– Im więcej w szkole religii, zwłaszcza dla małych dzieci, tym mniej potem lumpów, narkomanów, złodziei, bandytów i oszustów – przekonywał niedawno w "Kropce nad i" Stefan Niesiołowski. Kolejne doniesienia “Wprost” o życiu erotycznym posła konserwatywnej Solidarnej Polski pokazują, jak głęboko chybiona jest teoria, że świat dzieli się na dobrych katolików i złych ateistów.
W poniedziałek “Wprost” ujawnił kolejne bulwersujące fakty z życia byłego już członka Solidarnej Polski – posła Piotra Szeligi. Okazuje się, że opłacanie z pieniędzy podatników hotelu, w którym członek Parlamentarnego Zespołu na rzecz Katolickiej Nauki Społecznej miał spotykać się z prostytutką, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Prawicowa hipokryzja? Nie tylko
Do listy pozamałżeńskich wyskoków polityka, o których pisały przed miesiącem media, dochodzą kolejne zarzuty: “Wprost” wspomina nie tylko o romansie z poznaną na lotnisku kelnerką, ale i o wywożeniu kobiety do lasu i grożeniu jej agentami ABW. Poseł początkowo zaprzeczał tej znajomości, jednak już po niedawnym odejściu z klubu SP przyznał w rozmowie z tygodnikiem, że jest inaczej: dziennikarzom pokazał nawet jej numer telefoniczny, zapisany w jego komórce jako "LotniskoAneta”.
Pusty śmiech mnie ogarnia, kiedy przypominam sobie posła Szeligę protestującego ponad rok temu przeciw konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. – Rząd polski uderza w polską rodzinę, bo ta konwencja szkodzi Polsce i tradycyjnym wartościom – grzmiał Szeliga w rozmowie z TVN 24. Aż chciałoby się zapytać: gdzie była jego troska o te wartości, kiedy wydzwaniał do swoich kochanek?
Dlatego kiedy czytam o kolejnych faktach, które coraz bardziej pogrążają posła, mam ochotę napisać tekst o porażającej wprost hipokryzji prawicowych polityków, obnoszących się publicznie z frazesami o Bogu, Honorze, Ojczyźnie i tradycyjnych polskich wartościach, a jednak na co dzień żyjących zupełnie inaczej. Ale to byłoby chyba zbyt proste. I nie o hipokryzji jest ten tekst.
"Wierzący nie idzie do burdelu?"
– Według profesora ateiści to są seksoholicy. A kim jest katolik z Solidarnej Polski, który zabawia się z prostytutką? Czy można tak stygmatyzować ludzi? Czy ksiądz myśli, że jak ktoś jest wierzący, to nie idzie do burdelu albo nie morduje? – pytała przed miesiącem w "Gazecie Wyborczej" Monika Olejnik krytykując głośny wykład księdza profesora Oko.
I to jest właśnie moim zdaniem najciekawszy aspekt całej medialnej “seksafery” wokół posła SP: kolejna kompromitacja popularnego na prawicy chwytu retorycznego, zgodnie z którym świat dzieli się na poczciwych, bogobojnych i dobrych Polaków-katolików oraz zepsutych, rozpustnych i moralnie rozchybotanych ateistów, o etyce zatrutej przez złowieszczą “cywilizację śmierci”.
To refren, który powraca stale w wypowiedziach luminarzy prawicowych partii czy reprezentujących konserwatywne skrzydło polskiego Kościoła duchownych. – Jeżeli nie (...) Bóg prawdziwy, to jego miejsce zajmuje co innego: władza, pieniądze, przyjemności, w tym szczególnie mocne przyjemności seksualne – powtarza ks. Oko sugerując, że nie można pogardzać władzą, pieniędzmi i przyjemnościami nie wierząc w Boga.
Ale refren ten pojawia się w kilku innych wersjach: straszliwego ateistę, którego misją jest zniszczenie Kościoła i Narodu, zastępują inne, równie ze swojej natury “groźne” postaci.
Pierwszy jest rozpustny i skłonny do pedofilii gej (“Jeśli pozwolimy im na związki partnerskie, będą adoptować dzieci, by się z nimi zabawiać a potem mordować”). Zaraz za nim kroczy okrutny gender (“Najpierw chcą przebierać chłopców w sukienki, a później promować będą inne wynaturzenia”). Poczet zamyka zaś obmierzła feministka (“Pod płaszczykiem praw kobiet chcą pozbawić płeć piękną jej naturalnej kobiecości”).
Po owocach ich poznacie
I nikogo nie obchodzi, że tak jak nie każdy katolik jest uczciwy i wierny swojej żonie, tak nie w każdej osobie homoseksualnej drzemią pedofilskie skłonności (Myślę zresztą, że więcej chodzi po świecie niewiernych katolików niż gejów-pedofilów). I zapomina się, że wielu potwornych zbrodni dokonują ludzie z “typowej, polskiej (i tradycyjnie katolickiej) rodziny”. Bo niby gdzie dzieją się te wszystkie tragedie, o których piszą media: przemoc domowa, molestowanie nieletnich, zabijanie noworodków i wszelkie inne patologie?
Czas już najwyższy uświadomić sobie, że takie czy inne zło nie musi mieć nic wspólnego z przekonaniami religijnymi. I że można sobie bez problemu wyobrazić prawego ateistę czy feministkę i zdeklarowanego katolika, który w rzeczywistości jest do szpiku kości zepsutym kłamcą/rozpustnikiem/złodziejem (ale i odwrotnie).
Historia posła Szeligi dobitnie pokazuje, że światopoglądowe deklaracje o religijności lub jej braku nie są żadną “gwarancją dobrego życia”. Każdego rozliczać trzeba z czynów, nie słów. “Po owocach ich poznacie” – jak mówi Pismo Święte.