Zarabia miliony na grze polskiej reprezentacji. Zdarza mu się pouczać Zbigniewa Bońka. Po aferze hazardowej nie zagłosuje już na Platformę Obywatelską. Poznajcie Mateusza Juroszka, największego polskiego bukmachera.
W meczu otwarcia Euro 2012 Polska-Grecja Mateusz Juroszek, szef STS największej polskiej firmy bukmacherskiej w Polsce, przyjął ponad dwa miliony złotych z zakładach. Większość kibiców euforycznie stawiała na zwycięstwo naszej reprezentacji. – Był remis, więc większość puli została w STS – wspomina.
– Potem mieliśmy grać z Rosjanami, którzy wcześniej rozgromili Czechów. Cała Polska tym razem obstawiła przegraną naszej reprezentacji. – Byłem wtedy na stadionie. Kiedy początkowo przegrywaliśmy 1:0 przeliczyłem, że jeśli utrzyma się taki wynik, miałbym do wypłaty 11 mln zł. To byłaby klęska. Na szczęście był wspaniały gol Błaszczykowskiego na 1:1 – opowiada nasz rozmówca.
Mateusz Juroszek, prezes i współwłaściciel firmy bukmacherskiej Star-Typ Sport (STS) jako jeden z nielicznych „buków” wyszedł po Euro 2012 na plus. Do finału imprezy weszły reprezentacje Hiszpanii i Włoch, a kiedy wygrywają faworyci zagraniczne firmy Bet at home, Bet365 ponoszą straty. Bo trzeba wypłacać wysokie wygrane milionom graczy z Włoch i Hiszpanii. STS to największa Polska firma bukmacherska, ma 400 punktów, 1100 pracowników i jest warta jakieś 200 milionów złotych.
Milion na kuponie
Praca bukmachera to ciągłe emocje. Właśnie trwają Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi, więc do Mateusza Juroszka co chwilę dzwoni telefon. Tym razem współpracownicy pytają, czy przyjmie duży zakład, na przykład za 20 tysięcy złotych z potencjalnie milionową wygraną.
– Na Polaków zawsze przyjmę – odpowiada Juroszek. Pierwszy zakład na Soczi wyglądał tak: polscy sportowcy zdobędą więcej niż jeden medal, Amerykanie będą mieli więcej medali niż Niemcy. A trzecie zdarzenie dotyczyło niszowego meczu z włoskiej ligi piłkarskiej. – Z meczami w 3. lidze włoskiej zdarzają się ustawki więc na wszelki wypadek obniżyłem stawkę do 10 tysięcy. Klient przegrał, bo u Włochów wypadł remis. Pytany o to, ile medali zdobędą Polacy odpowiada: – Na pewno nie 12 jak obiecuje Apoloniusz Tajner. Moim zdaniem cztery lub pięć.
Igrzyska to także pojedynek pomiędzy samymi bukmacherami, grającymi przeciwko sobie. Juroszek zatrudnia kilku analityków od wyłapywania pomyłek konkurencji. Jeden z włoskich bukmacherów nie zamknął zakładów na skoki narciarskie, pomimo rozpoczęcia się treningów. Podczas skoków treningowych świetne rezultaty uzyskał wcześniej nieznany Michael Haybock.
– Dobry trening mówi dużo o formie podczas danej imprezy. Obstawiłem że Austriak będzie w pierwszej trójce zawodów – mówi. I jak już wiemy pomylił się niewiele, Haybock był piąty. Gdyby typ się sprawdził, włoski bukmacher zapłaciłby mu 16 do 1.
Czy żal mu tych, którzy przegrywają? – Wolę żeby ktoś postawił 50 tys. i wygrał 200. Wiem, że taki gracz do mnie wróci i kiedyś firma się odegra – opowiada. Najbardziej dotkliwa była dla niego przegrana z mieszkańcem Mielca, który wykupił zakład skomplikowany za 2 złote, przewidział trafnie wyniki 30 zdarzeń sportowych i wygrał 180 tysięcy złotych. – Znam takich graczy, on te pieniądze rozmieni i przez lata będzie nadal grał po dwa złote, co jakiś czas skubiąc STS z wygranych – śmieje bukmacher.
Biznes sportowej rodziny
STS rozwinął na dużą skalę ojciec Mateusza, Zbigniew Juroszek, biznesmen z Cieszyna inwestujący wcześniej w biznes odzieżowy i budownictwo. Skusił się na bukmacherkę, bo lubił sport. Juroszek odniósł sukces wprowadzając nietypowe zakłady. Na przykład o to, która para zwycięży w programie „Taniec z gwiazdami” lub czy partia Andrzeja Leppera wejdzie do Sejmu. W 2008 roku, kiedy obroty przekraczały 300 milionów złotych, a zysk po opodatkowaniu sięgał kilkunastu milionów, sprzedał większość udziałów Brytyjczykom ze Stanleybet.
Zagraniczni inwestorzy nie tylko nie doinwestowali biznesu, ale też sporo popsuli. Część klientów odeszło zniechęconych licznymi awariami nowego systemu gier. Po kilku latach wśród zagranicznych inwestorów wybuchł konflikt, który doprowadził ich firmy do upadku. W Polsce STS prosperował nieźle dlatego Juroszek zaproponował odkupienie udziałów. A że kupował od bankruta odzyskał kontrolę nad firmą za "bardzo korzystną" kwotę.
Interes życia? Nie do końca. Zamieszanie w firmie zbiegło się z aferą hazardową, w której politycy PO: Zbigniew Chlebowski, Mirosław Drzewiecki i Grzegorz Schetyna mieli ustalać z królem automatów typu „jędnoręki bandyta” Ryszardem Sobiesiakiem złagodzenie polityki podatkowej wobec branży hazardowej. Premier Donald Tusk zapowiedział wyrugowanie hazardu (automatów, gier z niskimi wygranymi, pokera itd.) z Polski i wprowadzenie 20-proc podatku obrotowego. Oberwało się też bukmacherom.
Gry polityczne
– Panowie zabijacie legalny polski biznes. Wynajmuję kilkaset lokali, zatrudniam 1100 osób, mam ich zwolnić na bruk?! – tak w swojej płomiennej przemowie na komisji sejmowej ds. finansów mówił Zbigniew Juroszek. Wywalczył, tyle, że podatek od zakładów bukmacherskich ustalono na 12 proc., co i tak jest jedna z najwyższych stawek w Europie. Zagraniczni bukmacherzy mają go w nosie. Uciekli z zakładami do internetu, otwierając świetne polskojęzyczne serwisy. STS został w Polsce, płaci podatki i... przegrywa z zagraniczną konkurencją. Z każdych 100 zł postawionych na mecz fiskus pobiera od razu 12 zł. Więc wygrana np. 2:1 w polskiej firmie wyniesie nie 200, ale 176 złotych.
Mateusz Juroszek nie waha się, aby wygarnąć politykom: – Rząd mówi, że kontroluje hazard, a ja mam inne informacje. Automatów z niskimi wygranymi przybywa. Największa zagraniczna firma bukmacherska ma w Polsce 600 tys. kont użytkowników. Poker hula na pełnych obrotach, a kasyna przelewają wygrane na konto za pośrednictwem powszechnej i oficjalnej usługi. Przy dużych wygranych przysyłają klientom kartę płatniczą, z którą pieniądze wypłaca się z bankomatu. W ten sposób setki milionów omijają system skarbowy, ale rząd twierdzi, że nie da zablokować stron internetowych. Boi się krytyki za cenzurę internetu – mówi i aż prycha z niezadowolenia, bo przed laty głosował na Platformę Obywatelską. Dziś, kiedy zwraca uwagę na niedoskonałości ustawy antyhazardowej, słyszy od polityków: – To niepopularny temat, sam musisz znaleźć posła, który przeprowadzi takie poprawki przez Sejm
Jako legalny i największy w Polsce bukmacher Mateusz Juroszek skupił na sobie całą uwagę służb celnych i fiskusa. W ciągu roku prowadzone są przeciw niemu dziesiątki postępowań. Czy zakaz wstępu do punktów bukmacherskich dla nieletnich dotyczy również niemowlęcia w wózku, z którym przyjechał pełnoletni klient? Czy walki Mariusza Pudzianowskiego w KSW to sport? Bo jeśli tak, to wymagana jest zgoda związku sportowego na użycie wyników do zakładów wzajemnych. Czy pomarańczowy kolor elewacji punktu z zakładami to już zakazana reklama firmy bukmacherskiej? Każda z tych sprawa angażowała sztaby celników, urzędników i prawników
– Jestem prześwietlany przez ABW i CBA. By prowadzić ten biznes muszę zachować czyste konto niekaralności. Nie mam firmy na Cyprze, od zawsze nasza rodzina płaci podatki w Polsce – podkreśla.
Za ubiegły rok STS zapłacił 36 mln opłaty hazardowej, odprowadził również podatek dochodowy i jeszcze podatek od dywidendy wypłaconej właścicielom. Z kilkuset milionów do portfela bukmachera skapnęło stosunkowo niewiele.
– I chce się panu tak szarpać? – pytam. W odpowiedzi Juroszek opowiada historyjkę z targów dla branży bukmacherskiej i hazardowej w Londynie. Sprawa wysokich podatków w Polsce jest głośnia, więc kilka razy oferowano mu przeniesienie firmy na Curacao albo do Kostaryki, gdzie nie ma takich restrykcji. Tanio i w zaledwie dwa miesiące cały biznes znalazłby się poza zasięgiem polskiego fiskusa.
– Może to wielkie słowa, ale jesteśmy firmą rodzinną i nie chciałbym, aby negatywne konsekwencje zwolnień i przeniesienia całego biznesu ciążyły później na naszym nazwisku. Nie wypada zostawiać tylu pracowników i klientów na lodzie. A może kiedyś w Polsce będzie normalniej i bardziej na luzie? I o to mogę się założyć! – kwituje.