Minister edukacji Joanna Kluzik Rostkowska zapowiada, że będzie się "bić" o jeden podręcznik. Jej dzisiejsza konferencja jednak wywołała wątpliwości, czy minister sama wierzy w rządowy program. Kluzik Rostkowska, pytana gdzie na świecie, rząd znacjonalizował wydawanie podręczników przyznała, że jest to "incydentalne". Stwierdziła też: Gdybym nie musiała, to bym tego nie robiła. Minister musi, bo program wymyślił premier Donald Tusk.
Według sondażu, cytowanego dziś przez Gazetę Wyborczą najnowszy wewnętrzny sondaż nie jest korzystny dla Platformy Obywatelskiej. Wynika z niego, że PO jest postrzegana jako nowoczesna partia ale także jako ugrupowanie będące daleko od ludzi. - Pięknie wygląda, ale zwykły człowiek myśli sobie: to nie dla mnie, tylko dla bogaczy - powiedział Gazecie Wyborczej jeden ze współpracowników Donalda Tuska.
Być może dlatego premier Tusk pokazuje się teraz w otoczeniu "zwykłych ludzi". Dla nich musi mieć też program. I tu pojawia się jeden podręcznik. Jak dowiedzieliśmy się dziś - na razie do klas 1-3, ale do 2017 roku rząd chce znacjonalizować także podstawówki i gimnazja. Jeden podręcznik nie obejmie tylko języków obcych i religii. Rząd natomiast szykuje dopłaty na zestawy ćwiczeń. Minister Kluzik Rostkowska przekonuje, że zmieści się w 330 milionach złotych, jakie dostała na program.
Podręczniki za darmo
Rząd chce by podręczniki w szkołach były za darmo. „Za darmo” będzie składać się z:
1. jednego podręcznika do polskiego, matematyki, „edukacji przyrodniczej” i „społecznej”,
2. dopłaty 25 zł/ucznia do podręcznika do języka obcego
3. 50 zł/ucznia dopłaty na materiały ćwiczeniowe czy inne pomoce dydaktyczne niezbędne uczniom.
Z takiej pomocy finansowej będą mogły korzystać również szkoły prywatne, pod jednym warunkiem: placówka, która chce otrzymać dotacje, musi się dostosować do „rygorów ministerstwa”.
Skąd na to wszystko pieniądze? Joanna Kluzik-Rostkowska zapewniła, że wszystko to zmieści się w kwocie 330 milionów złotych, którymi rząd dysponuje na wyprawki dla uczniów. - Szacując, ile musimy przeznaczyć na dziecko, braliśmy pod uwagę dzisiejszą cenę kompletu podręczników – tłumaczyła minister.
Policzmy jednak, ile "za darmo" będzie kosztować rodziców. Policzmy ukryty koszt jednego rządowego podręcznika. W Polsce jest ponad pół miliona uczniów. Jest 187 dni szkolnych. Zakładając że dziennie rodzice będą musieli kserować 8 kartek ćwiczeń, a ksero kosztuje 13 gr za stronę, to rocznie na ucznia koszt kserowania sięgnie 200 złotych. Jedną czwartą z tego ma oddać rząd. Dziś, gdy podręcznik i ćwiczenia wydają prywatne firmy, taki pakiet dla dziecka kosztuje około 230 złotych.
Jest drożej, ale wiadomo, kto napisał i wydał komercyjny podręcznik. W przypadku rządu (o czym piszę niżej) na razie nie wiadomo.
Języki obce bez zmian, swoboda wybrania podręcznika
Uczeń będzie otrzymywał jeden podręcznik na zasadzie wypożyczenia – bo to szkoła będzie miała na własność książki. Uczeń ma je zwracać po 3 latach użytkowania, w związku z czym nie będzie miał możliwości zachowania takiego podręcznika dla siebie, nawet jeśli on lub rodzice uznają, że jest potrzebny w przyszłości.
Rozjaśniono też kwestię, która wielu rodzicom spędzała sen z powiek: co będzie, przy wariancie jednego podręcznika dla klas I-III, z nauką języków obcych? Rząd nie planuje jednak ujednolicać podręczników do nich. Nie wtrąci się również w nauczanie religii, jako że jest to przedmiot obowiązkowy. Joanna Kluzik-Rostkowska w krótkiej rozmowie z naTemat stwierdziła, że dobrze jest wręcz, by podręczniki do języków obcych były różnorodne. Chodzi bowiem o to, by nauczyciel mógł dobierać książkę adekwatnie do grupy, którą uczy.
- Nie może być tak, że nauczyciel wybiera podręcznik zanim nawet jeszcze zobaczy, z jakimi osobami będzie pracował – mówiła minister. Z tego samego powodu zlikwidowana więc zostanie data 15 czerwca jako ostateczny dzień zgłaszania wybranych podręczników. Do tej pory było tak, że nauczyciele indywidualnie decydowali o wyborze konkretnego podręcznika i szkoła musiała to ogłosić do 15.06. Teraz zaś decyzję nauczyciele mają podejmować kolektywnie, a nie indywidualnie, a jeśli tego nie zrobią, to podręcznik wybierze arbitralnie dyrektor.
Problem w tym, że likwidacja terminu 15 czerwca w Sejmie pojawiła się niespodziewanie zgłoszona jako poprawka przez posłankę Platformy Obywatelskiej. Propozycja wywołała głośne protesty opozycji. – Ta poprawka nie ma żadnego związku z projektem ustawy! Miejcie trochę umiaru. To, że premierowi przyśnił się w nocy z 9 na 10 stycznia pomysł podręcznika i wrzucił wam tego knota do rozpracowania, to jest jego problem. Nie może być tak, że sondaże zarządzają zmianami w edukacji – grzmiał Lech Sprawka z PIS (cytat za Głosem Nauczycielskim).
Głos Nauczycielski o terminie na jeden podręcznik
ZNP boi się chaosu, jaki zapanuje w szkołach po likwidacji terminu 15 czerwca. - Taka zmiana oznacza w szkołach bałagan. Nie jest prawdą, że – jak mówiła posłanka Kopaczewska - z realizacją tego przepisu było w szkołach różnie. Dzięki niemu osoba prowadząca zajęcia z dzieckiem jest w stanie przygotować swój warsztat pracy od 1 września – mówił Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZG ZNP. - Będziemy bardzo ostro protestować. Termin 15 czerwca jest uzasadniony. Pani poseł, była pani kuratorem i takie rzeczy pani mówi! – apelował.
Poprawkę krytykują ostro także wydawcy: - Poprawka ta kompletnie zmienia rynek edukacyjny. Dotyczy ona przecież nie tylko klas I-III, ale wszystkich dwunastu klas. Rodzice mogli do tej pory rozłożyć wydatki na podręczniki na kilka miesięcy: czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień. Po zmianie, wszystkie ich wydatki skupią się na wrzesień. A pamiętajmy, że ok. 20-25 proc. rodziców zaczyna zakupy podręczników przed 1 września. Proponowana poprawka zamyka im możliwość zakupu podręczników wcześniej i rozłożenie kosztów na kilka miesięcy – przekonywał Jarosław Matuszewski, przewodniczący Sekcji Wydawców Edukacyjnych Polskiej Izby Książki.
Rządowe kalendarium "jednego podręcznika"
- Nauczyciele powinni mieć więcej swobody w wybieraniu podręczników, a ich swoboda teraz kończy się 15 czerwca – wskazywała minister Kluzik Rostkowska.
Minister chce iść na bój także o "bardziej uczciwy rynek". Ustawa wprowadzi zakaz oferowania nauczycielom i szkołom czegokolwiek w zamian za wybranie danego podręcznika. Kluzik-Rostkowska tłumaczyła, że obecnie często o wyborze podręcznika decydują właśnie takie „bonusy” od wydawnictw, a nie jakość książki.
Oczywiście, MEN choć dopłaci do ćwiczeń dla uczniów, to nie planuje dopłat dla nauczycieli. - Uważamy, że oni mogą sobie pozwolić na pomoce dydaktyczne – powiedziała mi Joanna Kluzik-Rostkowska.
Autor widmo
Niestety, z konferencji nie dowiedzieliśmy się najważniejszego: kto jest autorem podręcznika. Choć z początku ministerstwo zapowiadało, że minister zdradzi dzisiaj ten szczegół, to dziennikarze usłyszeli tylko, że „jeszcze zostaną potrzymani w niepewności”.
Kluzik-Rostkowska nie chciała też komentować doniesień „Gazety Wyborczej” na temat tego, że jeden podręcznik dla klas I-III zostanie oparty w dużej mierze o podręcznik „Włącz Polskę”. Służy on imigrantom i zawiera podstawy z nauk przyrodniczych, polskiego i matematyki, a jego autorką jest Maria Lorek – znana w środowisku edukacyjnym.
„GW” sugerowała w swoim tekście, że „Włącz Polskę” może być bazą dla rządowego podręcznika, bo zawiera niemal wszystko, co niezbędne pierwszoklasistom. - Mogę powiedzieć tyle, że budujemy własny podręcznik, to będzie nasza książka. Jej stworzenie nie jest takie łatwe, by wystarczyło się tylko oprzeć na czymś już istniejącym – odpowiedziała na te doniesienia Kluzik-Rostkowska.
Gdzie jeszcze jest jeden podręcznik? Nigdzie
Niestety, okazało się też, że nieprawdziwe są stwierdzenia o tym, jakoby w innych, „bogatszych” krajach stosowany był system jednego podręcznika. - To metoda incydentalna – odpowiedziała Kluzik-Rostkowska na moje pytanie o kraje, w których taki system się stosuje. - Gdybym nie musiała, to bym tego nie robiła – podkreśliła.
Dlaczego więc MEN musi wprowadzić jeden podręcznik? Minister tłumaczyła, że jej resort musi doprowadzić do tego, by podręczniki były tańsze lub darmowe, a tworząc jeden podręcznik, zwrócono w ogóle uwagę mediów na ten problem. - Nie miałam wątpliwości, by te zmiany rozpocząć – dodała szefowa MEN. Nie wiadomo jednak jeszcze, kto ów podręcznik wydrukuje – to pytanie zostało na konferencji pominięte.
Tak czy siak, będzie jak chce rząd
Joanna Kluzik-Rostkowska podkreślała do tego, że choć wątpliwości co do różnych elementów ustawy są, to nie powinniśmy patrzeć na nowe przepisy bardzo krytycznie. - Pamiętacie Państwo co było przed wprowadzeniem przedszkoli za złotówkę? Też było zamieszanie, protesty, a teraz wszyscy się do tego dostosowali – przekonywała minister.
Zapomniała jednak wspomnieć o tym, że rząd Donalda Tuska wprowadza swoje reformy niezależnie od protestów społecznych czy dziennikarzy. I nawet jeśli wątpliwości są poważne, a dziennikarze naciskają, to rząd robi dokładnie to, co chce – i obywatelom nie zostawia wyjścia. Zostaje im się tylko dostosować.