"Reborn" musi budzić kontrowersje. Realistycznie wyglądające lalki, które przedstawiają wizerunki dzieci są przez wielu uważane za sztukę i przedmiot warty kolekcjonowania. Inni przekonują, że kupują je kobiety, które straciły dzieci bądź nie mogą ich mieć. Jedno jest pewne: poziom realizmu robi wrażenie. Rozmawiamy z Dominiką, autorką tej nietypowej sztuki.
Reborn to zabawka dla małych dzieci czy raczej rzecz dla dorosłych? Jedni mówią, że to zwykłe kolekcjonerstwo, inni, że substytut prawdziwego dziecka.
Na pewno to nie jest zabawka, bo lalki Reborn są bardzo delikatne. Powiedziałabym, że to rękodzieło, które się kolekcjonuje. Przecież kiedyś kobiety zbierały niewielkie lalki z porcelany. Reborn to po prostu trochę inna wersja tego. Chociaż dzieci też je dostają, ale starsze. Te lalki z winylu mogą być prezentem na komunię, babcie kupują je wnukom na urodziny czy pod choinkę, ale one nie służą do zabawy.
Na pewno też nie jest to dla nikogo namiastka dziecka. To lalka i tyle. To rzecz kolekcjonerska, tak jak modele samolotów czy czołgów, które składają faceci. Reborn to małe arcydzieła, które leży w łóżeczku i które się podziwia. To sztuka – ma cieszyć oko, nie zastępować dziecko.
Jak ludzie reagują na twoją pasję?
Różnie, chociaż to z reguły pozytywne opinie. Ale jedna czy dwie znajome, którym podarowałam lalki przyznały, że jej gościom nie do końca się to spodobało, mówili, że to trochę przerażające. Ale większości się podobało – mówili, że też by coś takiego chcieli, że to ładne. Gorzej jest w internecie, tam piszą, że to dla kobiet, które straciły dziecko, albo nie mogą go mieć. Ale do mnie nigdy nikt taki nie przyszedł ze zdjęciem i nie prosił, żeby zrobić tak wyglądającą lalkę.
Twój mąż też nie ma nic przeciwko?
Nie, nigdy się ze mnie nie śmiał, wręcz przeciwnie – pomagał mi na początku. Podobało mu się i mnie wspierał. Zawsze miałam problem z namalowaniem ładnych brwi, więc prosiłam go, żeby ocenił czy równo namalowałam, czy coś trzeba poprawić. Kiedy skończę, to też przyjdzie obejrzeć. Ale jest mało obiektywny, bo wszystkie mu się podobają.
Jak wygląda przygotowanie takiego dzieła?
Początkiem pracy jest ściągnięcie z zagranicy części, bo w Polsce się ich nie dostanie. Najczęściej kupuję w Stanach Zjednoczonych lub w Niemczech. Osobno przychodzą rączki, osobno nóżki, osobno główka. Może być model śpiący, czyli z zamkniętymi oczyma, albo taki z otwartymi. Wtedy też trzeba zamówić wypełnienie oczu, bo Reborn nie działa jak zwykła lalka, która je otwiera i zamyka.
Co to znaczy wypełnienie oczu?
Zamawiam szklane wypełnienie, które lepiej imituje gałkę oczną. Kiedy już się wszystko ma, taki winylowy model trzeba odtłuścić, umyć i osuszyć. Wtedy zaczyna się malowanie – ja używam farb olejnych, które później wymagają jeszcze utrwalenia termicznego w piecu. Ja robię to w zwykłym piecu elektrycznym. Nakłada się kilkanaście warstw farby i zabezpiecza wszystko werniksem, żeby farba nie zeszła.
To żmudna praca, bo maluje się nawet najdrobniejsze szczegóły, łącznie z naczynkami krwionośnymi widocznymi przez cienką skórę dziecka. Po malowaniu dodaje się włosy, i rzęsy, a specjalną farbą 3D domalowuje się brwi i paznokcie. Kiedy to się zrobi, składa się lakę w całość. Trzeba dodać obciążenie, żeby miała masę podobną do dziecka w tym wieku. Są różne modele – jedne mają rozmiar wcześniaków, inne nieco starszych dzieci.
Ciężko określić ile trwa przygotowanie jednej lalki. To wiele skrupulatnych sesji po kilkadziesiąt minut lub kilka godzin.
Czyli już zamawiając części lalki trzeba wiedzieć, jak ona będzie wyglądała na koniec?
Tak. Są też takie artystki, które same rzeźbią model w polimerze, a z tego robią formę, w której powstają winylowe lale. Ale to już wyższa szkoła jazdy.
Jak wygląda wybieranie modelu? Jeśli tak w ogóle można powiedzieć.
Artystka może mieć stuprocentowy wpływ na to, jak będzie wyglądała lalka, chociaż są też gotowe zestawy. Ale ja takich nie kupuję, sama dobieram elementy. Trzeba zwrócić uwagę na to, czy model jest dobrze wyrzeźbiony, czy ma ładne palce, ładne uszy. To sprawdza się przed zakupem na modelu 3D. Bo chociaż z reguły korpusy są ładne, to czasem próbują sprzedać nieudane.
Później wybierasz kolor oczu, kolor włosów, dobierasz farbki, które decydują o tym, czy lalka będzie miała delikatniejszą skórę, czy będzie miała więcej wybroczynek, czy będzie opalona. Na skórze widać wszystko: żyłki, naczynka. A to jak to dokładnie wygląda wychodzi po drodze. Kiedy już pomaluję lakę dobieram włosy, bo staram się mieć różne kolory, czasami udaje mi się kupić ludzkie. Ja preferuję śpiące dzieci z ciemnymi włoskami, ale każdy ma inny gust.
Który etap pracy jest najtrudniejszy?
Teraz już chyba nie mam takich. Ciężko było, kiedy robiłam pierwszą, drugą czy trzecią lalkę. Łatwo jest z czymś przedobrzyć, ale całe szczęście można zmyć lalkę i zacząć od nowa. Niestety to duża strata czasu.
Najbardziej misterne są włosy. Nakłuwa się lalkę igłą i w dziurki wpycha włoski, które są zrobione ze specjalnie sprowadzanego moheru. Umieszczanie tych kosmyków włosów zabiera chyba najwięcej czasu. Czasami też trzeba się cofnąć i zacząć od początku. Ale kiedy coś za mocno się przytnie albo źle osadzi oczy, to już nic nie można zrobić – taki model jest do wyrzucenia. Wtedy bierzesz następny i próbujesz dalej.
Zdarzyło ci się, że musiałaś wyrzucić model?
Nie, ja pracuję bardzo powoli, robię lalki dla siebie, więc nie mam ciśnienia, żeby się spieszyć. Nie zarabiam na tym, zrobiłam kilka dla córki, dla siebie, dla swojej mamy na urodziny, bo bardzo jej się to podobało.
Nie jest męczące ślęczenie po kilka godzin nad modelem?
Raczej tak nie pracuję. Kiedy mam rozłożony warsztat podłubię coś sobie przez pół godzinki, odrywam się, żeby zrobić coś w domu, później znowu wracam na kilkadziesiąt minut. Ale każdy pracuje inaczej.
Kiedy i jak dowiedziałaś się o Reborn?
Przeglądałam aukcje na Allegro i znalazłam oferty kupna lalek. Były bardzo ładne i niezwykle mi się spodobały. Później trafiłam na podobne aukcje na eBay. Tam moda na to zaczęła się około 2000 roku, to prawdziwe szaleństwo za granicą.
Ile zrobiłaś lalek przez ten czas?
Około trzydziestu.
Ile osób zajmuje się robieniem tych lalek w Polsce?
Bardzo mało, chyba kilkanaście. Nie więcej niż 15. Sporo się wykrusza po drodze. Wiem, że ktoś wystawiał się ze swoimi lalkami na jakichś targach. Ale to i tak nic w porównaniu ze zjazdami artystek robiących Reborn, które są organizowane w Niemczech. Już kilka razy się tam wybierałam, ale jeszcze mi się nie udało. To duża impreza, bo tam lalki są bardzo popularne. Doskonale to widać, kiedy wejdzie się na zagraniczne serwisy aukcyjne.
Takie lalki pewnie sporo kosztują.
W Polsce ceny są stosunkowo niskie. Za to na eBay'u widziałam laki za 5-6 tys. dolarów. Ale one są robione z silikonu. Są miękkie, lejące, bardzo realistyczne. Ja robię modele z winylu, to takie trochę lepiej wyglądające Baby Born.
Na co zwraca się uwagę oglądając Reborn? Gdzie pokazuje się ten kunszt artystki?
Przede wszystkim lalka musi wyglądać jak najbardziej realistycznie. Przecież dziecko nie może mieć pomarańczowych ust czy zielonych włosów. Poza tym diabeł tkwi w szczegółach – dokładnie wymalowane paznokcie, dobrze wszczepione włosy, które ładnie się układają. Różnica jest też w oczach – te akrylowe nie wyglądają tak realistycznie jak szklane. Dowodem na to, że lalka jest dobrze zrobiona jest pytanie "czyje to dziecko" po pokazaniu komuś zdjęcia.
Trzeba jakoś konserwować te lalki?
Nie, można je po prostu odłożyć i podziwiać z daleka. Słońce jeszcze bardziej utrwala farbki i uwydatnia takie kolory jak czerwony. Oczywiście inaczej jest kiedy często się je dotyka, przestawia, wtedy niszczeje. Nie można ich wystawiać ich na wysoką temperaturę, bo może się odkształcić.
Pracujesz teraz nad czymś?
Nie, niestety nie mam czasu. Ale już mi tego brakuje, ciągnie mnie do tego. Bardzo mnie to odstresowuje, rozluźnia.