Jordan Price marzył o pracy w Apple'u. Kiedy więc założona przez Steve'a Jobsa firma zaoferowała mu posadę projektanta aplikacji mobilnych, Jordan dosłownie skakał z radości. Okazało się jednak, że praca w Cupertino nie jest tak różowa, jak by się mogło wydawać. Napięty grafik, skutkujący brakiem czasu dla rodziny, nie najlepsze wynagrodzenie oraz chamski szef… To wszystko sprawiło, że Jordan szybko porzucił Apple'a, przedstawiając przy tym swoją historię internautom.
O swojej krótkiej przygodzie z Apple'm Jordan Price napisał na platformie blogowej Medium.com. Zaraz po przejściu rozmowy kwalifikacyjnej Jordan był zachwycony tym, że będzie miał okazję pracować w tak dużej i renomowanej firmie, tym bardziej, że do tej pory jego kariera obracała się wokół stosunkowo niewielkich projektów.
Wynagrodzenie, jakie zaoferowało mu Apple, nie było wprawdzie gigantyczne (gdzie indziej Jordan mógł zarobić więcej), ale możliwość dopisania do CV tak prestiżowej marki skusiła go do przyjęcia propozycji.
Pierwszy dzień w nowej pracy nie był najlepszy. Jordana uderzył przede wszystkim brak elastyczności przy ustalaniu grafiku. Apple nie godziło się na niestandardowe godziny pracy, a sytuację komplikowała dodatkowo czasochłonna konieczność dojeżdżania do Cupertino z San Francisco firmowym autokarem. W efekcie Jordan przestał widywać się w dni robocze ze swoją córką.
Nowemu pracownikowi nie spodobała się także korporacyjna biurokracja, wymagająca chociażby posiadania wielu służbowych kont i haseł. Największym problemem był jednak bezpośredni przełożony Jordana, który lubował się w znieważaniu podwładnych. Wprawdzie szef kierował nieprzyjemne uwagi do wszystkich podlegających mu osób, niemniej Jordan czuł się w jego towarzystwie jak dorabiający do kieszonkowego nastolatek, a nie profesjonalista zatrudniany przez giganta branży technologicznej.
Jordan szybko zaczął więc myśleć o rzuceniu pracy, pomimo tego, że znajomi i przyjaciele odradzali mu taki krok, przekonując np., iż kariera wymaga pewnych poświęceń. W końcu Jordan nie wytrzymał. Któregoś dnia, gdy nastała pora lunchu, po prostu wstał i opuścił miejsce pracy, zostawiając szefowi list, w którym napisał, co o nim myśli.