Według badań słynny "Człowiek Witruwiański" Leonarda da Vinci chorował na przepuklinę, Infantka Małgorzata miała poważne zaburzenia hormonalne, a Mona Lisa – podwyższony cholesterol. Badania dotyczące chorób przedstawionych na słynnych obrazach to bardzo częste działanie wśród zafascynowanych sztuką lekarzy. Wnioski mogą być naprawdę zaskakujące.
Magazyn "Slate", opisał niedawno badania Hutana Ashrafiana, wykładowcy chirurgii z Imperial College London, który w 2011 roku doszedł do wniosku, że "Człowiek Witruwiański" Leonarda da Vinci chorował na przepuklinę pachwinową. Jego tezę poparli jeszcze inni naukowcy, między innymi Jeffrey Young i Michael Rosen. Rysunek Leonarda da Vinci nie jest jedynym, w którym wyraźnie widać chorobę portretowanego.
Na płótnach wielkich mistrzów często przedstawione postaci często wyglądają po prostu na "wyjątkowe". Ich wady postawy, mimiki czy dziwne proporcje twarzy odbieramy często jako wyraz artystycznej stylizacji. Jednak gdy portretowanym postaciom dokładniej przyjrzą się lekarze okazuje się, że to, co wydawało się fantazją twórcy, po prostu jest chorobą.
Bardzo głośne analizy arcydzieł sztuki renesansowej i barokowej przeprowadził kilka lat temu prof. anatomii patologicznej Vito Franco z Uniwersytetu w Palermo. Przez dwa lata przeanalizował ponad 200 znanych z historii sztuki prac i w efekcie doszedł do bardzo ciekawych wniosków, które stawiają słynne obrazy w zupełnie innym świetle.
Według niego wiele postaci ze słynnych płócien zostało sportretowanych w widocznym stadium konkretnej choroby, która dla wprawnego oka jest bardzo silnie widoczna. Według niego Mona Lisa z najsłynniejszego obrazu Leonarda Da Vinci ma zbyt wysoki poziom cholesterolu. Franco stwierdził, że jej "tajemniczy uśmiech" jest związany z tym, że pod skórą w okolicy jej ust gromadzi się tkanka tłuszczowa – jest to związane właśnie ze zbyt dużą ilością tego związku w krwi. Stwierdził również, że w okolicy prawego oka portretowanej widać niewielkiego tłuszczaka, co tylko potwierdza jego tezę.
Vito Franco stwierdził również, że 5–cio letnia infantka Małgorzata, którą Diego Velázquez przedstawił na słynnym obrazie Las Meninas cierpiała na zespół McCune'a-Albrighta. To genetyczna choroba, która objawia się zmianami kostnymi, plamami na skórze i poważnymi zaburzeniami hormonalnymi, przez które chory zdecydowanie szybciej dojrzewa.
Prof. Franco odnalazł również chorobę na "Portrecie młodego mężczyzny" Sandro Boticelliego – namalowany szlachcic ma niezwykle długie palce, co według włoskiego lekarza może być spowodowane tzw. arachnodaktylią, zwaną inaczej "pająkowatością palców". To anomalia, która wiąże się bezpośrednio z zespołem Marfana, czyli rzadką chorobą genetyczną. Chorował na to również Echnaton IV Amenchotep, egipski faraon, który nakazał nadwornym artystom przedstawiać wszystkich ludzi tak, jak on sam wyglądał – czyli z wydłużoną mózgoczaszką( tzw. dolichocefalią), wąską twarzą, wklęsłymi policzkami, długimi palcami i zmniejszoną ilością podskórnej tkanki tłuszczowej. Dzięki podobnym malowidłom naściennym stwierdzono, że cywilizacja egipska tak naprawdę wywodzi się od kosmitów.
Na ten sam zespół Marfana cierpiała ponoć również modelka, która pozowała do obrazu Parmigianina "Madonna z długą szyją". To "tylko" choroba, ale obraz wywołał falę naśladowców, którzy zaczęli wydłużać proporcje postaci w drugiej połowie XVI wieku.
W kompozycji fresku "Szkoła Ateńska" Rafael Santi sportretował Michała Anioła jako Heraklita. Włoski lekarz stwierdził, że przedstawiony artysta cierpiał na puchliznę typową dla artretyzmu czyli przewlekłej choroby stawów, zwanej inaczej skazą moczanową.
Na licznych autoportretach Rembrandta widać zaczerwienie twarzy – malarz cierpiał bowiem na trądzik różowaty, który powoduje wyraźny rumień i tzw. teleangiektazje, czyli pękające naczynka krwionośne.
Twórczością tego właśnie artysty zainteresował się dr Piotr Kosiorek z Białegostoku, którzy przez lata nie tylko rozpoznawał choroby na płótnach wielkich mistrzów, ale i ich kopiował. –Na studiach miałem bardzo przyjemną pasję – malowałem obrazy. Byłem zafascynowany Rembrandtem i jego "Anatomią doktora Tulpa", która przedstawiała przy pracy XVII – wiecznych medyków – mówi dr Kosiorek. – Miałem nawet kilka wystaw, ale aktualnie już nic nie maluję – dodaje.
Dr Kosiorek uważa, że dla niego, jako dla lekarza, odnajdywanie schorzeń na obrazach dawnych mistrzów było właściwie naturalne. – To takie "zboczenie zawodowe", a że najbardziej lubię mistrzów flamandzkich, to najczęściej oglądam i czytam właśnie o ich dziełach – mówi. Lekarz przyznaje, że sam też często malował postaci, których ciała były zdeformowane lub znacząco zmienione przez chorobę. – Kiedyś rysowałem prosopoplegię, czyli porażenie siódmego nerwu twarzowego. Koledzy, którzy oglądali mój rysunek, od razu wiedzieli o co chodzi – dodaje.
W mistrzach flamandzkich oprócz światłocienia, kolorów i sposobu malowania fascynuje go przede wszystkim wnikliwa anatomia. – Był taki okres, że szukałem na obrazach różnych chorób. Tak przedstawiano profanum, czyli ból i cierpienie poszczególnych postaci – mówi dr Kosiorek. Lekarz uważa, że w obrazach, którymi on się najchętniej zajmował, najczęściej przedstawiano tyfus i kiłę, ale odnalazł też zdecydowanie więcej schorzeń. – Jak lekarz ogląda obraz, to zawsze rozpozna chorobę. Wystarczy jeden rzut oka na kończyny lub kąciki ust, żeby dowiedzieć się, na co cierpiała dana osoba – mówi dr Kosiorek.