Listy wyborcze SLD do Parlamentu Europejskiego aż roją się od celebrytów, a najbardziej w oczy rzucają się dwie kandydatki: Weronika Marczuk i Anna Kalata. – To nie są osoby, które nie mają nic do powiedzenia, nie mają dorobku i ich kandydatury są kompromitujące – broni ich w "Bez autoryzacji" Katarzyna Piekarska, która choć działa w SLD od lat na mazowieckiej liście znalazła się za Anną Kalatą, byłą minister pracy z Samoobrony.
Jak podobają się pani listy wyborcze SLD? Szczególnie jedynki, takie jak Weronika Marczuk czy Anna Kalata, oraz na dalszych miejscach reprezentanci polski w piłce nożnej, siatkówce i lekkoatletyce.
Nie znam wszystkich wymienionych przez pana osób, nie znam się na piłce, więc panów nie skomentuję. Ale rozumiem, że mają swój dorobek i pomysł na siebie, jeśli uzyskałby mandat eurodeputowanego. Ale jeśli chodzi o panie, to pani Kalata czy pani Pazura, ale także Lidia Geringer de Odenberg czy Joanna Senyszyn to naprawdę wspaniałe, pełnokrwiste polityczki.
Teraz obserwujemy jak pani Marczuk-Pazura staje się polityczką i cieszę się, że one kandydują z naszych list. Oczywiście wolałabym, gdyby tych kobiet było więcej, ale uważam, że mają dobre, biorące miejsca i potencjalnie mają dużą szansę wzięcia mandatów.
Ja też cieszę się z tego, że panie startują, ale pytam bardziej o inwazję celebrytów na państwa listy. Dotychczas w takiej skali robiły to małe partie, dla których popularne osoby były szansą na przeskoczenie progu. Dlaczego teraz SLD idzie tą drogą?
Trzeba zdefiniować kim jest celebryta, bo nasze kandydatki to nie są osoby, które nie mają nic do powiedzenia, nie mają dorobku i ich kandydatury są kompromitujące. Pani Kalata pełniła poważne funkcje państwowe, była jednym z filarów naszego zespołu doradczego zajmującego się polityką społeczną. Wydaje mi się, że to osoby, które są dobrze przygotowane. Pani Marczuk-Pazura jest z kolei świetną prawniczką, nie nazwałabym jej celebrytką.
Poza tym zweryfikujemy wszystko w wyborach. Zobaczymy, czy wyborcy chcą mieć takich reprezentantów czy nie. Kandydatury to wynik intuicji, sprawdzić ją można tylko w głosowaniu. Poza tym cieszę się, że mamy suwak, mamy parytet, a w niektórych okręgach mamy 60 proc. pań. Oczywiście nie wszystkie mają szansę na wzięcie mandatu, ale to kwestia przetarcia się w tych wyborach i przygotowania się do następnych. Na pewno wystartuje w nich wiele kobiet, wiele na pierwszych miejscach.
Dlaczego pani nie startuje z jedynki? Od zawsze działa pani na Mazowszu, a jedynkę dostała Anna Kalata, związana wcześniej z Samoobroną.
Prowadzenie kampanii w tak trudnym okręgu wyborczym, w miejscach oddalonych od mojego domu, byłoby po prostu niemożliwe. Samotnie wychowuję syna, mam zobowiązania zawodowe i nie byłabym w stanie dotrzeć do wszystkich miejsc w okręgu. Ostrołęka leży przecież 100 km od Warszawy. Nie byłabym w stanie prowadzić rzetelnej kampanii bez wzięcia urlopu bezpłatnego, bez wycofania się z aktywności zawodowej, a dla mnie to jest niemożliwe.
Dlatego jeżeli jest dobra kandydatka, która ma szansę poprowadzić kampanię, trzeba być uczciwym wobec listy. Wszyscy pracujemy na ten mandat. Wiadomo, że osoby, które są dalej na listach pracują na ten mandat, więc nie można powiedzieć "wy pracujcie, bo ja nie mam czasu". To trudna kampania, okręg jest bardzo duży i ja nie byłabym w stanie prowadzić tam kampanii.
Czyli to nie efekt działania duetu Miller-Czarzasty? Już wcześniej na rzecz tego drugiego straciła pani przewodnictwo w regionie mazowieckim.
Nie, chociaż myślałam, że Włodek Czarzasty wystartuje z tego okręgu, to byłoby interesujące, bo lider powinien weryfikować się w wyborach. Ale rozumiem, że pewnie czeka na wybory parlamentarne, może też ma inne zobowiązania.
Ale naprawdę w tym okręgu jest fajna kandydatka, mądra kobieta, może skutecznie walczyć o mandat. To niezwykle trudny dla lewicy okręg, tam nie można zaangażować się na 50 proc., trzeba się w nią zaangażować na 100 proc.
Odzywali się do pani przedstawiciele Europy Plus Janusza Palikota?
Nie będę komentować tego, czy ktoś się do mnie odzywał, czy nie. Jestem związana z Sojuszem Lewicy Demokratycznej i to jest w tym momencie najważniejsze.
Jak pani ocenia dokonania Włodzimierza Czarzastego w regionie mazowieckim? Pytam szczególnie o postawę SLD w referendum i przygotowania do wyborów samorządowych. Wasz kandydat, Sebastian Wierzbicki, nie jest zbyt rozpoznawalny.
To nie jest nigdy jednoosobowa decyzja lidera, takie decyzje podejmuje się kolegialnie. Były rozmowy o tym, kogo wystawić i uważam, że postawienie na nowe pokolenie to dobry wybór. Poza tym Sebastian dobrze zna Warszawę, jest samorządowcem od dzieciństwa politycznego. Oczywiście będzie mu pewnie trudniej walczyć z rozpoznawalnymi osobami, bo trzeba zasłużyć na zaufanie ludzi, a kampania nie będzie się toczyła tylko na Pradze.
Ale znam Sebastiana, to bardzo pracowita osoba, kompetentna, jest sympatycznym człowiekiem, więc łatwo zdobędzie sympatię wyborców. Warto postawić na to pokolenie 30+, by nastąpiła zmiana pokoleniowa, a najważniejsze decyzje w państwie nie były nadal podejmowane przez ludzi barykady – z tej, czy z drugiej strony.
Cieszę się, że Sebastian się zgodził, bo to jest łatwa decyzja dla człowieka, który ma 36 lat. On zdaje sobie sprawę, że będzie musiał pracować więcej niż kandydaci, których ludzie rozpoznają . Ale on pracy się nie boi.