Z czego słynie Holandia? Raczej nie z kuchni, prawda? Ich tradycyjne potrawy najczęściej są robione z ryb lub ziemniaków i mięsa. Często mają postać prostych dań jednogarnkowych. Sztandarowym daniem jest “erwtensoup”, czyli gęsta zupa z grochu. Odwiedzając Amsterdam wcale nie jesteśmy jednak skazani na proste, tradycyjne jedzenie. Jest tutaj mnóstwo, naprawdę ciekawych restauracji oferujących międzynarodowe kuchnie. Oto kilka z nich.
To już dziewiąte, najnowsze dziecko kolektywu IQ Creative. Mercat to po katalońsku targ. Wnętrze zaprojektowali architekci z lokalnego studia Concrete, który starali się, żeby zmieściło się w nim jak najwięcej referencji do hiszpańskiego targu. Restauracja została urządzona w zabytkowym budynku, który wcześniej należał do władz portowych.
Miejsce składa się z dwóch głównych “straganów”, ozdobionych neonami. Jeden z nich pełni funkcję baru, przy drugim można kupić tapas i różne hiszpańskie specjalności, także na wynos. Najlepiej jednak wybrać stolik na antresoli i zamówić obiad z karty. W menu, oprócz katalońskich klasyków, świeże, nowoczesne reinterpretacje. Trudno nie wyjść stąd najedzonym. Jeszcze trudniej nie wrócić po więcej. W Amsterdamie, IQ Creative założyli także znane i cieszące się dobrymi opiniami włoskie bistro Mazzo, oraz francuską restaurację Witteveen.
Nie ma chyba mocniejszego trendu niż przerabianie starych fabryk i magazynów na restauracje. Trudno się dziwić. Kto nie lubi, kiedy ponure post-przemysłowe okolice odżywają na nowo, a ich przestrzeń zajmowana jest przez biznesy i usługi, które skupiają wokół siebie energicznych i uśmiechniętych ludzi? To miejsce nie ma nic wspólnego z hotelem. Znaczy – oprócz nazwy.
We wnętrzu jest ustawionych mnóstwo stołów, które przykryte są białymi obrusami. Do nich dobrano vintage'owe krzesła. Najbardziej spektakularnym elementem wnętrza jest ogromny żyrandol zrobiony ze starych szklanych butelek. Chociaż nie... to będzie pewnie to białe Ferrari Testarossa schowane za lodówką z winami. Menu jest nowoczesne i niezobowiązujące. Goście wpadają tutaj nie dla szefa kuchni, ale dla luźnego, bardzo wesołego klimatu.
Pięknie wystylizowane eleganckie restauracje, albo właśnie te z postindustrialnym klimatem są często naprawdę świetne. Czasem jednak potrzebujemy poczuć się jak w domu. Restauracja założona przez Marit Beemster, byłą projektantkę mody, znajduje się w... jej własnym salonie i działa trzy dni w tygodniu. Można u niej doświadczyć holenderskiej gościnności w przytulnym, świetnie udekorowanym wnętrzu. Marit gotuje dania wegetariańskie ze świeżych, lokalnych i sezonowych składników. Jej Huiskamerrestaurant jest otwarta wieczorami w środy, piątki i soboty.