Długi pobyt w więzieniu sprawia, że skazańcy tracą kontakt z rzeczywistością. Żyją według narzuconych, surowych zasad, bardzo często nie mają żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym i rozwojem techniki. Gdy zaś opuszczą mury więzienia, nawet najtwardsi z nich poruszają się po świecie niczym dzieci we mgle. – Wyglądał tak, jakby ktoś przywiózł dzika z lasu i wypuścił go w centrum dużego miasta – mówi Magda, której brat przesiedział 12 lat za kratami. To samo czeka Mariusza Trynkiewicza.
Kiedy Mariusza Trynkiewicza zamykano w więzieniu, Polska była zupełnie innym krajem – i to w sensie dosłownym. Dziś, gdziekolwiek jest, musi przeżywać szok wynikający z tego, co widzi. To zderzenie szarej rzeczywistości z lat 80-tych, którą zna, z szalonym wręcz (z jego punktu widzenia) XXI wiekiem. I choć w tym wypadku, naprawdę nie to jest największym problem, to dla więźniów wyjście na wolność może być równie dużym szokiem, co jej utrata.
12 lat później
Magda odebrała swojego brata ze stacji benzynowej w rodzinnym mieście, do której po dwunastoletniej odsiadce pod wschodnią granicą, podwieźli go znajomi. Jak twierdzi dziewczyna, więźniów celowo osadza się jak najdalej od rodziny, aby ograniczać osadzonym kontakty ze światem, przez który znaleźli się za murami. Tyle tylko, że skazańcy tracą kontakt nie tylko z tym co złe – więzienie staje się dla nich kapsułą czasu.
– Mój brat Paweł został skazany za zbrodnię – mówi Magda. Dostał 12 lat więzienia, bo jak mówi jego siostra, znalazł się w miejscu, w którym doszło do zbiorowego gwałtu na kobiecie. Już wcześniej nie cieszył się dobrą opinią, tym trudniej było mu bronić swojej niewinności. – Dla prokuratora było wygodne, że znalazł winnych. Ja jednak wiem, że mój brat tej kobiety nie dotknął – słyszę od swojej rozmówczyni.
Paweł i tak miał dużo szczęścia, bo rodzina chciała utrzymywać z nim kontakt. Jak mówi Marian Nowicki ze stowarzyszenia "Bractwo Więzienne", to podstawowy warunek, by po wyjściu móc żyć w miarę normalnie. – Jest problem w opiece penitencjarnej. Mijają lata, resocjalizacja nie następuje, a później są problemy po wyjściu, gdzie opieka nad nimi jest już prawie żadna. U takiego człowieka może nastąpić szok – mówi członek stowarzyszenia pomocy więźniom ze Szczecina.
Jak "dzik z lasu"
Niezależnie od tego, za co i czy słusznie Paweł trafił do więzienia, odsiedział swoje. W czasie pobytu za kratami skończył dwie szkoły, poddał się terapii i robił kursy zawodowe. Pomimo tego, gdy odzyskał wolność, zupełnie nie umiał poruszać się w nowej dla niego rzeczywistości.
– Gdy szedł do więzienia, nie było ani biletomatów, ani metra, ani SKM-ki, ani niczego, co pozwalałoby mu się swobodnie poruszać. Pamiętam jakie było jego zdziwienie na stacji benzynowej, gdy stanął na środku i nie wiedział, w którą stronę ma pójść. Wyglądało to tak, jakby ktoś przywiózł dzika z lasu i wypuścił go w centrum dużego miasta – mówi Magda.
Zdaniem mojej rozmówczyni, resocjalizacja nie istnieje. Natomiast powrót do normalnego życia jest bardzo często niemożliwy. – Paweł miał do wyboru: wrócić do tego samego, patologicznego środowiska, albo zamieszkać ze mną. Po tylu latach, on nawet nie potrafił kupić biletu w biletomacie i musiał prosić o pomoc młode dziewczyny. Wykazywał zero zaradności. Musiałam zawieźć go do sklepu, aby kupił jakieś ubrania, bo on nie wiedział dokąd i jak ma pójść. Dla mnie, dla jego siostry i człowieka było to ogromnie przykre. Odsiedział swój wyrok i powinien mieć szansę powrotu do społeczeństwa – mówi Magda.
Marian Nowicki z "Bractwa Więziennego" dodaje, że powinno się przykładać większą wagę do tego, by kosztowny dla społeczeństwa okres izolacji, był wykorzystany na zmianę tych ludzi, a nie tylko na powstrzymywanie ich przed ucieczką.
Bezradni jak dzieci
Paweł nie mógł uwierzyć, że istnieją stacje samoobsługowe, w których płaci się kartą. Przez pierwsze dni siedział cały czas w domu i prawie się nie odzywał. Nie chciał nawet oglądać telewizji i starał się odizolować od świata. – Było z nim naprawdę źle. Czuł się bardzo zagubiony, pomimo że wydawałoby się, iż to duży i silny facet. Po wyjściu z więzienia był bezradny jak dziecko – mówi siostra skazanego na 12 lat mężczyzny.
Paweł opuścił zakład karny w grudniu, a już miesiąc później wyjechał za granicę. W Polsce nie miał możliwości znalezienia pracy, która pozwoliłaby chociaż na zapłacenie rachunków.
Dariusz Hupa, przewodniczący Stowarzyszenia Readaptacji Społecznej "Enklawa" podaje przykład innego więźnia, który po piętnastu latach odsiadki bał się wyjścia na wolność. – On nie miał już nikogo. Pomarli mu rodzice, a rodzeństwo rozjechało się po świecie. A realia życia piętnaście lat temu były zupełnie inne niż w tej chwili. Przede wszystkim należałoby pomóc takim ludziom w znalezieniu pracy. Jeśli jej nie znajdą, to bardzo szybko znajdą się znowu w więzieniu, bo sobie po prostu nie poradzą – mówi nasz rozmówca, który zaznacza, że takie osoby trzeba prowadzić "za rękę".
Odkrycie internetu
W naTemat opisywaliśmy niedawno historię Michaela Santosa, który jako 23-latek został skazany za przemyt narkotyków na 45 lat więzienia. Gdy trafił do więzienia, internet jeszcze nie istniał. Gdy stawał się popularny, Santos nie miał do niego dostępu. Dopiero w 2012 roku, gdy opuścił więzienie, zobaczył na własne oczy, co oznacza dziś słowo surfować. Wcześniej jedynie słyszał o słynnej "sieci", lecz co najwyżej mógł ją sobie wyobrażać, gdyż w więzieniu nie miał nawet dostępu do maszyny do pisania.
To sprawiło, że Santos zapragnął stać się częścią internetowej przestrzeni, jeszcze zanim odzyska wolność. Za pośrednictwem znajomych na wolności, zza krat uruchomił stronę internetową, na której opisywał realia więziennego życia. W ciągu dziesięciu lat, opublikował na niej tysiące wpisów.
Gdy sąd skrócił jego wyrok z 45 do 25 lat więzienia, niespodziewanie odzyskał wolność. Wtedy po raz pierwszy zobaczył własną stronę internetową. Był zdumiony, jak wiele wyników pojawiło się w wyszukiwarce Google, kiedy po raz pierwszy wpisał w niej swoje nazwisko. Sieć tak mu się spodobała, że od razu założył konta w serwisach społecznościowych i dalej, już osobiście rozwijał swoją stronę.
O tym, jak wielką rolę za kratami i już po wyjściu z więzienia odegrał internet, opowiada: – Tak jak pomógł mi przez ostatnią dekadę w więzieniu, tak teraz wciąż zmienia moje życie – powiedział Michael Santos.
Trudno spodziewać się, że Mariusz Trynkiewicz bez problemu odnajdzie się w dzisiejszym świecie. Wiele osób ma zresztą nadzieję, że wróci on do więzienia, zanim komukolwiek stanie się coś złego. A za kraty wraca sporo byłych więźniów, często właśnie dlatego, że nie potrafili żyć w "nowym świecie". I robili w nim to, co potrafią najlepiej: łamali prawo.
Czytając magazyny o nowych technologiach postrzegałem sieć jako potężne narzędzie. Z mojej perspektywy wyglądało na bardziej znaczące dla społeczeństwa niż telewizja, radio i telefon razem wzięte. CZYTAJ WIĘCEJ