- To jeszcze nie wojna domowa - ocenia w "Bez autoryzacji" sytuację na Ukrainie Bartosz Węglarczyk, wicenaczelny "Rzeczpospolitej", specjalista ds. międzynarodowych. O oskarżeniach Rosji jakoby to Zachód odpowiadał za eskalację konfliktu, dziennikarz mówi krótko: - To, co wyprawia rosyjski MSZ, przechodzi ludzkie pojęcie.
Wiktor Janukowycz mówi, że opozycja chciała dokonać przewrotu i apeluje o odcięcie się od radykałów. Jak Pan ocenia jego wystąpienie?
Taktyka Janukowycza od tego wieczornego spotkania we wtorek była jasna: oczywiste jest, że prezydent Ukrainy próbuje rozbić opozycję i podzielić ją na dwie grupy. Pierwszą ma być „rozsądna” opozycja, drugą radykałowie. Jeśli by mu się to udało, to ma możliwość wprowadzenia prostego, siłowego rozwiązania: pokazuje to jako operację antyterrorystyczną wymierzoną w radykałów, a zresztą ludzi się dogaduje. Póki co jednak nic nie wskazuje na to, by mu się to miało udać. Nie wiadomo jednak, co będzie dalej. Sytuacja jest tak dynamiczna, zmienia się z godziny na godzinę, że być może nagle uda mu się rozbić opozycję i jej liderzy zaczną apelować o zaprzestanie walki zbrojnej.
A sądzi Pan, że opozycja lub władza w ogóle mogą jeszcze kontrolować tam przemoc? Czy protesty znalazły się już poza kontrolą? Wojna domowa?
W takich sytuacjach dobrze jest unikać wielkich słów. To jeszcze nie wojna domowa, ale tego typu rewolucyjne sytuacje – a to, co dzieje się na Ukrainie jest już taką sytuacją – mają to do siebie, że bardzo wiele wydarzeń dzieje się w nich bez kontroli głównych aktorów. To logika tłumu, ulicy, zupełnie inna niż logika salonów dyplomatycznych czy sali parlamentarnej. Do teraz nie wiem, czy to, co wydarzyło się wczoraj, zostało zaplanowane przez Janukowycza – są eksperci, którzy tak uważają. Mam jednak wrażenie, że wczoraj dużo odbyło się poza kontrolą obu stron.
Odpowiadając więc na pytanie: może wydarzyć się jedna rzecz, wystarczy że zginie ktoś w Lwowie lub Doniecku, wystarczy jeden Ukrainiec, który postanowi w patriotycznym porywie zabić rosyjskiego żołnierza, by przekreślić wszystkie scenariusze i doprowadzić do gwałtownej eskalacji konfliktu.
Rosyjski MSZ za wtorkową eskalację oskarżył państwa Zachodu...
Wydawało mi się, że gdzieś są granice cynizmu i obłudy, ale jak widać, ich nie ma. To, co wyprawia rosyjski MSZ, przechodzi ludzkie pojęcie. Rosja jest bardzo aktywnie zaangażowana w sytuację na Ukrainie, nic tam nie dzieje się bez wiedzy i zgody Kremla. Obóz władzy w Kijowie bardzo ściśle powiązany jest z Rosją. Oskarżanie Zachodu to takie po prostu gadanie Rosjan. Różnica między Moskwą i Zachodem jest taka, że jak przywódcy państw europejskich dzwonią do Janukowycza, to wszystkie agencje prasowe o tym wiedzą, jak dzwoni Putin – już nie. Jeśli ktoś myśli, że między Kijowem a Moskwą nie ma gorącej linii, na której non stop trwają konsultacje, to się myli.
Pana zdaniem, polscy i europejscy politycy robią wszystko co mogą, by załagodzić sytuację na Ukrainie?
Problem polega na tym, że realnie rzecz ujmując Zachód i Polska niewiele mogą zrobić. Politycy mogą publicznie apelować o zaprzestanie rozlewu krwi, ale to niewiele daje. Nie widzę tu dużych możliwości oficjalnego działania, ale pamiętajmy o tym, że dyplomacja zawsze odbywa się na dwóch poziomach: tym, który widzimy i tym, który dla nas jest niewidoczny, ale cały czas się toczy.
Nie mam pojęcia co, po cichu, z dala od kamer robią polscy dyplomaci i raczej się tego nie dowiemy. Mam nadzieję, że są aktywni prywatnie, tłumaczą ludziom ukraińskiej władzy, że użycie siły obróci się przeciwko nim. Bo wbrew pozorom, rządzący w Kijowie bardzo boją się odcięcia od majątków, firm i posiadłości na Zachodzie. To nie Białoruś, gdzie Łukaszenko siedzi szczęśliwy i nie chce wyjeżdżać. Ukraińska władza ma rozliczne interesy w USA i na Zachodzie i dla nich odcięcie od tych rzeczy to dramat. Nieuniknione więc wydaje mi się nałożenie sankcji wobec osób, które zadecydowały o użyciu siły: polityków z ministerstwa spraw wewnętrznych, szefów policji, szefów Berkutu. Uważam, że żaden oficer Berkutu nie powinien mieć wjazdu do strefy Schengen. Sankcja w postaci takiego zakazu wjazdu dla oficerów Berkutu i ich rodzin byłaby bardzo dotkliwa. Oczywiście, ostateczna odpowiedzialność spada na władzę.
Jakie jest prawdopodobieństwo, że Unia nałoży takie sankcje na Ukrainę?
Szczerze mówiąc, trudno sobie wyobrazić, by takie sankcje nie zostały nałożone, jeśli tylko we wtorek w starciach zginęło 25 ofiar. Są kraje, gdzie taka liczba nie wzbudziłaby emocji, ale w 2014 roku w Europie takie straty w ciągu jednego dnia, w starciach między demonstrantami a policją w stolicy państwa, są wstrząsające.