"Internet jeszcze nie istniał, kiedy w 1987 roku zaczynałem odsiadkę w więzieniu…" – tak zaczyna się opowieść Michaela Santosa, amerykańskiego terapeuty, pisarza i blogera. Santos dopiero po wyjściu z więzienia w 2012 roku po raz pierwszy skorzystał z internetu. To doświadczenie totalnie zmieniło jego życie.
Michael Santos jako 23-latek został skazany za przemyt narkotyków na 45 lat więzienia. "Wtedy, w 1987 roku, sieć jeszcze nie istniała, a kiedy w końcu stała się powszechna i popularna, nie miałem do niej bezpośredniego dostępu. Lata mijały, aż w końcu w 2012 roku wyszedłem i po raz pierwszy zobaczyłem, co to znaczy korzystać z internetu" – wspomina 48-letni dziś Santos w tekście opublikowanym na stronie "The Daily Dot".
Zanim jednak to nastąpiło przez długi czas wyobrażał sobie, jak to jest mieć dostęp do sieci. "Czytając magazyny o nowych technologiach postrzegałem sieć jako potężne narzędzie. Z mojej perspektywy wyglądało na bardziej znaczące dla społeczeństwa niż telewizja, radio i telefon razem wzięte" – pisze.
Dlaczego przez 25 lat (odsiadkę skrócono) nie miał możliwości skorzystania z internetu? "Tam, gdzie siedziałem, nie pozwalano nawet na korzystanie z elektronicznej maszyny do pisania. Przypuszczam, że mieli swoje powody, ale to nie pomagało w przygotowaniu do życia na wolności" – odpowiada Santos.
Jak wspomina, pod koniec lat 90. był tak głodny nowych doświadczeń, że postanowił jednak za wszelką cenę "dostać się" do internetu. Korzystając z wiedzy z przeczytanych magazynów napisał własną stronę internetową, gdzie chciał publikować swoje artykuły i felietony na temat więziennej codzienności: "Wysłałem projekt do zaprzyjaźnionych osób i one pomogły mi uruchomić stronę. Przez ostatnie dziesięć lat pobytu w więzieniu opublikowałem tysiące artykułów".
W końcu nadszedł 12 sierpnia 2012 roku. Santos wyszedł na wolność. Był zdumiony, kiedy po raz pierwszy wpisał w wyszukiwarkę swoje imię i w odpowiedzi zobaczył mnóstwo wyników. Wysłał pierwszego maila, obejrzał pierwszy film na YouTube, a potem po prostu skorzystał z szansy, jaką dał mu internet. Zaczął korespondować z dziennikarzami, co sprawiło, że wkrótce jego historię opisała gazeta "San Francisco Chronicle". Założył też konta na portalach społecznościowych i zmodyfikował swoją stronę internetową. Internauci coraz częściej interesowali się jego działalnością jako terapeuty i blogera, który pisze o życiu więźniów.
A jak jest teraz? "Niesamowicie" – przyznaje. "Internetowa aktywność otworzyła przede mną nowe możliwości. W styczniu otrzymałem na przykład zaproszenie na Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley, gdzie wystąpiłem przed 700 osobami. Dostałem też inne zaproszenia, w tym z Uniwersytetu Stanforda. Z kolei władze Uniwersytetu w San Fransisco zaproponowali mi posadę wykładowcy. Zaczynam jeszcze w tym roku. Bez dostępu do internetu to wszystko byłoby niemożliwe" – cieszy się Santos.
Swoje wspomnienia kończy zaś stwierdzeniem, że jest tak po ludzku bardzo wdzięczny internetowi. "Tak jak pomógł mi przez ostatnią dekadę w więzieniu, tak teraz wciąż zmienia moje życie" – stwierdza.