy, kiedy nie ma żadnych negatywnych skutków. Jednocześnie nie można pociągać do odpowiedzialności za błędy tam, gdzie nic się nie stało. Trzeba stworzyć taki system zgłaszania i wyciągać z niego wnioski, ale nie na jednym przykładzie – jak teraz, bo to są tylko pokazówki ministra.
Taki system jest potrzebny tym bardziej, że z badań w USA wynika, że takie czyste błędy ludzkie w szpitalach to tylko kilka procent. Reszta przypadków to błędy wynikające z organizacji i rozwiązań systemowych.
Pana zdaniem ociąganie się z wprowadzeniem rekomendacji RE w życie to wystarczający powód do dymisji Bartosza Arłukowicza?
Znaleziono rozwiązanie problemu, rząd PO go nie wprowadził. Nawet posłowie Platformy – Jerzy Ziętek pisał interpelację w tej sprawie – pytali o wdrożenie tej rekomendacji. Ja też pisałem o tym felietony, że rząd w dużym stopniu – jak dużym, tego nie wiemy – odpowiada za zaniechania w służbie zdrowia. Jednocześnie wykazuje się ignorancją i arogancją.
Gdy obejmował stanowisko, wiadomo było, że minister Arłukowicz jest nieprzygotowany. Nawet jak był posłem, to tylko brylował w mediach, szczególnie jako członek komisji śledczej. Mrówczą pracą się nie zajmował i nie miał backgroundu. Zgodził się na bycie ministrem mimo że nie miał żadnej wizji ani znajomości podstawowych zagadnień. Te 2 lata, gdy urzęduje, zmarnował. Nie potrafił skupić wokół siebie grona osób, które jakoś uzupełniło by jego braki. Minister nie musi być ekspertem, ale jeśli nim nie jest, to musi umieć zbudować zespół. Arłukowicz tego nie zrobił i to go dyskwalifikuje jako ministra.
W PO jest obecnie ktoś, kto mógłby z powodzeniem zająć to stanowisko?
Nazwisk nie wskażę, ale powiem tak: Platforma jest duża i znam tam osoby, które mogłyby podjąć tę funkcję. Przed rekonstrukcją podobno nawet – słyszałem taką plotkę – toczone były rozmowy o zmianie ministra. Nawet ponoć ktoś był już przekonany, że obejmie tę tekę.
Czemu nic z tego nie wyszło?
PO uznało, nie po raz pierwszy zresztą, że wymiana ministra w czasie rekonstrukcji pociągnie za sobą konieczność wprowadzania reform, zmian. Partia uznała, że w okresie wyborczym lepiej jest przeczekać. Paradoksalnie, zostawienie Arłukowicza na stanowisku sprawiło, że zainteresowały się nim bardziej media – a tym samym kolejkami do szpitali i tak dalej. W tym sensie taktyka PO okazała się przeciwskuteczna. Cicha gra zamiatania pod dywan sprawiła, że brudy wyszły na wierzch.