- Jesteśmy zakupowymi nacjonalistami - powiedział w niedawnym wywiadzie w GW Duńczyk mieszkający w Polsce. Duńczycy w sklepie zawsze wybiorą to, co produkowane jest w ich kraju. Polacy? Niekoniecznie. Mimo że mamy produkty, z których możemy być dumni. Polskie meble, polska żywność, polska wódka. Oczywiście jest ich więcej.
Aktor Hugh Laurie, znany z roli „Dr House” powiedział niedawno, że rosyjska wódka świetnie nadaje się do czyszczenia piekarnika, ale do picia musi być wódka polska. Potwierdził tym samym dwie rzeczy znane od dawna. Po pierwsze, przewagę jakościową wódki polskiej nad rosyjską. Po drugie fakt, że polska wódka jest znana na całym świecie. – Nasza wódka to najbardziej rozpoznawalna na świecie polska marka: nasze LEGO, nasza Nokia – powiedział jakiś czas temu Andrzej Szumowski, prezes Stowarzyszenia Polska Wódka – Polish Vodka Association (PVA).
Liderów polskiego eksportu jest więcej. Europę podbijają polskie jabłka, Oknoplast ma 25% włoskiego rynku okien, 90% polskich mebli wysyłamy za granicę. W ciągu dwóch lat polski eksport wzrósł 3,5 krotnie – do 144 mld euro.
Tymczasem, choć mamy wiele powodów do dumy, to według statystyk polscy konsumenci na zakupach nie są patriotami. Według sondażu Grupy IQS jedynie 7% z nas kieruje się przy wyborze danego produktu jego polskim pochodzeniem. Marka „Made in Poland” staje się wartością dopiero za granicą. Na portalach skupiających Polonię wiele jest informacji o polskich delikatesach, o polskich piekarniach, a nawet o sklepach z polskimi materiałami budowlanymi. Słowo „polski” na obczyźnie staje się dodatkowym chwytem marketingowym, przyciągającym polskich emigrantów.
Zagraniczne = lepsze?
Zgodnie z badaniami PBS największy odsetek ankietowanych (30%) na pytanie: „Na czym polega patriotyzm gospodarczy?”, odpowiedziało, że polega on na kupowaniu produktów polskich firm. Wnioskować więc można, iż Polacy z jednej strony dobrze wiedzą, iż poprzez kupowanie polskich produktów, mogą wspomóc rozwój polskiej gospodarki - z drugiej strony paradoksalnie nic w tym celu nie robią.
Wyniki wyżej przedstawionego sondażu Grupy IQS są druzgocące – tylko dla 7 % polskich konsumentów miejsce produkcji towaru ma znaczenie. Dla 43% ankietowanych pochodzenie towaru nie ma żadnego znaczenia, a 2% wręcz woli towary zagraniczne i tylko je kupuje, gdyż uważa je za lepsze. Polski klient największą wagę przywiązuje do jakości kupowanego towaru (47%) i ceny (28%), które stoją na czele prezentowanego zestawienia.
– Gdy w amerykańskich badaniach Amerykanie mają dokonywać wyboru między produktem amerykańskim a pochodzącym z innego kraju, to nawet nieco wyższa cena amerykańskiego produktu i nieco niższa jego jakość, o czym badani wiedzą, nie powstrzymuje większości osób od wybrania rodzimego produktu. Na tym polega, przysłowiowy już, amerykański patriotyzm konsumencki. W Polsce patriotyzm konsumencki praktycznie rzecz biorąc nie istnieje. Opel stracił w Polsce renomę, gdy zaczął być produkowany w Gliwicach – uważa prof. prof. dr hab. Dariusz Doliński, dziekan wydziału zamiejscowego SWPS, autor książek na temat psychologii reklamy.
Firmy nie chwalą się polskością własnych produktów
Winy w istniejącym stanie rzeczy doszukiwać się można również po stronie przedsiębiorców. Zgodnie z wynikami badań PBS zaledwie 13% polskich firm wykorzystuje polskość produktów w swoich działaniach marketingowych. Polskie pochodzenie produktu oznacza na opakowaniu jedynie 28%.
Przedsiębiorcy nawet nie starają się w żaden sposób akcentować polskości wytwarzanych przez siebie produktów, bo być może zdają sobie sprawę, że to i tak nie wpłynie na sprzedaż – co zresztą jednoznacznie wynika z wyników powyższych sondaży. Informacja o tym, że produkcja danych towarów odbywa się w Polsce w wielu przypadkach jest żadna, mimo to marki i tak dobrze się sprzedają. Jeszcze do niedawna nawet nie wiedziałam, że kupując w takich sklepach jak słupski Gino Rossi, gdański Reserved, przemyski Inglot – wspieram polską gospodarkę.
Inaczej jest z polską wódką. Rok temu doczekała się ona ustawowej definicji. Według producentów dzięki temu „Stanie obok szkockiej whisky i francuskiego koniaku”. Produkty te są dumą narodową krajów, które je produkują. Prawo do używania nazw jest prawnie zastrzeżone. Polska jest pierwszym producentem wódki w UE i czwartym na świecie, po Rosji, USA i Ukrainie. Ponad 90% polskiego przemysłu spirytusowego stanowi produkcja i dystrybucja wódek, a podatek akcyzowy i VAT gwarantuje rocznie miliardowe wpływy do budżetu państwa. Stowarzyszenie Polska Wódka, inaczej niż producenci mebli, nie ukrywa skąd pochodzi alkohol, nie ukrywa marki "Made in Poland". Trzeba pamiętać, że zaledwie kilka marek na polskim rynku ma oznaczenie Polska Wódka, co podkreśla ich wysoką jakość i gwarantuje smak.
Fragment wywiadu z Andrzejem Szumowskim
prezes Stowarzyszenia Polska Wódka
2013-03-29
Stowarzyszenie należy oceniać jako ideę służącą promocji i ochronie interesów polskiej wódki w kraju i na świecie. To jest statutowy cel naszej działalności, a pisząc ten statut wzorowaliśmy się na bardzo doświadczonej organizacji jaką jest Scotch Whisky Association. Naszym zadaniem jest promowanie wódki z oznaczeniem "Polska Wódka" na rynkach zagranicznych, co leży przecież w interesie każdego Polaka. Przykłady? Ostatnio brałem udział w misjach gospodarczych w Meksyku i Kolumbii, byłem też w Brazylii z panem ministrem Radosławem Sikorskim i w Chinach i Portugalii z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Wczoraj miałem okazję uczestniczyć w forum kadry menedżerskiej Executive Club, gdzie rozmawiałem z prezydentem Kwaśniewskim, a już 4 kwietnia jadę do Buenos Aires. Słowem – staram się być wszędzie tam, gdzie mówi się o polskiej gospodarce, o perspektywach jej rozwoju, co służy budowaniu wizerunku Polski na arenie międzynarodowej.
Ile cię trzeba cenić Polsko, ten tylko się dowie – kto cię stracił
Polacy stają się patriotami, szczególnie tymi spożywczymi, jeżeli stracą dostęp do rodzimych produktów. Odległość od kraju sprawia, że tęsknią za rodzimymi smakami i zaczynają szukać sklepów z polskimi produktami.
Licznych amatorów polskiej wódki, także należy uznać za największych konsumenckich patriotów. – Mieszkałem już kilkukrotnie za granicą. Wszędzie tam szukałem jakichś polskich sklepów. Oczywiście, ceny są tam zawsze wyższe, niż w ichniejszych rodzimych sieciówkach, ale warto wydać parę euro czy dolarów więcej dla smaku polskiej kiełbasy, czy przetworów. Najczęściej kupowałem polskie mięsa, pieczywo, przetwory… no i oczywiście alkohol. Nigdzie na świecie nie ma takiej wódki jak w Polsce. Wszyscy moi znajomi z zagranicy chwalą sobie możliwość zakupu polskiej wódki w ich krajach, bo uważają ją za jakościowo najlepszą! – wyznaje nam Jakub, polski stażysta w Międzynarodowej Federacji na rzecz Rodziny (IFFD) w Brukseli.
Swoich klientów zachwala Joanna Giurcan, właścicielka „Delikatesów Polskich” w Laeken – Tak, przeciętny Polak to klient patriotyczny – bo przecież wszystko co polskie jest najlepsze, czyli krotko mówiąc polska kiełbasa, polska śmietana itp. są najlepsze i nie dorówna im żywność belgijska.
Jeżeli tę ocenę skonfrontujemy jednak z wynikami badań przeprowadzonymi w Polsce, można niestety dojść do przekonania, że Polak zaczyna doceniać swojskie produkty i staje się klientem patriotycznym – dopiero po wyjeździe za granicę.
Dobre, bo polskie
W oderwaniu od anonimowych statystyk – polscy konsumenci przypadkowo zapytani o zdanie, jednoznacznie mówią o sobie „klient patriotyczny”.
– Tak, uważam się za klienta patriotycznego, choć myślę, że lepszym określeniem jest po prostu „racjonalny konsument”. W codziennych zakupach zwracam uwagę na miejsce wytworzenia towarów. Staram się kupować od lokalnych przedsiębiorców i dostawców. Dzięki temu zaopatruję się w świeże produkty znanych mi marek, a mówiąc bardziej „pompatycznie” wspieram regionalny rynek i „daję pracę” w swoim najbliższym otoczeniu. – twierdzi Marzena Rybicka, nauczycielka w I LO w Ciechanowie.
Powinniśmy jednak zastanowić się jakie należałoby wdrożyć strategie marketingowe, aby Polacy w sklepach kierowali się polskim pochodzeniem produktu i wszechobecna amerykanizacja miała miejsce także na gruncie naszego podejścia do patriotyzmu konsumenckiego.
Profesor Dariusz Doliński znajduje radę na ten problem: – Myślę, że wbrew pozorom, więcej od marketingowców może zrobić polska szkoła. Dzieci od najmłodszych klas powinny się uczyć tego, że kupując polskie produkty, napędzają polską gospodarkę, dają zatrudnienie polskim obywatelom, a tym samym stwarzają sobie lepsze życie. Marketingowcy mogą mówić podobnym językiem, ale ich skuteczność będzie mniejsza.