Gdy mowa o alimentach, zwykle sprawa dotyczy osób, które unikają łożenia na swoje dzieci i zmuszają je do życia w biedzie. Wówczas z pomocą przychodzi sąd, który swym wyrokiem egzekwuje rodzicielski obowiązek. Bywa jednak, że zasądzone alimenty zapewniają wygodne życie jednemu dziecku, jednocześnie zmuszając do wegetacji jego rodzeństwo. - Czy to jest zgodne z prawem, że jedno dziecko tego samego ojca otrzymuje 2,6 tys. zł, a dwójka pozostałych po 75 zł - pyta Bożena, której partner został zmuszony do płacenia alimentów na kuriozalnych warunkach.
Właśnie tak Sąd Rejonowy w Żyrardowie skazał na biedę rodzinę Bożeny z Warszawy. Jej życiowy partner Tomasz oprócz dwójki dzieci z obecnego związku, ma bowiem także synka z kobietą, z którą żył wcześniej. Po rozstaniu wytoczyła mu ona proces o alimenty i ustalenie ojcostwa. Postępowanie toczyło się przez trzy lata i przez cały ten czas mężczyzna bez zarzutu płacił co miesiąc 500 zł na pierworodnego. Mimo iż w tym czasie na świat przyszła jeszcze dwójka dzieci z nową partnerką i już wówczas rodzinie nie było łatwo powiązać koniec z końcem.
Sąd rodzinny, czyli wydoić alimenciarza
Po opłaceniu rachunków, z pensji Tomasza zostawało już tylko 300 zł na utrzymanie młodszej dwójki. Rodzina starała się jednak żyć szczęśliwie. Choć sen z powiek już wtedy spędzało 2,5 tys. zł kredytu mieszkaniowego i spore wydatki, które mężczyzna musi ponosić co miesiąc, by utrzymać dobrą pracę w Płocku.
W czerwcu ubiegłego roku, ogłaszając ostateczny wyrok w ciągnącej się od trzech lat sprawie sąd w Żyrardowie uznał jednak, że z mężczyzny należy wyciągnąć jeszcze więcej. Kwotę alimentów podwyższono z 500 na 800 zł. Co najgorsze, z wyrównaniem za trzy lata wstecz. Oznaczało to, iż Tomasz nagle wpadł w dług w wysokości prawie 17 tys. zł.
Już dotychczasowe wydatki nie pozwalały rodzinie na odkładanie oszczędności, więc tak olbrzymiej kwoty Bożena i Tomasz nie mieli skąd wziąć. Dwa miesiące później za egzekucję długu wziął się więc komornik. Zajął aż 60 proc. wynagrodzenia Tomasza. Na utrzymanie czteroosobowej rodziny zostało jedynie 1,5 tys. zł. - Sąd w ogóle nie brał pod uwagę faktu, że taka decyzja spowoduje, że zostaniemy pozbawieni pieniędzy na życie, kredyt, opłaty, jedzenie, no i utrzymanie dzieci. Mój partner został też obarczony wszelkimi możliwymi kosztami procesu - mówi zrozpaczona Bożena.
Dziecko dziecku nie równe...
- Po zapłacie alimentów zostaje nam teraz 1,5 tys. zł miesięcznie na mojego partnera, mnie i przede wszystkim dwójkę naszych dzieci. Z tego Tomasz musi płacić 500 zł za pokój w Płocku, a drugie tyle kosztują go miesięcznie dojazdy do pracy. Po podstawowych opłatach zostaje nam 300 zł na cztery osoby. Czy to jest zgodne z prawem, że jedno dziecko tego samego ojca otrzymuje miesięcznie 2,6 tys. zł, a dwójka pozostałych po 75 zł - pyta Bożena.
Kobieta podkreśla, że wyrok Sądu Rejonowego w Żyrardowie sprawił, że jej dzieci od kilku miesięcy muszą być de facto na utrzymaniu dalszej rodziny i przyjaciół. - Inaczej nie jesteśmy w stanie zagwarantować im pożywienia i zwłaszcza lekarstw, których potrzebują - podkreśla.
- W wyniku decyzji sądu moja córka nie może być profesjonalnie przebadana na okoliczność stwierdzonych u niej nieprawidłowości z sercem. Przerwałam też leczenie syna w Centrum Zdrowia Dziecka i jego rehabilitację, a urodził się z wrodzoną wadą serca. Z powodu braku pieniędzy nie wysłałam córki od września do państwowego przedszkola, co miało pomóc w jej rozwoju. Moje dzieci są skazane na siedzenie w domu i oglądanie telewizji - żali się.
Paradoksalnie brak środków do życia sprawia, że Bożena nie ma też szans na powrót do pracy. Planowała to, gdy jeszcze sądziła, iż stać ją będzie na przedszkole dla córki i najtańszą opiekunkę dla synka. Tymczasem dziś nie może zostawić bez opieki chorych dzieci.
Wymiar niesprawiedliwości
Jej dzieci wegetują, bo ich brat wyrokiem sądu może żyć wręcz w luksusie. Gdy Bożeny i Tomasza na stać na jedzenie dla tej dwójki, dziecko z poprzedniego związku ma zapewnione prywatne przedszkole w Warszawie, specjalistyczną komercyjną opiekę stomatologiczną, kosztowne zabawki edukacyjne i drogie ubrania z markowych stołecznych sklepów. Jego matka nie ukrywa zresztą, że na dziecko wydaje ponad 4 tys. zł miesięcznie.
Gdzie tu sprawiedliwość? Pani Bożena długo nie mogła zrozumieć dlaczego sąd w Żyrardowie tak mocno opowiada się po stronie jednego dziecka. Wreszcie dowiedziała się jednak, że i w tym małym miasteczku nie bez znaczenia są prawdopodobnie lokalne układy i koligacje rodzinne. - Okazało się, że mama poprzedniej partnerki Tomasza udziela się w mieście i dlatego jej córka ma uprzywilejowaną pozycję przed sądem - mówi kobieta. Obcy ze stolicy nie mieli więc żadnych szans.
Los dzieci Bożeny i Tomasza nikogo nie obchodzi jednak także w Warszawie. Niewiele do powiedzenia w tej sprawie miał nawet Rzecznik Praw Dziecka. - W odpowiedzi od RPD usłyszałam jedynie, że wszystko stało się w świetle obowiązującego prawa i nic nie można zrobić. Doradzano mi natomiast, bym żebrała o pomoc wśród rodziny lub po prostu sama pozwała partnera o alimenty dla moich dzieci - mówi moja rozmówczyni.
I podkreśla, że ta ostatnia podpowiedź jest nie tylko kuriozalna - sama przecież dobrze wie, że Tomasz nie miałby już skąd wziąć pieniędzy. Kolejne kłopoty mogłyby go tymczasem całkowicie załamać. - On jest niezwykle przybity tą całą sytuacją. Trudno się dziwić, skoro wszystko co zarabia natychmiast znika, a i tak nie mamy na rachunki i podstawowe zakupy. Staram się nie brać do siebie tego, gdy mówi, że najlepiej byłoby ze sobą skończyć, ale coraz bardziej się o niego boję - wyznaje. - Dlatego chcę walczyć. Bo to niezwykła niesprawiedliwość w świetle prawa - dodaje.