Podróżuje rejsowym samolotem, wyprzedaje wyceniane na grosze akcje, odszedł z zarządu swojej głównej spółki Prokom Investments. Czy rzeczywiście jesteśmy świadkami spektakularnego upadku? A może to tylko gra z nękającymi go bankami.
Ryszard Krauze wycofał się właśnie zarządzania swoją najważniejsza firmą Prokom Investments. Według oficjalnego komunikatu nie jest już jej akcjonariuszem.
- Kierując się względami osobistymi, podjąłem decyzję o wycofaniu się z zarządzania Prokomem oraz grupą kapitałową Prokom. Prokomem kierować będzie dotychczasowy zarząd. Moje odejście z Prokomu było przygotowywane od szeregu miesięcy, zaś zmiana nie będzie miała żadnego negatywnego wpływu na sytuację spółki – tłumaczy biznesmen.
Prokom to wehikuł inwestycyjny za pośrednictwem którego Ryszard Krauze inwestował w swoje przedsięwziecia: dewelopera Polnord, poszukującej ropy firmy Petrolivest i kilkudziesięciu innych biznesów. Nieznany jest nowy akcjonariat spółki. Nie wiadomo, czy Ryszard Krauze „skeszował się” jak mówi się w biznesowym slangu czy też przekazał akcje jakiemuś zagranicznemu podmiotowi zależnemu, spółce cypryjskiej czy fundacji z Luksemburga. Żona biznesmena Irena Krauze wciąż pozostaje w radzie nadzorczej Prokomu.
Ostatnie doniesienia sugerują spektakularny upadek jednego z najbogatszych Polaków, którego majątek jeszcze w 2008 roku wyceniany był na 4,5 mld złotych. W ciągu kilku lat wycena notowanego na giełdzie Petrolinvestu zmniejszyła się o ponad 99,93 proc. do 77 mln zł. Biznesmen sprzedał za bezcen ostatnie swoje akcje Biotonu. Teraz wyzbywa się udziałów w innych firmach i wycofuje się z realnego kierowania biznesem.
Sponiewierany długami
Tymczasem z Prokomem wcale nie jest aż tak źle. Ze sprawozdań finansowych wynika, że najgorsze spółka ma za już sobą. W 2011 roku strata wyniosła 985 mln złotych. Rok później wzrosły przychody do 32 mln, bilans biznesu był dodatni, a końcowa strata, 35 mln wynika z wysokich kosztów finansowania. Na aktywa Prokomu składały się akcje i udziały innych firmach. Wprawdzie ich wartość topniała z miesiąca na miesiąc, ale wciąż wynosiła na 535 mln zł. Posiadane nieruchomości oszacowano na 123 mln zł. Wszystko to jednak obciąża potężny dług – 650 mln zł. Oznacza to, że choć imperium Ryszarda Krauze wisi na włosku, to wcale nie jest, nic nie warte.
- Ryszard usuwa się w cień aby jego spółki mogły działać bez negatywnych skojarzeń z jego nazwiskiem. Daje też do zrozumienia, że to już ostatnia koszula, ostatnie cygaro a banki mogą już odpuścić sobie nękanie jego osoby. Gdybym był w jego sytuacji zrobiłbym tak samo – mówi biznesmen z Warszawy, znajomy Krauzego.
Potrafi się odgryźć
Świetnie pokazuje to historia z ubiegłego roku. Tygodnik "Wprost" opisywał dramatyczną sytuację biznesmena donosząc o tym, że jego żona poszukuje nabywców na ogrodowy grill i komplet używanych mebli. Wcześniej Krauze zrezygnował z latania własnym samolotem na rzecz klasy ekonomicznej w LOT. Jego spółki wyprowadziły się z reprezentacyjnych biur w warszawskim hotelu Mariott.
W tym samym czasie kontrolowany przez Krauzego Polnord walczył z władzami Warszawy o 322 mln złotych odszkodowania za tereny w Miasteczku Wilanów, które zostały wydzielone pod drogi i budynki użyteczności publicznej. Wcześniej w identycznej sprawie, ale dotyczącej innej działki Wilanowie sprawie po uzyskaniu korzystnego wyroku Polnord sprzedał dług stolicy za 101 mln złotych. Deweloperka to wciąż zyskowny biznes, za 2012 rok spółka przyniosła 25 mln złotych zysku netto. W ubiegłym roku Polnord sprzedał ponad tysiąc mieszkań.
- Krauze nie musi sprzedawać domowego grilla. Jego nadmorska rezydencja w Gdyni przewyższa wyceną najdroższe posiadłościom w Konstancinie. W czasach, kiedy jego majątek był szacowany na kilka miliardów złotych, z pewnością odłożył 100 milionów na naprawdę czarną godzinę – komentuje sprawę znajomy biznesmena dodaje, że Krauze przyjął potężne ciosy od rynków finansowych. Choć znalazł się na kolanach wciąż jest groźny. W tej chwili gra nieczysto i bezwzględnie, ale to dlatego, że potrzebuje chwili oddechu.
W ten sposób należałoby odczytać apel biznesmena do mediów aby opisując działalność Polnordu czy innych firm kontrolowanych przez Prokom unikać sformułowań że to spółki należące do Ryszarda Krauze. „Ich los zależny jest teraz od pracy zarządów i ich rad nadzorczych w których zasiadają przedstawiciele Prokomu” - przekonuje cytowany w komunikacie Krauze.
Prawie jak szejk
Kłopoty Ryszarda Krauzego rozpoczęły się od feralnej inwestycji w Kazachstanie, gdzie poszukiwaniem ropy miała zająć się notowana na giełdzie w Warszawie spółka Petrolinvest. Jej debiut przypadł w czasach kiedy ceny baryłki ropy biły rekordy. Podobnie było z notowaniami akcji, które w pierwszym dniu notowań wzrosły o ponad 70 procent.
Jeden z biznesmenów wspomina, że Krauze inwestował pieniądze w momencie, gdy ze wschodu z zwijał się jeden z dużych koncernów paliwowych. Biznesmen relacjonuje zabawna rozmowę kiedy Krauzego ostrzegano go przed ryzykownym biznesem: - Powiedziałem mu: Rysiek jeśli chcesz być szejkiem, to dla mnie jesteś szejkiem, wszyscy możemy się umówić i tak do ciebie zwracać, ale zostaw ten Kazachstan – opowiada. Na to Krauze miał odpowiedzieć, że to okazja i wszystko jest przygotowane. - Rysiek ja jutro wsiadam w samolot, lecę do Dubaju i kupuję najdroższy strój szejka. Zostaw ten biznes – opowiada, jednak ani żarty ani argumenty nie robiły wrażenia na miliarderze.
Szacuje się, że na poszukiwania ropy Krauze wydał ponad miliard dolarów. Badanie potencjału złoża oraz wiercenia to ryzykowny biznes, bez gwarancji sukcesu i uruchomienia wydobycia na dużą skalę. Jeden odwiert może kosztować nawet kilkadziesiąt mln dolarów. Krauze, podporządkował temu celowi wszystkie działania biznesowe, doprowadzając do utraty wartości innych firm. Ale nawet teraz są i tacy, którzy wciąż dają mu cień szansy na sukces. Jeśli kiedyś Krauze dowierci się do ropy wówczas z najdalszej prowincji przyleci nowym samolotem na Okęcie i w glorii zapali cygaro zwycięstwa.