Stanisław Kowalczyk, hodowca papryki, który zasłynął pytaniem do premiera "Jak żyć?", a potem wystąpił na konwencji wyborczej PiS, twierdzi, że politycy tej partii go oszukali. Jak mówił na antenie Polsat News, prezes PiS Jarosław Kaczyński publicznie kłamał w jego sprawie, a po wyborach szybko o nim zapomniał.
Stanisław Kowalczyk stał się znany w lipcu 2011 roku, tuż przed wyborami parlamentarnymi, kiedy Donald Tusk wizytował pod Radomiem tereny zniszczone przez nawałnicę. Hodowca papryki pytał wtedy ze łzami w oczach: "Jak dalej żyć panie premierze?".
Jego popularność szybko wykorzystali PR-owcy PiS: Kowalczyk został zaproszony na konwencję wyborczą. Wyszedł na scenę z papryką w ręce i zwrócił się do Tuska: "Mam nadzieję, że pański czas minie".
Dziś okazuje się, że słynny "Paprykarz" czuje się poszkodowany przez PiS. W wywiadzie udzielonym dziennikarzowi Polsat News narzeka, że prezes i jego współpracownicy cynicznie go wykorzystali. Co więcej, manipulowali jego historią, by uderzyć w Tuska.
Kowalczyk wspomina jedno z ostatnich spotkań w regionie, w którym uczestniczyli m.in. poseł PiS Marek Suski oraz prezes Kaczyński. Najpierw Suski w swoim przemówieniu wspomniał, że "dwa lata temu, kiedy był tu premier, jakiś rolnik zadał mu pytanie, a Tusk naobiecywał pomocy i na obiecankach się skończyło". "Mnie aż poderwało" – mówi Kowalczyk: "20 lat temu rozwaliło mi wszystkie tunele i nie dostałem złotówki. A teraz 2,5 tys. gotówki i do 70 proc. pomocy na zakupy: na środki produkcji i tunele".
Potem głos zabrał sam Kaczyński. "Znowu zaczął, że był tu taki przypadek, że był premier i jakiś rolnik zadał mu pytanie. I że premier nie wiedział, co odpowiedzieć, a rolnik za to pytanie był szykanowany. Jaki szykanowany? Aresztowany byłem? Przyjeżdżało CBA? Jakieś inne służby? Nic takiego nie było. Jakim prawem? Jak ja się mam czuć? Jak mnie ma nie trafiać?" – oburza się w wywiadzie "Paprykarz".
Rozczarowany czuje się też dlatego, że po wyborach PiS o nim zapomniało: "Nie oczekuję czerwonych dywanów, ale szacunku. A minęły wybory, dzwonię i ciągle poczta głosowa. Nie ma. Powiedziałem dość. Nie zasłużyłem na to. Na obłudę, na takie perfidne gierki nie pozwolę".